Rozdział 2

369 22 0
                                    

- A więc tak sprawa wygląda. - powiedział Czwarty Hokage patrząc na panoramę Konohy.

- Niestety nie udało mi się ustalić dokładnej daty. - dodałem zerkając na Trzeciego. Mimika twarzy Sarutobiego nie zmieniła się ani na chwilę, gdy mówiłem o wynikach mojego śledztwa.

Atmosfera w biurze była niezwykle napięta.

- Czyli nareszcie wykonał konkretny ruch - odezwał się starzec po dłuższej chwili ciszy. - Minato, obawiam się, że trzeba będzie to zrobić.

Blondyn powoli odwrócił się i spojrzał na mnie z niemym pytaniem na twarzy.

- Zrobię to - odpowiedziałem cicho.

- Nie musisz, masz rodzinę i przyjaciół, mogę zlecić to innemu ANBU. - Pomyślałem o Sasuke, ostatnio skończył Akademię. Jest silny poradzi sobie. Może kiedyś mi wybaczy.

- Zrobię to - powtórzyłem patrząc na odległe mury wioski. To mogą być moje ostatnie chwile tutaj.

Starzec dotychczas stojący w cieniu wyszedł z pomieszczenia powolnym krokiem.

- Bazując na zebranych informacjach nie może zaatakować wcześniej niż za kilka miesięcy. - Odezwał się Namikaze. - Do tego czasu zostaną ustalone wszystkie szczegóły, możesz iść.

Wyszedłem z biura, postanowiłem udać się na dango. To trochę śmieszne. Przed chwilą planowaliśmy morderstwo, a teraz jak nigdy nic siedzę i jem sobie w knajpce.

- Część, Itachi-nii-chan! - usłyszałem tuż przy uchu.

- Co u ciebie Naruto-kun? - Przyzwyczaiłem się już do jego nagłego wyskakiwania znikąd. Istny mistrz wyciszania chakry, niektórzy nawet zastanawiali się czy ją w ogóle ma. Dzięki treningowi Kushiny-san został numerem jeden ucieczki. Postanowiła ćwiczyć z nim osobiście po incydencie sprzed kilku lat. Otóż podczas krótkiej nieobecności Hokage w wiosce, Naruto-kun został zaatakowany przez kilku shinobi, którzy stracili rodziny podczas ataku Kyuubiego. Jako kapitan oddziału ANBU byłem jednym z niewielu wtajemniczonych.

- Jestem w drużynie z Sasuke i Sakurą-chan, 'ttebayo! - powiedział z dużym uśmiechem na twarzy. Usiadł koło mnie i poprosił starszą kobietę za ladą o dango. Spojrzała na niego z obrzydzeniem, ale widząc mnie obok natychmiast się poprawiła.

- Już podaję, paniczu Naruto. - Powiedziała ze sztucznym uśmiechem i przesłodzonym głosem.

Gdyby mnie tu nie było to pewnie jakiś talerz "przypadkiem" rozbiłby się na twarzy Naruto-kun.

- Słyszałem od Sasuke, że waszym sensei jest Kakashi-san. - Musiałem szybko zmienić temat.

- Yhm, chyba nadal pamięta jak się mną opiekował, gdy byłem mały - powiedział i zjadł kawałek przed chwilą podanego jedzenia. - Ty chyba też nie zapomniałeś - dodał z chytrym uśmieszkiem.

- Tego nie da się zapomnieć. - Po moich plecach przeszły dreszcze na samo wspomnienie tych tortur. Opiekowanie się blondynem było trudniejsze niż misje rangi S, istne piekło.

Nagle Naruto-kun zaczął kaszleć. A jednak ta stara jedzą coś dodała do dango. Postanowiłem zabrać go do domu. Nie wiem jakie są pielęgniarki w szpitalu, ale wole nie ryzykować.

***

Odetchnąłem z ulgą gdy zastałem Kushine-san w mieszkaniu, blondyn prawie zemdlał po drodze. Zostałem wysłany po zaufanego medyka, znajomą czerwonowłosej. Po dokładnym badaniu okazało się, że Naruto-kun dostał trochę proszków nasennych. Trochę za dużo. Dawka nie była śmiertelna, co za ulga.

- Dziękuję Itachi - powiedziała żona Czwartego. - Możesz już iść do domu, nie chce cię więcej niepokoić.

- Dobrze, do widzenia. - Wyszedłem, nie chciałem jej przysparzać więcej problemów. Była jeszcze w stroju shinobi, pewnie dopiero co wróciła z misji. Miała bladą twarz i wory pod oczami. Szkoda mi tej kobiety, jej rodzina musi tyle cierpieć.

<~*~>

Obudziłem się rano, trochę bolała mnie głowa. Zapytałem mamy o to co się wczoraj wydarzyło. Ta staruszka wyglądała miło. Nie spodziewałem się, że będzie próbowała mnie otruć. No i pięknie, będę miał zły humor, a dzisiaj mamy spotkanie drużynowe na polu treningowym. Przez dłuższą chwilę kłóciłem się z moją rodzicielką o możliwość wyjścia z domu. Twierdziła, że nie mogę nigdzie dzisiaj iść, ponieważ miałem już czwarty wypadek w tym miesiącu. W końcu poszliśmy na ugodę, ona odprowadzi mnie na pole treningowe, a ja wrócę do domu zaraz po zakończeniu spotkania.

Szliśmy jedną z głównych ulic Konohy. Czerwone włosy mamy delikatnie falowały na wietrze. Była piękną kobietą, lecz mieszkańcy wioski i tak wyzywali ją od potworów i szkaradnych  wiedźm. Oczywiście nie mieli odwagi powiedzieć tego głośno, ale szeptali po kątach. Gdybyśmy nie byli rodziną Hokage to pewnie już dawno zabitoby nas, a w najlepszym wypadku wyrzucono z wioski. Wszystko przez to, że chronimy wszystkich. Mamy w sobie zapieczętowane połowy Yin i Yang Kyuubiego, demonicznego lisa. Ludzie traktują nas tak jakbyśmy to my byli tym demonem we własnej osobie. No cóż, życie nie jest sprawiedliwe i nie ma co się nad tym rozwodzić.

<~*~>

- Minato, tu masz raport z ostatniej misji, ale muszę jeszcze o czymś z tobą porozmawiać. - Powiedziała moja żona z powagą wypisaną na twarzy. Przed chwilą dosłownie wpadła do mojego biura trzaskając mocno drzwiami.

- O co chodzi, kochanie? - Podniosłem głowę znad papierów, przez to ciągłe pochylanie się zaczyna mnie boleć kark.

- Naruto znowu miał wypadek. Tym razem proszki nasenne. Ja już nie wiem co robić Minato. - W jej oczach zalśniły łzy. Wstałem szybko z krzesła i ją przytuliłem. Przez tą misje Itachiego nie wróciłem wczoraj do domu, a teraz tego żałowałem. Mogłem wpaść chociaż na chwilę.

- Gdzie jest teraz? - Spytałem się cicho.

- Odprowadziłam go na spotkanie z drużyną. - Odpowiedziała uspokajając się. Na jej twarzy pojawiła się ta charakterystyczna mina, a ja już wiedziałem, że musze się odsunąć na bezpieczną odległość. - Nie pozwolę żeby jeszcze kiedyś ktoś zrobił krzywdę mojemu synkowi, dattebane! - Krzyknęła machając szybko pięściami we wszystkich kierunkach.

To jest moja Kushina! Zaborcza, trochę straszna, niezawodna kobieta. Zaśmiałem się i usiadłem spowrotem na krzesło.

- Musimy zabronić mu jadać poza domem i chodzić po wiosce samemu. Przynajmniej przez chwilę. - To chyba najlepsze wyjście.

- Nie możemy mu wszystkiego zabronić Minato - powiedziała z lekkim wyrzutem. - Ale masz rację, na chwilę obecną. Musimy coś wymyślić, bo inaczej takie sytuację będą się powtarzać w nieskończoność.

<~*~>

Słyszałem od Kushiny-san o wczorajszym wypadku Naruto. Przez chwilę zastanawiałem się nawet czy nie odwołać spotkania mojej drużyny. Na szczęście blondynowi nic się nie stało i mógł przyjść. Na prośbę jego matki pilnowałem go od kiedy ta zostawiła syna na polu treningowym. Siedziałem na drzewie ukryty wśród liści nieopodal grupy dzieciaków i słuchałem sobie ich krzyków. A mogłem być teraz w domu i smacznie sobie spać.

~~~~~~~~~~~

W mediach Minato i Kushina z małym Naruto.

Uciekinier - Naruto fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz