Rozdział 6

248 13 6
                                    

Młodzi shinobi stali w pewnych odstępach pilnując niedokończonego mostu. Z tego, co dowiedział się budowniczy w średnim wieku, była to ich jedyna ochrona. Niestety, nie mieli co liczyć na pomoc ninja mgły. Ten Szmurgal - jak nazywali Lorda Feudalnego mieszkańcy wioski - odciął całkowicie przepływ informacji już dawno.
Wysokie cło za przewóz produktów przez szeroki odcinek wody było codziennością, którą miał zakończyć most. Bezpośrednie zwierzchnictwo Gato nad wyspą umożliwiało nakładanie kuriozalnych podatków, wysoko ponad górną granicą ustaloną przez Radę Wioski Mgły. Nikczemnik z powodzeniem najpierw wyszukiwał ludzi chcących powiadomić stolicę o nadużyciu, by następnie zapłacić pewnym nieciekawym osobom za pozbycie się buntowników. Odkąd Zabuza Momochi zawitał w jego arsenale nikt nawet nie śmiał myśleć o poprawie sytuacji.

- Ałć - krzyknął ktoś z przeciwległego końca mostu. - Kto tu położył te cholerne deski?!

Budowniczy przesunął znużonym wzrokiem po mgle, która zasłaniała widok już w odległości dwudziestu metrów. Jeszcze kilkanaście minut i nie będę widział czubka własnego nosa. Pomyślał budowniczy.

Naruto oraz Sakura wtenczas za postanowieniem Kakashi'ego ćwiczyli walkę swoją nową bronią. Co prawda żadko zdarzało się, że narzędzie było wybierane tak późno, ale jak stwierdziła Sakura, była zbyt skupiona na nauce, żeby zawracać sobie głowę tak trywialnymi sprawami.

Po prostu miała to w dupie kiedy uganiała się za Sasuke, ale sensei nie musiał o tym wiedzieć. Ale wiedział, domyślił się już dawno.

Z Naruto natomiast, sprawa przedstawiała się zgoła inaczej. Rodzice (mama w szczególności) wpajali mu od dzieciństwa najlepsze sposoby ucieczki i wyciszania chakry. Jako iż był dzieckiem ruchliwym oraz nie za bardzo przygotowanym na walkę kontaktową, Kakashi postanowił wybrać dla niego długi, metalowy kij. Było to najlepsze rozwiązanie dla osoby o tak dobrej zręczności, ale dużym rozkojarzeniu.

Naruto, jak przystało na syna Hokage, ćwiczył w absolutnym skupieniu... Przez pierwszych kilka godzin. Potem odezwała się jego natura leniwca i inflantywnego dziecka - zaczął szukać drogi na skróty. Już po kilkunastu minutach jego nadgarstki zaczęły intensywnie boleć, po kilku godzinach nie mógł nawet utrzymać kija w ręce.

Wtedy zaczął eksperymentować.

<~*~>

Sakura wykonała kolejny zamach. Jej idealne (w swoim mniemaniu) rączki pociły się niemiłosiernie w grubych rękawicach nabitych ćwiekami. Teraz żałowała swojego wywyższania się. Miała naturalny talent kontroli chakry, co odkrył u niej nauczyciel Iruka już w trzeciej klasie. Od tego czasu stale ćwiczyła takie małe sztuczki, a wczoraj zdarzyła się okazja żeby popisać się przed Sasuke! Niestety, sensei uznał, że będą jej pasować te beznadziejne rękawice przewodzące chakrę. Na początku była zszokowana tym wyborem, ale po godzinie drzewo, na którym ćwiczyła zwaliło się na ziemię prawie ją przygniatając. Wtedy troszeczkę zaufała nowej broni, ale to nadal nie zmieniało tego, że były beznadziejne.

<~*~>

Trzeciego dnia pobytu na Wyspie nasza mała kompania została zaatakowana, a zdarzyło się to w południe, kiedy większość mieszkańców wybrało się na obiad do swoich domów. Sensor zatrudniony przez Osadę (kuzyn znajomego kolegi, który akurat przyjechał na urodziny ciotki kuzyna) nie zawiadomił w czas stróży mostu, leżąc obecnie nieprzytomny w jakimś rowie.

Nie, nie został zaatakowany. Schlał się kiedy nikt nie patrzył. To właśnie jego nieodpowiednie skłonności do alkoholu były powodem zwolnienia z pozycji chunina, ale to już opowieść na inny rozdział.

Wracając do wydarzeń na feralnym moście w konieczności jestem by przytoczyć kilka faktów o Zabuzie Momochim.

Był to drań jakich mało. Wychowany został tak jak większość potomków sławnych klanów - w przekonaniu o niezaprzeczalnej wyższości nad plebsem. Jako jedynak zawsze dostawał to co chciał, przez co zawsze pragnął coraz więcej i więcej. Jego rodziców to zaniepokoiło. Nagle, w wieku około dwunastu lat, wyrósł przed Zabuzą mur obowiązków i zakazów. Nie chciał go, nienawidził go. Rodzice mieli nadzieję, że pokona go budując most pokory i cierpliwości, ale on nie miał zamiaru czekać. Zaszarżował i rozwalił murek w drobny mak. Wydarzenie to nazwane zostało po latach Masakrą Czerwonej Nocy. Wtedy stwierdził, że może wszystko i zaszedł aż do Gato - najgorszego z najgorszych.

<~*~>

Pierwszym, co poczuł Naruto był nieprzyjemny dreszcz. Gdzieś na granicy swojej percepcji wyłapał potężną, dziką chakrę. Zimny pot spłynął mu w dół pleców. Potencjalny przeciwnik nawet nie próbował się ukryć.

Naruto niewiele myśląc (co wychodziło mu naprawdę dobrze) pobiegł do Kakashi'ego. Podnosząc się z ziemi, na której odpoczywał złapał swój kij i skierował się w stronę mostu, po drodze zawołał Sasuke i Sakurę. Wiedział, że nie zdąży na czas i miał nadzieję, że Kakashi jest chociaż w jakimś stopniu sensorem.

Kiedy przybyli walka rozgorzała na dobre. Postawny mężczyzna dzierżący okazały miecz walczył z Hatake, kiedy reszta opryszków rozstawiała ładunki wybuchowe po na wpół skończonym moście. Gato był człowiekiem mądrym i przebiegłym, co pozwoliło mu aż tyle czasu utrzymać się w tej branży. Dobrze wiedział jakie koszty potrzebne były mieszkańcom na budowę, dlatego specjalnie czekał, aż budowla będzie prawie skończona - żeby zniszczyć ją z rozmachem i i upewnić się, że wieśniacy nie będą już w stanie finansowo podnieść takiej rebelii. W rezultacie pogodzą się z knowaniami Gato, który będzie mógł robić co tylko zechce. Jaka szkoda, że dzieciaki, które były tego dnia na moście to syn Hokage, geniusz z sharinganem i dziewczynka o nieludzkiej sile. Zaiste, jaka szkoda...

###
Długo mnie nie było...

Uciekinier - Naruto fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz