17.

384 56 39
                                    

Wspomnienie 5: dzień, w którym rzeki wylały na brzeg

Jedno z kółek w walizce musiało być wykrzywione, bo przez cały czas ciężar przechylał się w jedną stronę. Tae nie zwracał na to uwagi, tak samo jak otaczający go ludzie, gdy wyszedł na jedną z bardziej ruchliwych uliczek. Kto by się przejmował blondwłosym chłopcem ze spakowanym całym dobytkiem w jednej walizce, który nawet nie miał pieniędzy, żeby zapełnić swój pusty brzuszek. Nie jadł nic od śniadania.

Przemierzał kolejne metry, narażając się na chorobę, bo lekki deszczyk zmienił się w burzę, która wyrywała ludziom parasole z dłoni, śmiejąc się z ich niemocy i wykrzywionych w grymasie złości twarzy. Kolejne krople uderzały niemiłosiernie o jego twarz, przysłaniając widok na świat, ale ten dalej uparcie szedł na przód.

Nie wiedział dokąd. Nie wiedział do kogo. Nie wiedział po co. Cały czas przed siebie, byle tylko oddalić się od miejsca, gdzie spędził całe dzieciństwo ze słabą matką, która nie potrafiła lub nie chciała obronić swojego jedynego syna przed ojcem, którego ambicje znacznie przewyższały możliwości Taehyunga. Tak jawił się obraz jego rodziców, którzy powinni kochać i wspierać. Budować jego silną wolę i pewność siebie. Co zamiast tego dostał?

Zimny wiatr i zacinający deszcz, który uderzał w jego ciało za każdym razem, gdy próbował się ruszyć. Tylko tyle był wart? Tylko natura potrafiła go czymś obdarować, nawet jeśli to była jedna z najbardziej nielubianych przez ludzi rzeczy?

Ściemniało się. Słonce nie pojawiło się od dawna, teraz dodatkowo przysłonięte zbliżającą się ciemnością nocy. Gwiazda Taehyunga tez nie pojawiła się od dawna, bo niby po co miałaby to robić? Jego limit szczęścia wyczerpał się już dawno temu, na nic mu było to światełko, które zerkało na niego w dzień i chowało się na noc.

Nawet nie zauważył, że wpadł na jednego z anonimowych przechodniów, przez co wylądował w zimnej kałuży, która zdążyła się utworzyć ze spadających kropel. Nie robiło to większej różnicy, bo i tak był już cały mokry, jednak przez to zderzenie jego walizka także wpadła do wody.

-P-przepraszam, j-ja nie chciałem...

Dopiero po chwili zerknął w górę, aby zerknąć na kogo miał przyjemność wpaść. Wysoki mężczyzna, ubrany w czarną kurtkę i czarne spodnie. Jego włosy również były czarne, co razem tworzyło jakiś dziwny, mroczny klimat.

Pomimo ogólnego strachu, Tae bał się jeszcze bardziej.

-Nic ci nie jest mały?

Jego głos rozbrzmiewał w głowie blondyna i odbijał się echem w mózgu. Pierwszy raz od dawna ktoś zwrócił się do niego w tak serdeczny sposób. Bez wyzwisk, bez szarpania, z jakąś dozą zmartwienia, które ukrywało się w tonie głosu. Wyciągnięta ręka tylko była potwierdzeniem tego, że nie chciał go zwyzywać jak to inni mieli w zwyczaju, gdy zakłóciło się ich bieg przez ulice donikąd.

Wyglądał na człowieka, który żyje w bogatej dzielnicy wydając pieniądze ponad stan, tylko co w takim razie robił w deszczu w dodatku w takim miejscu?

Taehyung lekko zdezorientowany chwycił wyciągniętą w geście pomocy rękę i wstał do pionu, starając się doprowadzić swoje ubrania do jakiegokolwiek stanu, który przez innych uznany by był za znośny. Cały był w błocie, w dodatku jego buty przemokły do samych skarpetek.

Obraz nędzy i rozpaczy, tak samo jak w duszy blondyna.

-Czemu chodzisz sam w taką pogodę, w dodatku bez parasola? Chcesz się przeziębić?

-N-nie, nic się nie stało panie...

-Yoongi. Mów mi po prostu Yoongi. Chodź, wszystko mi wyjaśnisz, tylko musisz się ogrzać.

Nie prosząc nawet o pozwolenie, zaciągnął zdezorientowanego chłopaka do pierwszej lepszej uliczki. Blondyn powoli tracił orientację, jednak posiadał ogromne pokłady zaufania do nieznajomych ludzi, więc tym bardziej chętnie podążał za nowo poznanym mężczyzną.

Ludzie z zasady są dobrzy, tylko życie uczy ich, że lepiej jest oszukiwać i grać nieczysto, zamiast każdego dnia uśmiechać się do innych ludzi, licząc na odwzajemnienie.

To brudna gra, a Yoongi wiedział o tym najlepiej ze wszystkich. Praca, którą się zajmował nie należała do najłatwiejszych czy do najuczciwszych, a chłopak, którego ciągnął za sobą na zatracenie był tylko towarem wymiennym za pieniądze. On dostarczał śliczne buźki, w zamian za co dostawał sowite wynagrodzenie. Tak to działało, a że Taehyung odznaczał się wyjątkową urodą i napatoczył się akurat gdy Yoongi wracał z baru było czystym zrządzeniem losu.

Tym razem promyk szczęścia odezwał się do czarnowłosego, gdyż młodszy chłopak był na tyle głupi albo niedomyślny, że nawet nie próbował uciekać.

Zwabiony sztuczną dobrocią i zatroskaniem w oczach Yoongiego szedł za nim, aż do samej bramy jednej z kamienic, znajdujących się parę metrów od miejsca, gdzie Taehyung miał bliskie spotkanie z kałużą.

Deszcz przybierał na sile i nawet gdyby próbował krzyczeć, na nic by mu się to zdało. Ulice w momencie opustoszały, każdy zdrowy na umyśle człowiek uciekał, byle tylko się schronić.

Ale po co miał uciekać, skoro i tak nie miał dokąd?

-Po co mnie pan tutaj przyprowadził?

-Pomyślałem, że na pewno jesteś zmęczony i chciałbyś odpocząć.

-Przepraszam, ale ja już musiałbym się zbierać, nie mogę...muszę wysuszyć moją walizkę...

Yoongi nigdy nie bawił się w ceregiele, a tym razem miał naprawdę łatwo, bo chłopak nawet nie myślał o tym aby podnieść alarm, więc długo nie myślał nad tym jak go obezwładnić. Bo nie oszukujmy się, ale Taehyung do najsprawniejszych osób nie należał.

Dlatego dopiero teraz szarpiąc się jak ryba wyjęta z wody, próbował uciec. Teraz, gdy na jego oczach znalazła się opaska przysłaniająca wszystko i wszystkich, a jego kończyny były skrępowane.

Pozostała po nim tylko walizka stojąca w bramie kamienicy. Kilka ubrań, jedna para butów doszczętnie zmoczone stały pod daszkiem, czekając grzecznie na właściciela, który nigdy już nie wróci po nie.

A Yoongi? Cieszył się z tego, jakie szczęście go spotkało tego wyjątkowo paskudnego wieczora, bo wiedział, że będzie mógł spędzić jutrzejszy dzień cały ze swoim chłopakiem.

Chłopakiem, który nie wiedział o jego życiu. A przecież Jimin należał do bardzo ciekawskich osób.

Nigdy się nie domyślił, że gdy rano przyszedł odwiedzić starszego, w pokoju obok skomlał blondyn, błagając o wolność.



a/n: tracę swoją wewnętrzną army, pomóżcie

I obiecaj, że uciekniemy ∆Vkook∆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz