Rozdział 4

63 12 28
                                    

         Vevi w przypływie jakiś dziwnych emocji podniosła się gwałtownie i jako pierwsza odpowiedziała:

         -- On ma rację. -- zaczęła poważnie. -- I nie ma w tym nic śmiesznego. -- dodała, spoglądając ze ściągniętymi brwiami na Altair'a, który jedynie przewrócił leniwie oczami, ale przestał się już śmiać. -- To, że tu jesteśmy i o tym wiemy, może być kompletnym przypadkiem...

         -- Jest kompletnym przypadkiem. -- wtrącił zgryźliwie Altair.

          -- I to jest w tym wszystkim najlepsze! -- powiedziała z dziwnym błyskiem w oku. -- Możemy przez kompletny przypadek uratować cały świat!

          -- Ale żeby tego dokonać na początek musielibyśmy uciec z pudła. -- zauważył Peter.

          -- No i dostać się do tego pewnie pilnie strzeżonego wehikułu czasu. -- dodał Tobias, a w jego głosie pobrzmiewała nutka goryczy.

           Vevi widziała po nim, że się zgadza. Większość osób od razu podjęła decyzję, wcielając się w role bohatera. Pytanie tylko, czy przestępca może być bohaterem?

           -- Dlatego musimy obmyślić plan. -- powiedziała Vevi.

           Katherine prychnęła, jakby to było oczywiste. Bo w sumie było. Przecież strażnicy od tak ich nie wypuszczą, a szczególnie jeżeli gdzieś obok będzie krążył Isifebe. Kobieta zacisnęła pięści. Przeklęty Isifebe. Z nim będzie najgorzej.

          -- Ale nie taki byle jaki. -- wytłumaczyła zdeterminowana. -- Ten plan musi być lepszy od każdego planu, jaki stworzyliście w życiu.

          Wszyscy patrzyli na nią oszołomieni. Vevi miała ukryty pazur, który widocznie ujawniał się tylko w momentach, kiedy kobieta czuła zagrożenie. A nie oszukując się, trzeba przyznać, że szaz był poważnym zagrożeniem.

          -- Ja tam jestem z tobą, Selicjo. -- odezwała się Kath. -- Jeżeli to oznacza, że uwolnię się z tego zafajdanego więzienia i wrócę do rodziny to jest po co podejmować ryzyko.

          -- No właśnie, ryzyko. -- wtrącił Tobias. -- To nie będzie takie łatwe. A do tego nie mamy żadnej gwarancji, że nam się uda. -- dodał z kwaśną miną, na chwilę przymykając oczy i ściągając brwi. -- Chociaż nie sądzę jednocześnie, że to zły pomysł. Tak czy tak, dzięki temu wszyscy odpokutujemy.

          Wszyscy zamilkli. Słowa mężczyzny dźwięczały im w uszach i przeszywała duszę, trafiając idealnie tam, gdzie miały one trafić. To nie była naciągana prawda. To były fakty.

          Vevi spojrzała na plac, a potem uśmiechnęła się nieznacznie sama do siebie. Tyle osób stąd nie zdaje sobie sprawę z niczego, każdy z nich żyje w świadomości, że jutro na pewno przyjdzie. Oni wiedzieli, że nie ma takiej gwarancji. Kobieta po raz któryś z kolei zdała sobie sprawę, jak ważna jest ta sprawa.

          Vevi dostrzegła, jak Rebeca dziwnie modeluje twarzą, walcząc ze sobą wewnętrznie. Po chwili przemówiła:

          -- Planeta i tak już jest zniszczona i, tak jak wiele ludzi na niej żyjących, czeka na śmierć. -- powiedziała. -- Ale ocalmy chociaż jej szczątki. To jaki masz plan, Snape? Chociaż z chemii byłam raczej dobra, to zdaję się na ciebie.

          -- Pewnie musimy sprowadzić jakieś rośliny czy coś. -- zgadywała Cara.

          -- Po zetknięciu z szazem po prostu by się zniszczyły. -- wytłumaczył Seo, zadziwiając tym większą część grupy. -- Musimy cofnąć się w czasie i nie dopuścić do wypadku... Oczywiście dodatkowo nie niszcząc linii czasowej...

Władcy CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz