12.

401 53 15
                                    

-Tae, nie płacz proszę

Jungkook wtulił bardziej w siebie kruche ciałko blondyna i położył dłoń na jego głowie, po czym wsunął palce między złote kosmyki. Serce mu się łamało na pół, gdy słyszał, że ten aniołek wylewa z siebie kolejne łezki.

-Kookie...Ja już tak dłużej nie mogę...

Od kilku dni co noc śnił mu się jeden koszmar. Chłopcy już mieli nawet zwyczaj, że Tae po przebudzeniu natychmiast wsuwał się pod narzutę Kooka i przytulał do jego torsu, by choć trochę się uspokoić. Z każdym dniem blondyn opowiadał nowe szczegóły ze swoich snów, które równocześnie były wspomnieniami z jego życia. Po wylaniu z siebie wszystkich żalów zasypiał wtulony w bruneta, aby następnego dnia zacząć wszystko od nowa. I tak codziennie, nic się nie zmieniało, choć Jungkook obiecał, że wszystko będzie dobrze. Czyżby kłamał?

Na pewno nie, Jungkookie by go nigdy nie okłamał. Niedługo wybije równo miesiąc, od kiedy się poznali. To trochę mało czasu, żeby poznać drugiego człowieka, ale Tae czuł, że przy brunecie żadna krzywda go nie spotka.

-Już, cichutko, teraz spróbuj zasnąć.

-N-nie chcesz, żebym ci dalej opowiadał?

Pomimo braku światła brunet i tak mógł dostrzec te maleńkie oczka, które wpatrywały się w niego z wyczekiwaniem. W tamtym momencie oddałby by wszystko byle tylko na twarzy blondyna znowu zagościł uśmiech.

-Tae, jesteś zmęczony i widzę, że to ci sprawia ból.

Blondyn nic nie odpowiedział, tylko wtulił twarz w zagłębienie w szyi Jungkooka

Wspomnienie drugie: dzień, w którym słońce nie chciało wzejść

-Jinnie, j-jesteś tam?

Przez chwilę nie słyszał go w słuchawce, więc był prawie przekonany, że Seokjin się rozłączył, co robił ostatnio dosyć często.

-Jestem, jestem, czemu znowu płaczesz?

-B-bo ja...Tata znowu był zły i ja...nie zdążyłem uciec do pokoju

Pociągnął nosem i przyłożył dłoń do policzka. Nadal był czerwony i zaczął puchnąć. Będzie musiał zużyć więcej podkładu niż zazwyczaj, żeby pokazać się normalnie w szkole. Mama do tej pory nie wróciła, a był już późny wieczór. Przez to blondyn bał się zejść na dół, żeby nie drażnić więcej ojca. I tak wystarczająco dużo wysłuchał na swój temat. Jedynym plusem tej sytuacji był fakt, że skończą się korepetycje. Teraz Tae miał siedzieć sam nad książkami, bo jak to powiedział ojciec „nie będzie wyrzucał pieniędzy w błoto na darmozjada bez perspektyw"

-Wiesz, że mi przykro, ale co ja mogę na to poradzić?

-Nic Jinnie, bylebyś ze mną był. To mi wystarczy.

Uśmiechnął się lekko. Seokjin był jedną z nielicznych osób, którym ufał. W końcu czego miał się bać przed swoim chłopakiem? Wierzył, że kiedyś to wszystko się skończy, wyjedzie na upragnione studia artystyczne i nie będzie się niczym przejmował. Wiedział, że będzie ciężko, bo od rodziców nie dostanie ani grosza. Choć nawet gdyby cokolwiek mu dali, on by i tak tego nie przyjął. Chciał wszystkiego dokonać ciężką pracą. Wtedy dopiero mógłby powiedzieć, że czegoś dokonał.

-A właśnie, kiedy zamierzasz powiedzieć rodzicom o nas?

-Wiesz przecież, że to nie jest takie proste. Naprawdę bym chciał, tylko się obawiam, jak to przyjmą.

Usłyszał westchnięcie po drugiej stronie słuchawki. Nie chciał znowu zaczynać tego tematu, bo wiedział, że i tym razem skończy się to kłótnią.

-Taehyungie, moja cierpliwość się kończy, jeśli ty tego nie zrobisz, to ja to zrobię.

-Nie! Proszę, obiecuję, że sam to zrobię tylko potrzebuję więcej czasu.

-Dobra, muszę kończyć.

Usłyszał dźwięk sygnalizujący koniec połączenia. Nie powiedział mu nawet głupiego cześć. O „kocham cię" czy „dobranoc Taehyungie" nie wspominając. A jedyne czego chciał blondyn to przytulenia i powiedzenia, że wszystko będzie dobrze. Tak wiele wymagał? Urodził się w bogatej rodzinie, wszystkiego miał pod dostatkiem. Wszystkiego, oprócz tego najważniejszego.

Odłożył telefon na szafkę obok łóżka. Schował twarz w dłoniach, tak jakby chciał ukryć się przed całym światem. Żeby nikt nie widział, jak słaby jest Kim Taehyung. Ważne było, że tylko on żył z tą myślą, nikt więcej nie musiał zadręczać się jego osobą. Nie chciał współczucia, bo wiedział, że inni zapewne mają gorzej.

Usłyszał ciche pukanie i dźwięk otwieranych drzwi. Podniósł głowę do góry i otarł łzy, które chwilę wcześniej opuściły jego oczy, aby płynąć po policzku i zginąć w materiale koszulki. Obok usiadła jego własna matka. To po niej odziedziczył całą urodę. Kształt twarzy i oczy miał praktycznie identyczne jak jego rodzicielka.

Spojrzał w jej strony, a ona ułożyła swoją dłoń na jego policzku, pocierając kciukiem tworzącego się siniaka.

-Dlaczego znowu zdenerwowałeś tatę?

Nie wiedział, jak ma na to odpowiedzieć. To było pewne, że własna matka nie stanie po jego stronie, ale nie spodziewał się, że będzie go pośrednio obwiniać o wybuch złości rodziciela.

-Mamo, przecież wiesz, że się staram. Tylko nie wiem co mam jeszcze zrobić.

Zdjęła rękę i ułożyła ją na swoich kolanach. Spojrzała na jego twarz. W jej wzroku nie można było wyczytać nic. Żadnej miłości, czy troski, której należałoby się tam doszukiwać. Nic, kompletnie nic, ale Taehyung przywykł już do takiego traktowania

-Widocznie nie starasz się dość mocno. Wiesz przecież, że tata cię kocha i stara się, żeby było jak najlepiej.

Nie był tego taki pewien. Bo rodziciel nigdy nie dawał żadnego znaku, że tak jest.

-Gdyby mnie kochał, to by mnie nie bił. Sama widzisz jak wyglądam.

Matka wstała z miejsca i odeszła w kierunku drzwi.

-Widocznie zasługujesz na takie traktowanie.

Zamknęła drzwi z cichym trzaśnięciem, a Tae został znowu sam ze swoimi myślami i nowo usłyszaną opinią.

Może rzeczywiście na to zasługiwał? Może rzeczywiście był niewdzięcznym wrzodem, który nie potrafi docenić trudu, jaki wkładają rodzice w jego wychowanie. A to wszystko to tylko z troski, bo inaczej by się nie posłuchał albo by nie zrozumiał.

Powoli sam zaczynał w to wszystko wierzyć. Kiedyś w końcu musiał.

Wstał po cichu, zebrał z komody swoją piżamę i udał się pod prysznic. Gdy zamknął za sobą drzwi kabiny, odkręcił powoli kurek z ciepłą wodą. Czuł się o niebo lepiej, gdy gorący strumień otulał delikatnie jego pokiereszowane ciało, tak jakby miał zmyć z niego wszystkie troski i zmartwienia, a przy okazji też i ślady po pięściach ojca. Rodziciel dzisiaj musiał być na niego wyjątkowo zły, gdyż zazwyczaj celował w nogi, tak aby nikt nie mógł widzieć sinych znamion.

To był jeden z nielicznych razów gdy zostawił pamiątkę po swojej złości, na maleńkiej twarzy blondwłosego aniołka.

Aniołka, który już za niedługo miał być pozbawiony skrzydeł.


Czytalibyście? Tak w ogóle to wczoraj minął rok od kiedy założyłam konto na wattpadzie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Czytalibyście? Tak w ogóle to wczoraj minął rok od kiedy założyłam konto na wattpadzie. Dziękuję wam, że jesteście ze mną.

I obiecaj, że uciekniemy ∆Vkook∆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz