⇨6⇦ (wspomnienia #2)

653 102 40
                                    

***

- Ji-jinyoung jest w szpitalu. Potrącił go samochód.

I wtedy serce Marka stanęło w miejscu.

***

Mark tak szybko, jak tylko dał radę, biegł w stronę przystanku autobusowego. Musiał się spieszyć. Z tego co dowiedział się od pani Bae, Jinyoung był w krytycznym stanie. Kierowca tira, który potrącił młodego Bae, uciekł z miejsca wypadku, nawet nie wzywając pogotowia. Podobno był pod wpływem alkoholu.

Mark wbiegł w autobus nawet nie martwiąc się o to, że nie ma biletu. Teraz najważniejszy był Jinyoung.

***

Chłopak wbiegł do szpitala, którego adres podała mu mama Jinyounga. Podszedł do najbliżej stojącej pielęgniarki.

- Dzień dobry. Wie pani, gdzie leży Bae Jinyoung ? To mój przyjaciel. Chcę go zobaczyć.

- Pan Bae został zabrany na ostry dyżur. Ale jeśli nie jest pan kimś z rodziny, to szczerze mówiąc, wątpię że lekarze udzielą panu informacji na jego temat. - powiedziała młoda pielęgniarka i odeszła.

Mark czym prędzej skierował się na wydział ostrego dyżuru. Na końcu korytarza zobaczył matkę Jinyounga. Szybko do niej podbiegł.

- Co z nim? - zapytał ledwo słyszalnie.

- Trwa operacja. Nie można tam wejść. Ma uszkodzonych kilka organów i złamane dwie kości. - łkała kobieta.

Mark podszedł do pani Bae i przytulił ją. Musi być silny. Nie może się poddać.

- Oh, Minhyung, dlaczego to musiało się przydarzyć właśnie jemu? Mojemu małemu synkowi. Czym on sobie na to zasłużył? Ma dopiero czternaście lat. - kobieta płakała a Mark głaskał ją po włosach.

- Będzie dobrze, proszę pani. On musi z tego wyjść.

W tym momencie z pomieszczenia wyszedł chirurg.

- Co z nim? Co z moim synkiem? - kobieta wyrwała się z uścisku Marka i podbiegła do lekarza.

- Pani syn jest w bardzo ciężkim stanie. Staramy się zrobić co w naszej mocy. Ale szczerze mówiąc, są bardzo małe szanse, że z tego wyjdzie. A jeśli się to uda, do końca życia będzie miał problemy z poruszaniem się. - powiedział lekarz kładąc rękę na ramieniu pani Bae. - Naprawdę mi przykro. - dodał.

Mark nie mógł wydusić z siebie słowa. Poczuł gulę w gardle. Zacisnął pięści. Miał ochotę rozerwać na strzępy tego, kto to zrobił. Kto skrzywdził jego małego Jinyounga.

Popatrzył na panią Bae. Była w jeszcze gorszym stanie. Siedziała na krześle z twarzą w dłoniach i zanosiła się płaczem. Mark nie chciałby być w jej skórze. Co w takiej sytuacji odczuwałaby jego matka? Wolał nawet o tym nie myśleć.

Usiadł obok pani Bae. Ostrożnie chwycił ją za rękę.

- Proszę przestać płakać. To nic nie da. Musi być pani silna. Dla niego. - powiedział Mark, ściskając jej rękę. Mimo że jemu też chciało się płakać, nie dał tego po sobie poznać.

- Minhyung, tak dobrze, że tu jesteś. Co ja bym bez ciebie zrobiła? Jestem taka baznadziejna.

- Proszę tak nie mówić. Jest pani cudowną kobietą. Wychowuje pani Jinyounga sama. Przygarnęła pani Yoonoha po śmierci jego rodziców. Sama zarabia pani na wasze utrzymanie. Chciałbym być tak dzielny jak pani. Ale zawsze może pani liczyć na mnie i moich rodziców. Pomożemy pani w każdej trudnej sytuacji.

love songs ✨ markhyuck (COMPLETE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz