14

375 53 6
                                    

-Nie dotykaj mnie, czego nie rozumiesz?!

Odepchnął blondyna od swojego zakrwawionego ramienia, przez co ten upadł z cichym plaskiem na podłogę. Nie chciał by ktokolwiek się nim przejmował, to było tylko zwykłe draśnięcie, zwyczajnie jeden z klientów źle uderzył batem. Nie takim zwykłym. Na końcach niektórych cienkich sznureczków zwisały smętnie metalowe kawałeczki, przypominające swoim wyglądem ćwieki. A może nimi były? Brunet nie miał wtedy czasu na zastanawianie się nad ich strukturą, bo gdy tylko dostrzegł coś błyszczącego miedzy standardowymi paskami skóry, natychmiast jego serce stanęło w niemym przerażeniu. Nie to, że nie był do takich rzeczy przyzwyczajony, po prostu wcześniej nie był tak boleśnie uświadamiany gdzie jego miejsce.

A według ludzi z tego miejsca, było ono między nogami kolejnego klienta. Lody nigdy się same nie robiły, a osoby, które przychodziły tutaj nie były wyjątkiem od tej reguły.

-A-ale Kookie, jeśli ci tego nie przemyję, wda się-

-Głuchy jesteś?! Spieprzaj na swoje łóżko, a mnie daj spokój.

Każde słowo bolało. Nie tylko Taehyunga. Brunet wewnętrznie krzyczał wręcz o pomoc, ale nie chciał jej przyjąć od swojego aniołka. Nie dlatego, że nagle go nienawidził lub brzydził. Gdzieś tam w środku zakiełkowało przeświadczenie, że nawet pomimo badań, może być na coś chory, a ostatnim czego pragnął to zarażenie jedynej osoby, na której mu zależało w tym momencie. A to raczej on powinien się bać, że to Tae podzieli się z nim niekoniecznie swoim obiadem.

Wolał krzyczeć, wyganiać, zamiast powiedzieć wprost o swoich obawach. Wiedział, że będzie tego żałował. Już czuł nieprzyjemne ukłucie w momencie, gdy spojrzał na siedzącego na ziemi blondyna. Jego złote kosmyki rozrzucone były na wszystkie strony, pomimo tego, że starał się je ładnie układać, pomimo strasznych warunków.

Był idealny. Od paru dni nie brano go do żadnych zleceń, dlatego brzydki siniec pod okiem zdążył już zmienić swoją barwę, na bliższą odcieniowi jego skóry. Nadal był widoczny, ale tylko dla Jungkooka, który mógł co noc oglądać, jak światło księżyca padało na jego śliczną twarzyczkę. Tak spokojną, bo śniło mu się coś dobrego. Zapominał na chwilę gdzie są, a ramiona bruneta wydawały mu się najbardziej bezpiecznym miejscem na świecie. Jedynym jakie miał.

Ale los i to chciał mu odebrać.

A czym sobie na to wszystko zasłużył? Tym, że kochał tak mocno, że przestał się kontrolować? Nie zwracał uwagi na wszystko i wszystkich, byle tylko wiedzieć, że ta jedyna osoba jest szczęśliwa i nic jej nie brakuje. Tak było wcześniej i tak zaczyna być też teraz.

Inni mogliby to nazwać przywiązaniem, bo Kookie wywiązywał się z jednej obietnicy. Przynajmniej z tej jednej. Na samym początku obiecał mu, że będzie dla niego oparciem, a żadna krzywda z jego strony go nigdy nie spotka.

Spełniał tą obietnicę. Aż do teraz.

-Tae...J-ja, przepraszam, nie wiem co-

Nagle usłyszeli dźwięk przekręcanego klucza, po którym drzwi z łoskotem otworzyły się, a w progu stała ta sama osoba co zawsze. Tym razem nie trzymał przygotowanego dla nich jedzenia. Nie miał ze sobą nic, oprócz kluczy i małego kawałka plastra.

Podszedł do łóżka bruneta i nawet nie zwracając uwagi na skulonego na podłodze Tae, rzucił kawałeczkiem w stronę Jungkooka.

-Ciesz się, że wytrzymałeś do końca, a koleś zapłacił tyle ile trzeba. Doprowadź się do porządku, bo wieczorem macie dać pokaz.

Poprawił nieśpiesznie włosy, po czym udał się w stronę wyjścia. Nie zapomniał o najważniejszym. Natychmiast zakluczył drzwi, aby ich najbardziej opłacalna dziwka nawet nie myślała o ucieczce stąd. Choć wiele razy myślał o jego wykupieniu i zrobieniu z niego swojej prywatnej dupodajki. Na planach się jednak kończyło.

Zostali sami.

Blondyn ze strachem w oczach natychmiast podniósł się z podłogi i usiadł na biodrach zdezorientowanego Jungkooka. Nie zwracając uwagi na sprzeciwy starszego przemył szmatką zakrwawione miejsce, chwycił łapkami rzucony kawałek, po czym delikatnie nakleił plaster na zranioną skórę.

Siedział tak jeszcze przez chwilę, dopóki nie poczuł dłoni bruneta na swoich ramionach.

-Tae, o co chodzi z tym pokazem? Może mi wyjaś-

-M-miałem nadzieje, że nigdy do tego nie dojdzie.

Popatrzył na niego zaszklonymi oczętami, po czym wtulił się w tors starszego, ukrywając twarz w zagłębieniu jego szyi.

-P-pamiętaj Kookie, cokolwiek zrobisz, nie będę miał ci tego za złe.




a/n: pisane na kacu, dzisiaj bez wspomnienia, poświęcę mu cały rozdział

I obiecaj, że uciekniemy ∆Vkook∆Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz