Rozdział 6

25 6 0
                                    

 Mieszkałam w Warszawie już od tygodnia. Pamiętam, że w ciągu tych 7 dni zwiedziłam prawie całe miasto. Muszę przyznać, że ma niesamowitą historię. Cieszyłam się, że jestem daleko od domu. Tu przynajmniej mogłam pozwolić sobie na mały uśmiech, a wiem, że w moim starym mieście byłoby to po prostu nie możliwe. Siedziałam na łóżku ucząc się języka polskiego gdy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi.

 - Laro, posłuchaj musimy porozmawiać - powiedziała ciotka siadając obok mnie

 - Niby o czym? - zapytałam od niechcenia

- Wiem, że po tym co się stało... nie chcesz wracać do szkoły. Rozumiem cię, ale musisz uczyć się w domu. Druga sprawa jest taka, że będziesz raz w tygodniu chodziła do psychologa. Wiem, że nie chciałaś, ale dobrze ci to zrobi. Zaczynasz od jutra - powiedziała to wszystko na jednym oddechu cały czas mi się przyglądając.

 - Lepiej już idź - wysyczałam

Ciotka poszła robić obiad, a ja myślałam. Nie rozumiałam dlaczego jej tak zależy na tym psychologu. On przecież w niczym by mi nie pomógł. Powiedziałam dla niej jasno pierwszego dnia w Polsce, że do polskiej szkoły nie będę chodzić, a do psychologa tym bardziej. Zgodziła się, ale i tak postawiła na swoim. Podniosłam się z łóżka, poszłam założyć buty i wyszłam nie mówiąc nic.

 Chodziłam godzinami po ulicach miasta. Mimo, że go nie znałam to się nie zgubiłam. Nawet nie wiem dlaczego.Przyglądałam się ludziom z zaciekawieniem. Nie rozumiałam co mówili do siebie, ale widziałam co czują. Każde pary czy rodziny były inne, ale łączyło ich jedno: miłość i szczęście. Zazdrościłam im. Bardzo. Zanim się spostrzegłam był już wieczór, a niebo było pełne burzowych chmur. Pędem ruszyłam w stronę domu byle nie zmoknąć. Gdy już byłam pod klatką schodową rozpętała się burza. Nienawidziłam jej. Było w niej coś strasznego, ale nie dlatego nie lubiłam burzy. Kojarzyła mi się ona z rodzinnymi spotkaniami w czasie huraganów, kiedy zawsze siedzieliśmy koło kominka opowiadając sobie różne historyjki. Poczułam na policzku łzę. Wiedziałam, że to nie wróci. Nigdy.

 - Gdzieś ty była?! - krzyknęła ciotka gdy weszłam do mieszkania - Martwiłam się o ciebie!!

 - Poszłam się przejść. Przepraszam, że z mojego powodu się martwiłaś - odpowiedziałam szczerze

 - Już dobrze. Tylko następnym razem informuj mnie, że gdzieś wychodzisz. W twoim stanie to można się spodziewać najgorszego po tobie. - mówiąc to przytuliła mnie

 - Dobrze jeszcze raz przepraszam.

 Po chwili odsunęłyśmy się od siebie. Widziałam w jej oczach strach i ból. Wiedziałam, że się o mnie martwiła.

 - Jutro... pójdę... eh... Po prostu jutro pójdę do psychologa - wydukałam wreszcie

 - Tak myślałam, że prędzej czy później się zgodzisz. - uśmiechnęła się do mnie

 Pozwoliłam sobie na lekki uśmiech, a potem poszłam do pokoju z dziwną świadomością, że jutrzejszy dzień będzie... ciekawy...

...



Jedna chwila a całe życie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz