Rozdział 1

176 19 70
                                    

Stołówka została zapełniona po brzegi więźniami w jaskrawożółtych kombinezonach, którzy w większości niechlujnie pochłaniali swoje posiłki. Jedzenie tutaj to prawdopodobnie jakieś resztki z drogiej internetowej restauracji, ale są podawane trzy razy dziennie i nikt się jeszcze nimi nie otruł, więc jest chyba dobrze.

Adrianna miała nadzieję, że i tym razem ona również będzie miała to szczęście i nic jej się nie stanie po zjedzeniu czegoś, co paruje na różowo.

W ich więziennej jadalni było ciasno, a do tego brakowało jednego stołu, który po prostu nie zmieścił się do tego pomieszczenia i z tego powodu przyszło jej jeść na stojąco.

Postanowiła nie dać się pesymizmowi i ruszyła w kierunku ściany, która była najmniej zaludniona. Na ten sam pomysł wpadła jakaś niska, złotowłosa dziewczyna, która w milczeniu zrównała się z nią.

Nagle spomiędzy jaskrawych kombinezonów wyłonił się granatowy mundur i zanim którakolwiek z dwóch kobiet mogłaby zareagować, mężczyzna zderzył się z nimi.

Więźniowie w miarę możliwości rozsunęli się, kiedy dwie panie i dwie tace upadły z impetem na twardą posadzkę. Strażnik jedynie zachwiał się i wpadł na stół.

-- Jak łazicie?! -- ryknął, wygładzając swój mundur.

Ada jedynie zerknęła w górę, w myślach licząc do dziesięciu, żeby ochłonąć. Druga dziewczyna mruknęła coś pod nosem, a jej twarz nie zdradzała żadnych emocji.

-- Może coś by wypadało powiedzieć, śmiecie? -- łypnął na nie ponownie.

-- To może to powiedz, bo w końcu to ty na nas wpadłeś. -- Adrianna warknęła bez namysłu.

Twarz strażnika zrobiła się na chwilę czerwona, a kiedy wróciła do normalnego, lekko opalonego koloru, jego wargi wykrzywił nieco niepokojący uśmiech.

-- Ja na was wpadłem? -- powtórzył pytająco.

Ludzie w jadalni nieco ucichli, a szczególnie ci, którzy siedzieli najbliżej i mogli wszystko usłyszeć.

Ada przełknęła ślinę i nawet uchyliła usta, ale nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku.

Strażnik wyjął z kieszeni średniej wielkości, srebrny pilot i wycelował go w Kost. Złotowłosa dziewczyna obok niej wydała z siebie zduszony, niemal współczujący dźwięk.

Uśmieszek na twarzy strażnika poszerzył się, kiedy z czubka pilota wystrzelił czerwony promień, a jego strumień kończył się na klatce piersiowej Adrianny. Jednak to, co stało się pięć sekund później było najgorsze - promień zmienił swoją barwę na zielony, tak samo, jak mała lampeczka na jej obrorzy*.

Ada podskoczyła i krzyknęła krótko, kiedy przeszedł ją ostry prąd.

-- Ja na was wpadłem? -- strażnik powtórzył pytanie.

Jednak Kost nie da się tak łatwo, ku ogromnemu zaskoczeniu złotowłosej dziewczyny i paru innych osób, dała szczerą odpowiedź:

-- Ty na nas wpadłeś.

Scena powtórzyła się, jednak teraz została dużej pod wpływem prądu. Zaczęła piszczeć i rzucać się, a kiedy nieprzyjemne uczucie znikło, kobieta opadła na podłogę.

-- Z wami to jednak trzeba ostro. -- mruknął strażnik, a następnie po raz trzeci powtórzył swoje pytanie: - Ja na was wpadłem?

Tym razem Ada nie miała już siły, żeby ponownie zaprzeczyć, jak i również nie chciała. Ten strażnik był widocznie w dobrym humorze, bo nie dał jej jeszcze jednej z wielu okropnych kar i Adrianna w końcu doszła do wniosku, że lepiej będzie dla niej, kiedy ustąpi.

Władcy CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz