x.

2.6K 174 9
                                    

Straż w akompaniamencie głośnych syren ruszyła do lasu. Ben po długiej kłótni z ojcem, który nie pozwolił mu iść z nim na miejsce zdarzenia, zabrał nas do zamku. Królowa wraz z Dobrą Wróżką udała się do szkoły by uspokoić uczniów i nauczycieli.

- Myślisz, że to Mal? - spytałem gdy Ben był w wystarczającej odległości by nie usłyszał naszej rozmowy.

- Po co miała by atakować dziewczyny w lesie? - spytał zatrzymując się. Miał rację.

- Nie wiem, ale nie ma jej tu. Może chciała porwać Alane, by Król się szybciej poddał? - mówiłem czując narastający ból w brzuchu. Przegiąłem i to mocno. Jay złapał mnie za koszulkę i gdyby nie Ben pytający czy wszystko okej pewnie leżałbym już połamany.

- Tak, miał tu jakiegoś robala. - powiedział udając, że strzepuje coś z mojej koszulki.

Weszliśmy do zamku, przy którym stało już kilku strażników. Usiedliśmy w holu a po chwili dołączyła do nas Audrey, która mówiła tylko o tym jak bardzo się wystraszyła. Minął kwadrans a oprócz wyłączenia alarmu nic się nie wydarzyło. Nadal nigdzie nie widziałem Mal ani Evie. W pewnym momencie do pomieszczenia weszła królowa a za nią moje dwie towarzyszki z wyspy. Odetchnąłem z ulgą bo naprawdę się bałem, że zaczęła się rewolucja Potępionych.

- Znaleźli je, obie są nie przytomne. - powiedziała przytulając się do syna.

- Napastnik był młody, za młody na taką magię. - odezwała się fioletowowłosa.

- Byłaś tam z nimi? - spytałem na co ta kiwnela głową.

- Moja matka specjalizowała się w takiej samej gdy jeszcze... nie była na wyspie. - odparła.

- Trener mówił, że gdyby nie Alana to by już pewnie nie żyli. - wtrąciła się Evie. - Mówił, że rzuciła w tamtego zaklęciem. - dodała patrząc na Królową.

- Mamo, co ona mówi? Alana umie władać magią? Rzucać zaklęcia? - pytał na co ta uciszyła go gestem dłoni.

- Wyjaśnię Ci wszystko, Wam ale teraz chodźmy do niej, pewnie będzie się bać jak się obudzi.

Minął tydzień od pechowych wydarzeń, tydzień, w którym cały nasz plan poszedł się walić. Alana odzyskała przytomność raz, na chwilę po czym znów zapadła w sen. Lekarze mówią, że tak nagłe użycie magi i to takiej mocnej spowodowało, że straciła cała energię. Mecz się nie odbył, koronacja Bena została przeniosiona, wszędzie podwojono strażników. Nikt nie wie kim był napastnik, który zaatakował dziewczyny. Są plotki, że to także był chłopak, który dopiero odkrywał swoje zdolności i nie umiał nimi zawładnąć. Dziś lekcje zostały skrócone gdyż na dworze znów rozpętała się burza. Jay gdzieś zniknął, a ja nudziłem się niemiłosiernie. Myślałem o dziewczynie i jej życiu, o tym jak bardzo różniło się od mojego. Mimo deszczu ubrałem się i ruszyłem w stronę zamku, nikogo nie było na dworze i jestem pewny, że ludzie myśleli, że jestem skończonym idiotą. Wejście do zamku nie zauważonym skończyło się tym, że musiałem tłumaczyć się Pani Imbryk czemu roznoszę błoto po jej dywanach. Kobieta podała mi ręcznik i kazała oddać buty by mogła je wyczyścić. Gdy zdjąłem je a ta zniknęła z mojego pola widzenia ruszyłem w stronę pokoju Alany. Jestem bardziej niż pewien, że w jej pokoju jest Król lub Królowa, czego bałem się najbardziej.

- Szczerze? Myślałem, że to wszystko przez te dzieciory potępionych. - usłyszałem gdy zbliżyłem się do celu. Schowałem się za kolumną by rozmawiający strażnicy mnie nie zauważyli.

- Ta mała od Diaboliny wydawała się taka podejrzana i jeszcze to, że poszła tam z Królem, nie? - odezwał się drugi.

- A widziałeś jak ta od Złej Królowej się nosi? - spytał ponownie jednak tym razem przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi.

- Oboje macie zniknąć mi z oczy najszybciej jak się da! Jak śmiecie mówić tak o naszych gościach?! - pytała rozżalona Królowa. Dwóch strażników szybko się speszyło po czym ruszyli w stronę schodów. Uśmiechnąłem się zwycięsko ale gdy przypomniałem sobie, że ja stoję obok nich to coś zrobiło fikołka w moim brzuchu. W jednej chwili zostałem wyciągnięty zza kotary i popchnięty na dywam Pani Imbryk.

- Stop! - krzyknęła Królowa gdy obaj mężczyźni kierowali swoje bronię w moją stronę.

- To szieg! - krzyknął jeden.

- Nie jestem szpiegiem! Przyszedłem zobaczyć się z Alaną! - mówiłem trzymając dłonie obok głowy.

- Kłamiesz! Pewnie wysłali cię by ją dobić! - krzyknął drugi.

- Joshua! - wrzasnęła Bella. - Carlos wstań. - powiedziała a ja jak potulny piesek wykonałem jej rozkaz.

- Idźcie stąd, już! - odezwała się ponownie.

- Ja na prawdę chciałem się z nią tylko zobaczyć, nie chce zrobić jej krzywdy. - tłumaczyłem się ale ta tylko się zaśmiała.

- Wierzę Ci, wejdź do niej ale nie męcz jej bo znów straci przytomność. - powiedziała klepiąc mnie po ramieniu. Odeszła odemnie a ja stałem tam jak na ścięcie.

Wszedłem powoli do jej pokoju a gdy ujrzałem jej śliczną twarz sam się uśmiechnąłem. Miała zamknięte oczy, a pod nimi wielkie sińce, jej włosy były spięte w kucyk a pościel, którą była okryta była idealnie przykryta kocem. Wyglądała jak Śpiąca Królewna czekająca na księcia, który złamie zły czar i wybudzi ją z snu. Ale Alana zamiast Księcia miała mnie a ja wcale nie byłem dla niej dobrym kandydatem.

- Nie patrz się tak na mnie. - odezwała się cicho, jej głos był tak samo śliczny jak wcześniej.

- Czemu? - spytałem, serio? To było pierwsze co wpadło mi do głowy?

- Bo wyglądam jak wyglądam.

- Czyli ślicznie. - przerwałem jej na co ta uśmiechnęła się szeroko. - Zamknij drzwi. - upomniała mnie, więc zrobiłem krok w tył i zamknąłem wejście do jej pokoju. Ponownie odwróciłem się twarzą w jej stronę ale ona już nie leżała na łóżku, stała obok niego, nawet w dresach i białej koszulce wyglądała pięknie. Jej uśmiech tworzył motylki w moim brzuchu. Obserwowała mnie po czym wykonała krok a potem następny aż w końcu nasze usta złączyły się w pocałunku. Świat do okoła nie istniał. Byłem tylko ja i ona.

- Spokojnie, myłam zęby. - odezwała się gdy wreszcie się od siebie odsunęliśmy.

𝔇𝔢𝔰𝔠𝔢𝔫𝔡𝔞𝔫𝔱𝔰. sɪᴏsᴛʀᴀ ᴋʀóʟᴀ ¬ ᴄ.ᴅᴠOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz