Nic nie poprawia humoru tak jak sklepanie Twiggsa w Mortalu. Mówił, że jest lepszy niż ostatnio, ale widać, że nie bardzo. Wygrałem z nim wszystkie pojedynki, no może oprócz jednego. To była jego ulubiona arena i musiałbym być bez serca, żeby nie pozwolić mu wygrać. Ucieszył się. Nawet jeżeli wiedział, że pozwoliłem mu wygrać to i tak był zadowolony.
- Twiggy, została jeszcze pizza z wczoraj?
- T-tak. Ja nic nie jadłem a Justin n-nie lubi...
- To zajebiście. Wolisz na zimno czy odgrzewać?
- J-ja nie mogę jeść...
- Twiggy, ty nie możesz nie jeść. Nie słuchaj tego pojeba. Musisz coś zjeść bo jesteś za chudy. Jeżeli zemdlejesz będę musiał zawieźć cię do szpitala, a wiesz, że jestem chujowym kierowcą. Poza tym, nienawidzisz szpitali, więc pobyt tam nie będzie miły.
- N-nie rozumiesz Brian. Ja nie mogę jeść. Nie jestem w stanie. Nie jadłem od tak dawna, że już nie potrafię... już po prostu nie potrafię. Zwracam wszystko co przełknę.
- Jak długo?
- P-półtora m-miesiąca... Z-zdenerwowałem Justina b-bo poszedłem d-do Pogo na u-urodziny, z-zamiast zostać w domu i cze-czekać aż w-wróci...- Przytuliłem go. Muszę jakoś to rozwiązać przy okazji nie wysyłając go do szpitala.
- Spokojnie Twiggels. Rozumiem, że w takim razie pizza nie jest najlepszym rozwiązaniem. Jednak proszę, spróbuj coś zjeść. Chociażby paczkę jebanych krakersów, ok?
- Dobrze Marilyn. Tylko mamy problem...
- Co jest?
- Nie ma jedzenia w domu.
- W ogóle?
- W ogóle.
- To idziemy na zakupy.
- Co?
- Zbieraj swe boskie ciało, nakładaj tapetę na ryja i idziemy na szoping jak prawdziwe psiapsi. Tylko że my, mój drogi, będziemy przechadzać się po warzywniaku, a nie tam jakieś H&M'y...
- Jesteś pierdolnięty.- Powiedział Jeordie lekko kręcąc głową.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem bejbe.
*************
- Czujesz się jak prawdziwa Shoping Queen, Twiggy?
- Tak, zwłaszcza na dziale mięsnym. Przypomina mi to o tym, jaki ze mnie pasztet.
- Ale ty głupi jesteś...
- No widzisz! Nawet ty to przyznajesz!
- Twiggy, znasz pojęcie sarkazmu?
- To nie był sarkazm.
- To był sarkazm.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Zmieniam ci tytuł na Drama Queen. To lepiej do ciebie pasuje.
- Zacznijmy od tego, że jestem facetem.
- No tak mówią. Ale ja wiem swoje...
- Co ty mi sugerujesz Brian?!
- Ty nie jesteś facetem. Nie jesteś nawet człowiekiem. Jesteś aniołem Twiggs.
- Oj przestań no! Zasypujesz mnie komplementami i nie wiem jak się czuć! Ja mam chłopaka Bri!- Miałem zacząć tyradę o tym, że Justin to nic nie warty łoś, ale coś innego przykuło moją uwagę. Czy to... Pan pingwin.
- Brian?! -Nooo nie. To ona. Wszędzie poznam ten irytujący głos...
- O kurwa.
- Manson, co się...
- Run bitch ruuuuuun!!!!- krzyknąłem przeskakując przez regał z suchymi przekąskami. Zacząłem spierdalać. Szybko spierdalać. Twiggy z tego co wiem stał zdębiały z paczką krakersów w ręce, ale ne wiem. Nie odwracałem się. Nie mogę tam znowu trafić. Nie będę dłużej wpierdalał tabletek, wyrzygiwał obiadów (parę razy się zdarzyło, jak mnie zmusili żebym zjadł, hipokryta ze mnie czyż nie?) i układał kolorystycznie gruzu. Nie ma takiej opcji. Nie wydostałem się nawet ze sklepu. Ochroniarze zagrodzili mi drogę. No kurwa.
- Mogą mnie panowie przepuścić? Nic złego nie zrobiłem.
- Nie.- Powiedział wysoki, łysy, owłośiony na rękach, postawny facet. Miałem ochotę zapytać go czy to na jego rękach to nie jakiś dywan i ile ewentualnie kosztuje bo pasowałby mi do wystroju domu, ale to by było raczej niekulturalne, a ja nie chcę się zmienić w Pogo
- Ojej, co tak nie miło? Z tego co wiem nie macie prawa mnie nie wypuścić... to nie zgodne z prawem.
- Zobaczymy... Auć! - Czyżbym walnął kogoś w jaja? Tak. Definitywnie walnąłem tego gościa w jaja. Brawo ja. Planowałem trochę wyżej, ponieważ (biorąc pod uwagę me majestatyczne obuwie) jeżeli już się nie rozmnożył to prawdopodobnie uniemożliwiłem mu skuteczną reprodukcję, a ja staram się nie krzywdzić ludzi aż tak bardzo. Tak mi kurwa przykro.
- Było się sunąć idioto!- Powiedziałem wybiegając ze sklepu.
- Nie tak szybko przyjemniaczku!- Krzyknął drugi, bardziej owłosiony na głowie, mniej na rękach, typek. Złapał mnie za kark i uniusł do góry.
- Wiesz, że pakowanie jest nie zdrowe?- Zapytałem patrząc mu w twarz. Widać, że bierze sterydy. Można go brailem czytać. Fuuu...
- W moim fachu się przydaje pedałku.
- Jak mnie nie puścisz to cię oskarżę o molestowanie.
- Nie zrobisz tego.
- Jesteś pewien pryszczaty? 3... 2... 1...*wdech* GWAŁCĄ! MOLESTUJĄ! POMOCY! POOOOOMOCYYYYY!!!- I w tym momencie rozległ się głośny dźwięk, jaki wydaje bezmózg uderzany patelnią. Czyli coś jakby ktoś walił siekierą o śmietnik. No. Mniej więcej to samo. Ale kto mnie wybawił? Któż został moim rycerzem? Po tym jak "gwałciciel" poszedł spać moim oczom ukazała się nie wysoka (Wybacz Szatanku, taka prawda xdd), ładna dziewczyna z patelnią w ręce i wyrazem obrzydzenia na twarzy.
- Stary oblech...- mruknęła wycierając patelnię w kurtkę powalonego faceta.
- Dzięki za uratowanie tyłka. Komu zawdzięczam zachowanie dziewictwa?
- Możesz mi mówić Szatanie.
- Dzięki Szatanie!
- Nie ma za co...
- Możesz mi mówić Marilyn Manson.
- Widzę, że nie tylko ja nie lubię podawać swojego imienia...
- Hej! Marilyn to imię!
- Ale kobiece pojebie!
- Skąd wiesz, że moja matka mnie nie skrzywdziła w ten sposób?!
- Musiałbyś mnieć albo bardzo złą, albo sławną matkę...
- Raczej to pierwsze... Ej, mam proźbę. Mogłabyś iść do sklepu i zgarnąć stamtąd takiego chudego facecika z dredami? Zależy mi na tym. Proszę.
- Ok, ale później zadam ci parę pytań, a ty mi na nie odpowiesz.
- Deal.____________________________________
Ave!
W tym rozdziale wystąpiła @hey_cruel_world
Pojawi się jeszcze w następnym i może jeszcze paru, bo tak. Dla jasności, jest tak dlatego, że wygrała taki mały konkursik.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Miłego dnia/nocy/życia.Memuś!
YOU ARE READING
Jestem Diabłem
FanfictionKontynuacja "Zaufaj mi jestem Antychrystem" Co tu się odjebało? Zajebista okładka została wykonana przez @_GeezusWay_ W końcu nygga, w końcu...