Chłopcy byli już na powierzchni. Stali na jednym z nowojorskich budynków. Wiatr policzkował ich chłodnymi podmuchami. Słyszeli wycie wilków.
Nadchodziły.
Bracia jeszcze ich nie widzieli, ale już czuli ten smród z ich pysków. Przed oczami stanęły im wściekłe, puste ślepia, piany ściekające z zębów.-Już idą - rozległ się głos za nimi.
Żółwie odwróciły się. Zobaczyły wilka o czekoladowej sierści z przebłyskami rudego.
To był Victor.
Jego jasnych oczu nie dało się pomylić z innymi. Wilkołak podszedł do Leo. W kłębie sięgał mu do połowy ramienia.-Po co przyszedłeś? - spytał mutant patrząc na panoramę miasta z powagą.
Victor stanął obok niego. Także nie spojrzał na rywala a wzrok wbił w budynki.
-Odebrałeś mi moją wilczycę, ale nie pozwolę im jej skrzywdzić - odparł.
Nastała chwila ciszy. Denerwującej ciszy.
-Co ty właściwie zamierzasz zrobić? - rzucił ostro wilk. - Evelyn ma dziecko, Olivię, moją córkę. Naszą córkę. Ty jesteś nam do niczego nie potrzebny.
-To ty jesteś nam nie potrzebny - syknął. - Chyba pora byś to usłyszał jeszcze zanim dowie się o tym Eve. Kocham ją i Olivię. Nie oddam ci ich.
-To co? Może mi jeszcze powiesz, że chcesz zostać ojcem dla Olivii?
-Jeśli będzie trzeba...
-Co?!
Raph z Donniem i Mikey'm rozdzielili ich.
-Leo, nie wygłupiaj się - rzucił Donatello. - Nie czas na to.
Rozległo się dzikie warczenie.
Nadszedł czas.
Victor wyszczerzył kły najeżając sierść. Bracia wyciągnęli broń. Wataha Vari nadeszła. Liczyła aż ośmiu członków. Przewodził im czarny wilk.-Dajcie nam tego zdrajce, Hybrydę i jej matkę a zostawimy was w spokoju - przemówił.
-Z radością rzucę wam Victora na pożarcie, ale Eve i Olivii nigdy - odrzekł. - Naprzód!
Zaczęła się ostra bitwa.
Tymczasem w kryjówce dziewczyny siedziały jak na szpilkach. Przynajmniej większość. Karai gapiła się lodowatym spojrzeniem na Evelyn. Ona natomiast trzymała rękę na ustach myśląc o pocałunku Leo. Nie potrafiła go zapomnieć. Był taki czuły.
Shini trzymała Olivię na rękach a April patrzyła w sufit. W końcu Miwa nie wytrzymała i podnosząc się z kanapy pokazała gestowie Eve by poszła za nią.
Weszły do kuchni a tam Karai rzuciła już prosto z mostu :-Słuchaj, dlaczego ty dajesz Leo złudne nadzieję?
-Co? - nie zrozumiała Evelyn.
-On naprawdę myśli, że ty coś do niego czujesz.
-Skąd wiesz, że jest mi obojętny? Masz jakieś dowody?
-Nie rozśmieszaj mnie! Nie będę bawić się z tobą w Sherlocka Holmesa. Widzę, że wcale ci na nim nie zależy. Ty tylko udajesz. Grasz. Bawisz się nim.
-O co ci chodzi?
-O to, żebyś zabrała te swoje dziecko i odczepiła się od Leo. On nie zasługuje na takie traktowanie.
-Jasne, a ciekawe kto mu takie traktowanie zgotował? Myślisz, że nie wiem co ty robisz? To, o co oskarżyłaś mnie teraz powinno być kierowane do ciebie. Zazdrość przez ciebie przemawia. Zależy ci na nim, ale tego nie przyznasz.
Karai nic nie mówiła. Patrzyła tylko na nią.
-I mimo że tego nie przyznasz to...
-No co?
-Kochasz Leo.
Miwa stanęła jak wryta. Wściekła przycisnęła ją do lodówki szepcząc na ucho :
-Powiedz to jeszcze raz a zabije cię.
Odsunęła się powoli gdy nagle obie usłyszały krzyk pozostałych. Wybiegły z kuchni zauważając rudego wilka prztgniatającego April do podłogi.
-Zostaw ją!- krzyknęła Karai.
Wyciągnęła miecz ruszając na zwierzę. Zraniła go, ale monstrum odepchnęło ją łapą po czym rzuciło na nią. April podniosła się zatrzymując psa w powietrzu. Miwa dźgnęła wilkołaka w serce. Zwierzę padło na podłogę. Shini wróciła z sypialni Mikey'go. Ukryła tam Olivię.
-Zabiłaś go - wydyszała rudowłosa do Karai.
-Ale to jeszcze nie koniec - odparła. - Tam, na górze żółwie dalej walczą.
.....
Przepraszam was, że kolejny krótki, ale już następny będzie dłuższy.⭐ i 📃 na drogę?
CZYTASZ
Saga Czerni i Nocy: Dziecko Wilka ||✔ ZAKOŃCZONE||
FanfictionLeo zawsze stara się to ukryć, ale wie, że Karai jest dla niego kimś więcej niż tylko przyszywaną siostrą. Nie potrafi jednak z nią rozmawiać, a ich kolejna konwersacja kończy się kłótnią. I właśnie w tym trudnym dla żółwia okresie pojawia się silna...