Choroba

1.4K 111 4
                                    

-Rosie jest zaręczona, więc raczej nawet jakbym chciał to nie mam szans-powiedział
-Wciąż mi nie powiedziałeś najważniejszego...o jakiej chorobie mówisz? Dlaczego jesteś w szpitalu?-zapytałam
-Jestem tu bo...choruję na...raka płuc...to czwarte stadium z przerzutami na inne narządy-powiedział.
Stałam patrząc na niego z niedowierzaniem. Miałam łzy w oczach. Ja się ciągle użalam nad sobą, a on ma 4 stadium raka z przerzutami i spokojnie i wesoło chodzi sobie po oddziale, a do tego ma tylko jedną przyjaciółkę o którą byłam zazdrosna. Mi nic nie ma. Jestem zdrowa, a i tak zachowuje się jakbym umierała, a on umiera a zachowuje się jakby był w pełni sił.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?-zapytałam
-Wiesz, raczej nie ma się czym chwalić-powiedział ze spuszczoną głową.
-Jakie są rokowania?-zapytałam
-Cóż...jest w moje leczenie włączona radio i chemioterapia, ale szczerze powiedziawszy to...nie daje ona mi dużej szansy.-powiedział. Nie wytrzymałam. Po moich policzkach płynął strumień łez. Wtuliłam się w chłopaka. Nie mogłam zrozumieć dlaczego?! Dlaczego na świecie są takie okrutne choroby?!
-Wiesz dlaczego ja tutaj jestem, prawda?-odpowiedziałam
-Domyślam się-powiedział
-Jak stąd wyjdę trafię do szpitala psychiatrycznego, nie chcę tam trafić-powiedziałam
-Zdecydowanie cię rozumiem. Zanim tam trafisz na pewno będziesz miała rozmowę z psychiatrą od którego zależy co z tobą będzie. Musisz zrobić dobre wrażenie, a wszystko będzie w porządku-powiedział
-Czy możemy gdzieś stąd iść?-zapytałam
-Tak, chodź -powiedział chwytając moją dłoń po czym pociągnął mnie w stronę schodów. Wyszliśmy na oddział wyżej. Znajdowali się tam w większości starsi ludzi. Jedna ze ścian była cała ze szkła. Stanęliśmy przy niej.
-Dlaczego to zrobiłaś?-zapytał
-Nie widziałam już sensu. Sensu życia. Zresztą gdyby nie patrzeć wciąż nie widzę...nie widzę tego piękna o którym mówią ci optymiści. Jak ludzie mogą być optymistami jednocześnie patrząc na umierających, smutnych...jak?-zapytałam, lecz nie oczekiwałam odpowiedzi
-Ja jestem optymistą. Patrze na siebie umierającego codziennie rano i mówię: czy dziś dam radę pójść na oddział tej ślicznotki? Czy dzisiaj czeka mnie nieuniknione?-odpowiedział
Zaczęłam płakać. Nie wytrzymałam.
-Nie wiem co zrobię jak...będę tam zupełnie sama, wiedząc, że ty tutaj jesteś...albo cię nie ma-powiedziałam dławiąc się łzami.
-Hej, Sara...-powiedział po czym podniósł mój podbródek.-Nigdy nie będziesz sama. Jeśli mnie nie będzie tutaj to będę z tobą. Słyszysz...?Saro, posłuchaj. Ja się nie boje, nie boje się, a ty? -zapytał wpatrując się w moje czerwone od płaczu oczy. Nie umiałam mu powiedzieć prawdy. Nie umiałam mu powiedzieć, że ja się boje. Niby łatwo jest kłamać, ale ja nie chcę go okłamać.
-Boję się, boje się zostać sama-powiedziałam łkając
-Ale nie zostaniesz sama. Zawszę będę. Zawsze-powiedział
-Jako kto? Jako Duch?-zapytałam odwracając wzrok
-Jako David. Jako David taki jaki jest teraz tutaj z tobą.-odpowiedział po czym chwycił moją twarz w dłonie.
-Ale ja nie wierzę, że świadomość, że jesteś mi jakoś pomoże.-odpowiedziałam
-Pomoże. Ja ci pomogę-powiedziałam

WspomnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz