Rozdział 5

276 14 0
                                    

- Rozumiem - odpowiedział. - Więc Hokage spodziewa się ruchu z jego strony. W takim wypadku klan Uchiha odegra kluczową rolę. - Czarnowłosy spojrzał na twarz swojego podwładnego.

- Czy nie pora już na to, abyśmy również wyszli z cienia, Orochimaru-sama?

Na twarzy sannina wykwitł iście szatański uśmiech. - Pora zebrać próbki.

<~*~>

Obserwowałem uważnie moich podopiecznych podczas treningu. Znowu udawałem, że poszedłem sobie, ale tak naprawdę siedziałem na pobliskim drzewie. To miało zachęcić ich do bycia bardziej czujnymi. Szczerze zaskoczył mnie Naruto, co trochę zerkał w moją stronę informując, że wie gdzie się znajduję. Kilka razy zmieniałem kryjówkę, a on i tak był w stanie określić moje położenie, nawet po wyciszeniu chakry. Kushina-san co prawda mówiła, że trenowała z nim umiejętności sensoryczne, ale nie wiedziałem, że na takim poziomie.

Ehhh... Ale bym poczytał książkę.

<~*~>

Patrzyłem w sufit, znowu nie mogłem zasnąć. Ciążyła mi sprawa spotkanych niedawno jounina i ANBU Wioski Ukrytej we Mgle. Długowłosy Haku również był użytkownikiem kekkei genkai i wydawał się być tylko trochę od nas starszy. Powinienem być na tym samym poziomie co on. Najchętniej wyskoczył bym z łóżka i pognał na trening, ale Hatake kazał nam się wyspać na jutro.

Westchnąłem przekręcając się na bok. Co chwilę przykrywałem i na nowo odkrywałem kołdrę. Aktywowałem sharingan patrząc przez okno na rozgwieżdżone nocne niebo. Ścisnąłem róg poduszki między palcami. - Dam radę.

<~*~>

Cios, unik, cięcie katany. Jeszcze tylko kilku przeciwników i misja skończona. Spojrzałem na Naoki, miała lekką ranę na brzuchu i nie była już w stanie aktywować swojego sharingan'a. Kazałem się jej natychmiast wycofać. Ciemnym korytarzem zbliżali się wrogowie, biegli.

Jest źle.

Eksperymenty Orochimaru okazały się o wiele silniejsze niż sądziliśmy. Co prawda ruszyliśmy trzema oddziałami ANBU, ale większość to nowi, niedoświadczeni. Według informacji jakie otrzymaliśmy ta kryjówka powinna być o wiele mniejsza. Okazało się jednak, że jest połączona z drugą, przez co mieliśmy o wiele więcej wrogów niż przypuszczaliśmy.

Zablokowałem uderzenie i aktywowałem mangekyo sharingan'a. Piątkę przeciwników spowiły czarne płomienie. Poczułem pieczenie w prawym oku i krew na policzku. Pobiegłem za Naoki w stronę wyjścia uważnie się przyglądając mijanym pomieszczeniom. Dotarłem do grupy siedzącej pod drzewem niedaleko wejścia, medycy opatrywali rany kilku shinobi. Dwanaście razem za mną.

- Kogo nie ma? - Spytałem się grupy.

- Szakal i Wrona wyruszyli po posiłki do Wioski Drewna - odpowiedział Kot pakując lekarstwa spowrotem do małej kieszeni. - A Małpa zginął, zapieczętowałem jego zwłoki w zwoju.

- Rozumiem. Zostaniemy tu do czasu przybycia posiłków.

- Rozkaz - odpowiedziała chórem grupa.

Usiadłem i wziąłem wodę. Z tego miejsca do Wioski Drewna było około kwadrans, więc mamy dużo czasu. Stacjonowało tam kilku chunnin'ów w celu ochrony przed bandytami kradnącymi drewno z tartaków. Z powodu nadzwyczajnej żyzności gleby lasów okalających wioskę rośliny rosną tam czterokrotnie szybciej. Tamtejsi shinobi specjalizują się w eksploracji terenu i technikach medycznych. Spojrzałem na rannych.

No pięknie, 4 zgony w raporcie.

<~*~>

- Mistrzu! - Krzyknął młody eksperyment wbiegając do wielkiej sali, gdzie obecnie urzędował mężczyzna o fioletowych włosach. - Nastąpił atak na północną kryjówkę sannina Orochimaru!

Wyglądał jakby wcale nie usłyszał słów swojej lewej ręki. Wciąż wpatrywał się i uważnie nadzorował przebieg przewozu nielegalnej, sztucznej chakry. Dopiero po chwili jego wzrok spoczął na chłopaczku. - I co z tego?

Eksperyment z blizną ciagnącą się wzdłuż lewego policzka młodej twarzy, niezmiernie się zdziwił. Następnie okazał zmieszanie, a na koniec złość. - Przecież Mistrz się zobowiązał nas chronić!

Rzeczywiście, mężczyzna w zamian za lojalność obiecał chronić grupkę gówniarzy, lecz nic nie mówił o tworzeniu sierocińca ze swojej fabryki. Nic dziwnego, że ten obślizgły gad ich porzucił, gdyby ich IQ było większe o zaledwie kilka cyfr, to pewnie byliby w stanie przeprowadzić fotosynteze. Ale jedno musiał przyznać - byli silni, tyle mu wystarczyło.

- Jak chcesz to sobie idź i ich ratuj, ale tutaj nie zostaną. - Powiedział obojętnie, niemal wzgardliwie cały czas obserwując prace spod przymróżonych powiek. 473 - ktoś mu podpierniczył jedną skrzynkę.

Młokos już otwierał buzię, chcąc się kłócić, ale w zaledwie jednej chwili jego Mistrz rzucił się z niewiarygodną prędkością w przód. Zeskoczył z balkonu pokonując dobre 15 metrów w powietrzu i wylądował na jednej z większych skrzyń. Pracownicy przesuwający towar jak jeden mąż zwrócili swoje głowy w stronę nieoczekiwanego hałasu. Fioletowowłosy włożył ręce do kieszeni przyjmując nonszancką pozę. Lekki, kpiący uśmieszek wykwitł na jego przystojnej twarzy. Przeleciał wzrokiem po swoich robotnikach i już znał odpowiedź na nurtujące go pytanie. Od zawsze słynął ze swoich umiejętności obserwacji i odczytywania ludzkich myśli, co czyniło go jednym z najlepszych w tej branży, więc zaledwie ułamek sekundy pozwolił mu znaleźć winowajcę. Niedawno zatrudniony, ciemna skóra - z południa, krople potu ściekające po twarzy i przestraszony wzrok. Pewnie kradł po raz pierwszy w życiu, co za amator.

Młody nieszczęśnik odstawił skrzynkę i ruszył pospiesznie do wyjścia z nadzieją, że szef nie zauważy. Tyle ich jest. Na pewno nie zauważy zniknięcia jednej, prawda? Prawda?! Biegł wąskim korytarzem w stronę tylnego wyjścia. Przerażenie wzięło górę nad zdrowym rozsądkiem, przecież właściciel nie bez powodu był nazywany "Demonem z wyobraźni". Jakiż on głupi był, że nie przewidział zdemaskowania już po wyniesieniu jednej sztuki drogocennej substancji! Najprawdziwszy imbecyl!

Wtedy to poczół. Najpierw lekki zawrót głowy, ledwie co go zauważył. Potem nie mógł dojrzeć końca tunelu, jakby biegł ku nieosiągalnemu. Za sobą usłyszał powolne stąpanie. Coś podążało jego śladami. Coraz głośniej i głośniej. Biegł z pełną prędkością wkładając w to wszystkie swoje siły. Przerażenie i bezradność wyciskały mu łzy z oczu. Błagał już tylko żeby to wszystko się wreszcie skończyło. Żeby wreszcie mógł dotrzeć do końca tego gównianego korytarza.

Ból promieniujący ze złamanych kończyn uświadomił go, że wpadł rozpędzony na drzwi. Nie wiedział jak, gdzie i skąd, ale ulga jaką poczół w tamtej sekundzie wyparła wszelkie myśli z jego mózgu. Prawie jak w transie otworzył jedyną barierę, przez którą nie mógł opuścić tego miejsca.

Sprawne pchnięcie między żebra; przebite płuco i serce - życie nieszczęśnika zostało zakończone zanim jeszcze się na dobre zaczęło.

Uciekinier - Naruto fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz