Rozdział 7~ Powrót

207 25 13
                                    

Donnie wrócił do kanałów. Zauważył, że Karai nadal leży na kanapie w gorączce przykryta kocem. Obok niej siedziała Shinigami razem z April. Mikey oglądał telewizor rozkładając się na podłodze.

-Donnie! - zawołała rudowłosa.

Podeszła do niego zauważając, że wygląda niewyraźnie. Był bardzo blady. Chwiał się na nogach i mało nie przewrócił się. Dziewczyna w ostatniej chwili złapała go przekładając jego ramię przez głowę.

-Co ci jest? - spytała zmartwiona.

-Nic, to tylko szok - odparł.

-A co cie tak zszokowało? - dociekała.

-Choć, muszę się chyba położyć - powiedział.

April poszła z nim do jego pokoju. Otworzyła drzwi dochodząc do łóżka. Położyła go po czym siada obok. Żółw odetchnąć głęboko.

-No, to co się stało? - dopytywała.

Donatello skinął ręka gestownie prosząc, by się przybliżyła. Rudowłosa nastawiła ucho. Szepnął jej powód a ona rozszerzyła oczy gwałtownie unosząc do góry.

-Ludzki poród? - spytała.

Skinął głową.

-Ale czyj?

Donnie wahał się z odpowiedzią. Prawda mogła być sporym zaskoczeniem.

-Evelyn - wyznał.

-Evelyn? - zdziwiła się. - Ta, którą poznał Leo?

-Ta sama - potwierdził.

Nastolatka zakryła usta ręką wybałuszając oczy.

-A na dodatek jej chłopak jest wilkołakiem a dziecko Hybrydą - pół wilkiem, pół człowiekiem.

-Co?

-Leo zamierza zostać z nią bo wataha może po nią wrócić. To... To zupełnie tak jak...

-... z Natashą, prawda?

Donatello pokiwał głową. April spuściła wzrok. Żółw zauważając to szybko podkręcił głową wyrywając z zamyślenia. Położył rękę na jej dłoni.

-Ale teraz jesteś ty i tylko ty - zapewnił ją.

-Ty nigdy o niej nie zapomnisz, Donnie - uświadomiła mu.

-To... to nie jest takie proste jakby się mogło wydawać - westchnął.

-Wiem. Ale... czuje się bezsilna. Nie potrafię ci pomóc.

-Nie musisz. To minie z czasem.

-Z bardzo długim czasem.

  Karai dalej dygotała z zimna. Shini przykryła ją kocem po same uszy, ale to wcale nie pomagało. Temperatura dochodziła do 41°C. Była gorąca jak rozżarzone węgle.

-Ona nam tu zaraz wykituje! - zawołał przerażony Mikey.

-Może zimny prysznic by jej pomógł - zaproponowała Shinigami. - Czasem tak się robi. To zbija gorączkę.

-Warto spróbować - odparł Raph.

Wiedźma pomogła wstać Miwie prowadząc ją do łazienki. Michelangelo otworzył im drzwi a potem zamknął.

  Leo tymczasem nadal przebywał w domu Evelyn. Olivia spała a Eve tylko leżała na łóżku mając obok siebie córkę. Żółw stał przy szafie patrząc jak przyjaciółka gładzi ją po malutkiej rączce. Naprawdę chciał zostać z nimi choćby i na zawsze.
Nagle Olivia zaczęła niespokojnie jęczeć a potem głośno płakać. Leonardo szybko się zerwał biorąc dziecko na ręce.

-Pewnie jest głodna - stwierdził.

W oknach powiały firany. Evelyn podniosła się po czym odrzuciła kołdrę i zeszła z łóżka.

-Nie wstawaj, jesteś słaba - przypomniał jej.

-Leo, to... - urwała podchodząc do niego przerażona.

Wiatr wiało coraz mocniej. Nie wiadomo skąd nadeszła burza. Piorun uderzył. Olivia cały czas płakała. Wraz z błyskiem w pomieszczeniu stanął jakiś chłopak. Podniósł głowę patrząc na nich swymi jaskrawoniebieskimi oczami.

-Victor - wypowiedziała Evelyn.

-Eve - odparł. - Moja wilczyco.

Spojrzał na dziecko trzymane przez Leo.

-A to pewnie nasza córka- domyślił się.

Wyciągnął ręce podchodząc bliżej. Chciał ją wziąć, ale żółw gwałtownie się odsunął ciskając w niego lodowate spojrzenie.

-Nie waż się jej tknąć - warknął.

-Ona już nie jest nasza, tylko moja - dodała Eve trzymając się ramienia Leonardo.

-Ale wróciłem - oznajmił.

-Tylko wcześniej zostawiłeś Evelyn samą - wtrącił Leo. - Kiedy najbardziej cię potrzebowała.

-Tobie nic do tego - syknął Victor.

-O wiele więcej niż tobie. -Dziewczyna stanęła w obronie żółwia. - Gdyby nie Leo, Olivia mogłaby się nie urodzić a ja sama pewnie bym tu nie stała.

Victor podszedł bliżej nastolatki.

-Przecież wiesz, dlaczego musiałem odejść - powiedział. - Żeby Vari was nie znalazła.

-Mam gdzieś Vari! - krzyknęła. - Oni i tak byli tu cały czas!

-Niemożliwe.

-A jednak! Może część poszła za tobą, ale nie całość. Ostatnio widziałam jak jeden z nich ugryzł jakąś dziewczynę.

Leonardo stanął jak wryty. Tą dziewczyną musiała być Karai. Miała ślady ugryzienia na ramieniu a Shini wspomniała coś o wilkołakach.

-Będą zabijać niewinnych aż dorwą się i do nas - ciągnęła. - Wyjdź! Nie mam siły z tobą rozmawiać.

-Eve, musimy uciekać. Vari już zwęszyli trop.

-Od początku wiedzą gdzie jestem tylko nie atakują. Nie zależy im.

Leo oddał jej Olivię pchając Victora do okna.

-Spadaj stąd! - zawołał. - Nie jesteś tu już do niczego potrzebny.

Wilkołak szturchnął go.

-Przestańcie! - krzyknęła Eve.

Odłożyła córkę na łóżko i wbiegł między nich rozdzielając rywali.

-Victor, zostaw mnie... Zostaw nas - powiedziała. - Zostaw mnie, Olivię i Leo.

-Co, czyli z nami koniec? - zdziwił się. - Wolisz jego?

-Sam to zakończyłeś, zostawiłeś mnie samą - przypomniała. - A Leo to jedyna osoba, na którą mogę liczyć. Zależy mi na nim. Jeszcze coś?

-Nie. Zdaje się powiedziałaś już wystarczająco dużo.

Victor skoczył na parapet a potem zniknął w ciemności nocy
Evelyn padła na kolana siadając. Dziewczyna położyła dłoń na czole.

-Nic ci nie jest? - spytał żółw.

-Nie - odparła. - To ze zmęczenia.

-Posłuchaj, nie będziesz tutaj bezpieczna. Ani ty, ani Olivia. Zabiorę cię w miejsce, gdzie wilkołaki was nie znajdą.

Pomógł jej wstać po czym zabierając Olivię wyszli z mieszkania. W uszach Leo cały czas brzmiało "Zależy mi na nim".

Saga Czerni i Nocy: Dziecko Wilka ||✔ ZAKOŃCZONE||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz