Kurrrwaaaaa... Nie chce mi się wstawać. Naaaaaaaaaaaah... A spało mi się tak dobrze... Bo tak się złożyło, że wreszcie jestem szczęśliwy.
Otworzyłem oczy i ziewnąłem/jęknąłem cicho. Twiggy wciąż śpi, a ja nie mam zamiaru go budzić. Pierwszy raz od bardzo dawna usnął bez płaczu. Możecie nazwać mnie zwyrolem i pojebem, ale prawda jest taka, że od czasu rozmowy z Zimem zawsze po wyjściu Justina obserwowałem Jeordie'go. Sprawdzałem czy się nie krzywdzi. Co prawda nie sięgnął po żyletki, ale znowu przestał jeść. Przez tygodnie Twiggels głodził się, a nocą płakał tak długo aż był całkowicie wyczerpany i po prostu tracił przytomność. Teraz, kiedy jestem z nim w związku, nie ma opcji, żebym pozwolił mu kontynuować ten autodestrukcyjny tryb życia. Będę o niego dbał, cholera, jeżeli mi się nie uda to zatrudnię tą szopią mamę Chrisa żeby go pilnował! Zrobię wszystko, żeby on był szczęśliwy.
Poczułem jak Twiggy zaczyna się niespokojnie kręcić, jego niezdrowo wystające kości biodrowe zaczęły boleśnie wbijać mi się w brzuch. Nie jest to przyjemne uczucie, ale jak to mówią "miłość cierpliwa jest". Moja cierpliwość skończyła się jednak kiedy Twiggy zaczął cicho szlochać. Pewnie ma jakiś koszmar. Cokolwiek to jest muszę go obudzić.
- Hej,Twiggels.- Potrząsnąłem nim delikatnie. - Pobudka Twiggy czas na śniadanie.- Powiedziałem siadając tak, że wciąż obejmowałem Twiggsa, ale łatwiej będzie mi go trzymać w razie ataku paniki. Tak jak się spodziewałem, jego oczy otworzyły się a on wydał z siebie dźwięk świadczący o najczystrzym przerażeniu.
- P-przepraszam nie chciałem zasnąć! T-to nie moja wina! N-na prawdę nie chciałem!- Zaczął się jąkać, jednocześnie próbując wyrwać się z moich ramion.
- Ciii, spokojnie. To tylko ja, Brian. Nic ci nie grozi. Cieszę się że zasnąłeś Jeordie. Na prawdę.- Powiedziałem cicho. Twiggy po chwili się uspokoił.
- Przepraszam Marilyn. Nie mogę się przyzwyczaić, że jego już nie ma i że teraz mam wspaniałego, kochającego chłopaka...
- Rozumiem. Mam zamiar pomóc ci z całym gównem które spowodował ten pieprzony idiota.- Powiedziałem całując Twiggy'ego w czoło. Niestety jest chyba kurwa wtorek i muszę iść do szkoły. Właściwie to obaj musimy, ale nie mam zamiaru zmuszać go do wychodzenia z domu. Co więcej, jeżeli będzie chciał żebym został to z radością owinę go w każdy kocyk jaki znajdę i będziemy razem oglądać Star Wars.
- Twiggy... Wiesz, że musimy iść do szkoły?
- Wieeem... Ale tak kurewsko mi się nie chce.- Powiedział uderzając głową o moje ramię.-Neeeeeee... Nie chce mi się.
- Wim Twiggels, ale musimy iść. Chodź. Zrobię ci śniadanie.
- Nie chcę nic jeść Brian. I tak jestem za gruby.- Powiedział cicho Twiggy dźgając mnie w policzek. No i znowu to samo...
- Nie jesteś. Twoja chudość sprawia, że jak na ciebie patrzę, to mam ochotę zawołać wszystkie babcie z okolicy, żeby zaczęły cię dokarmiać, bo wyglądasz jakbyś miał zaraz zemdleć.- Powiedziałem przerzucając go sobie przez ramię i niosąc go do kuchni.
- To porwanie! Ratunkuuuu! Mój chłopak mnie porwał i próbuje mnie zmusić do jedzenia! KURWAAAA RATUNKUUU!- Zaczął się wydzierać Jeordie. Posadziłem go na stole w kuchni i wsadziłem mu jabłko do ryjka.
- No. A teraz cichutko, bo zrobię ci dwa razy więcej naleśników niż dasz radę zjeść. I będziesz je musiał wszyyyystkie wpierdolić.- Powiedziałem klepiąc go po głowie.
- Ja na prawdę nie chcę... Jak zjem to jabłko to będziesz usatysfakcjonowany?
- Nie. Ale lepsze to niż nic.
- Bardzo dobre podejście Brian. A teraz wybacz, chcę zjeść swoje jabłko a nie lubię jak ktoś się na mnie gapi.
- Nawet twój ukochany chłopak?
- Zwłaszcza mój ukochany chłopak.- Powiedział sarkastycznie. Uśmiechnąłem się tylko i zmierzwiłem mu dredy. Pocieszny z niego stworek.
Idę ogarnąć moje boskie ciało póki łazienka jest wolna.
***********
- Znacie to uczucie kiedy stajecie przed lustrem i wyglądacie dobrze? No ja właśnie też nie.- Powiedziałem do Gingera i Pogo, którzy przyjechali żeby nas podwieźć.
- Przestań się użalać Manson i pakuj tyłek do samochodu bo nie mam zamiaru czekać ani minuty dłużej.- Ach ten Pogo. Nasze kurwa kochane słoneczko, w dupę pierdolone.
- Już idę mendo.- Muszę być w miarę uprzejmy (on dobrze wie że nie jestem, ale lubi mnie zmuszać do bycia miłym) bo mnie zostawi. Nie chce mi się iść z buta, a (nadal) nie mam prawa jazdy. Pogo to moja jedyna łysa, wredna, kozia deska ratunku. A właściwie kłoda.
- Pogo, czemu w twoim samochodzie tak sugestywnie pachnie kozą i Gingerem?- Zapytał Twiggy zapinając pasy.
- Nie będę ci się zwierzał z mojego życia erotycznego Jeordie. Ty się lepiej za Warnera weź, bo robi się zrzędliwy.- Fuknął Madonna odpalając samochód. Twiggy słysząc to skulił się i wymamrotał ciche "przepraszam". Gacy musi się nauczyć trzymać język za zębami.
- Masz odemnie w ryja Biere.- Warnknąłem kopiąc przednie siedzenie, które zajmowała wielka dupa Madonny.
- Co?! Co ja takiego...
- Stephen. Nie brnij bo zabrniesz. Dobrze wiesz co zrobiłeś. I z przykrością to mówię ale masz w ryja też odemnie skarbie.- Ojoj. Jaki miły Ginger. Przynajmniej on nie jest idiotą. W końcu po 10 minutach wypełnionych niezręczną ciszą, co jakiś czas przerywaną "Ale co ja zrobiłem?" mamrotanym przez Łysolka, dojechaliśmy do szkoły. Cholera. Czemu ja myślałem, że chce mi się tu przychodzić? Weszliśmy równo z dzwonkiem i prawie natychmiast postanowiliśmy odpuścić sobie pierwszą lekcję. Podeszliśmy tylko pod klasę, żeby wyciągnąć Zima z lekcji. Nauczyciele są przyzwyczajeni do tego, że czasem któryś z nas (najczęściej wszyscy) wychodzimy gdzieś tak po 20 minutach lekcji.
Z najgłupszą miną jaką możecie sobie wyobrazić zapukałem w takie malutkie okienko w drzwiach. Kiedy udało mi się przykuć uwagę Zimmy'ego polizałem szybę a on po prostu wstał i wyszedł do nas.
- Nie dało się szybciej kurwa?- Zapytał zaniecierpliwiony Ginger.
- Nie przeklinaj. Tu są dzieci.- Powiedział Zim Zum nieprawdopodobnie poważnym tonem.
- Co? Kto?!- Zdziwił się Pogo.
- Jesteś w ciąży?- Zapytał Twiggy.
- Nie. To ja. Jestem dzieckiem bożym.- Powiedział z kamienną twarzą Zimmy.
- Panowie... Spóźniliśmy się. Jego mózg został przeżarty przez chrześcijańskie pierdolenie. Jedyna opcja to eutanazja.- Powiedział Ginger wyciągając sznurek ze swojej bluzy. Zaczął podchodzić do Zima z mordem w oczach. Chwyciłem Zimmy'ego za ręce i unieruchomiłem go.
- Ej! Ja tylko żartowałem! Ja nie chcę! Zostaw mnie jebańcu! Wy-pier-da-laj!
- Okk jeszcze go nie zchrystianizowali.- Powiedział Kenneth chowając sznurek do kieszeni. Puściłem Zima, który niemal natychmiast kopnął mnie w nogę. Mała kurwa...
- Zraniłeś moją nogę i moje uczucia. Za jedną z tych rzezy poczujesz mój boski gniew. Zgadnij za którą.- Syknąłem poddenerwowany. Jeszcze się dzień dobrze nie zaczął a ja już muszę sklepać dwóch idiotów.
- Po pierwsze jeżeli jesteś bogiem, to wypełzłeś z otchłani czarnobylskiego reaktora. Po drugie Manson, nie boję się ciebie ty tępy pizdostrzale. Po trzecie, idź przytulać Twiggy'ego.
- Czekaj, co?
- No wiesz, jakieś 5 minut temu zapytałem się Twiggy'ego jaki jesteś w łóżku, bo Madonna doniósł, że już ze sobą spaliście. No więc nasz kochany, prawdomówny Jeordie stwierdził, że jesteś przytulny i komfortowy.
- Do zapamiętania: Zajebać Pogo przed obiadem.____________________________________
Ave ludziki, tak się składa, że wszyscy widzimy w jak chujowym tempie jest pisane to coś. Więc osobom, którym się nudzi ewentualne czekanie na następny rozdział tego tworu, mam zaszczyt zaprezentować 2 nowe fanfiki o Mansonie.Zdecydowanie zajebiste:
Oraz przecudowne (jestem w miłości po pierwszym rozdziale)
YOU ARE READING
Jestem Diabłem
FanfictionKontynuacja "Zaufaj mi jestem Antychrystem" Co tu się odjebało? Zajebista okładka została wykonana przez @_GeezusWay_ W końcu nygga, w końcu...