Siedziała w bibliotece. Zresztą, ona cały swój czas poświęca na książki. Nie przejmuje się światem rzeczywistym i biegnie za nierealnymi marzeniami.
Nagle usłyszała stukot butów i męskie głosy, odbijające się echem po pomieszczeniu. Są coraz bliżej. Volta gwałtownie zamknęła książkę i najszybciej jak mogła, wstała oraz ukryła się za regałami. Jej jakże piękne, złote, długie loki opadały na ramiona, a zielone, wielkie, głębokie, mądre oczy wpatrywały się ze strachem na sprawców hałasu. Pełne, soczyste, wyglądające na poparzone wargi niesamowicie drgały ze stresu, a mały nosek marszczył się pod wpływem zdenerwowania.
Właśnie ujrzała troje jej postrachów.
Mulcibera, Abraxasa Malfoya oraz Evana Rosiera.
Cóż, lepsi oni niż Tom Marvolo Riddle. Jej największy lęk.
Odkąd pamięta, on uprzykrzał jej żywot.
-Kto tu jest? - głos zabrał Mulciber.
-Ktokolwiek tu był, niedawno wyszedł. - powiedział zamyślony Abraxas, bawiąc się świeżo zdmuchniętą świecą.
-Dla pewności przeszukajmy bibliotekę. Nie chcemy, by ktoś podsłuchiwał. Malfoy idziesz na prawe skrzydło, Rosier ty na lewe, a ja pójdę naprzód. Jeśli coś znajdziecie, dacie znać. - bez zbędnego słowa ruszyli.
Volta dopiero po kilku sekundach wyzwoliła się z sideł strachu i również zadumania i zaczęła przemierzać korytarze labiryntu z książek, starając się jak najdelikatniej oraz najciszej stąpać.
Czuła już te przebrzydłe palce na jej karku. Dla pewności co chwilę oglądała się za siebie rozhisteryzowana.
Po co chodziła o tej porze do biblioteki?
Biegła ile sił w nogach, nie zwracając już uwagi na hałas, jaki robiła.
Byleby zniknęła z paszczy węża.
-Abraxasie! Mulciber! Słyszałem coś! - krzyknął Evan Rosier. Na to Volta jeszcze bardziej przyspieszyła.
Jeszcze kawałek... odrobinkę... BUM! Wpadła na kogoś. Dziewczyna zaczęła masować obolałe czoło. Wolno podniosła głowę i kogo tam ujrzała, sprawiło, że jej bardzo blada karnacja, była jeszcze bardziej biała.
Jej oczy widziały Toma Marvolo Riddle.
Głośno przełknęła ślinę i odwróciła się z zamiarem ucieczki, jednak czarnowłosy złapał ją za ramię.
-Dokąd to, Szlamo? Tak bez pożegnania? Oj, gdzie się podziała twoja kultura? - uśmiechnął się wrednie.
W jego oczach dało się zobaczyć przebłyski czerwonego. Gdy spojrzała w jego ślepia, zobaczyła wiele zabłąkanych dusz, niemogących wydostać się z rąk Ślizgona.
-Minus 50 punktów dla Ravenclaw'u oraz... - zamyślił się. -Szlaban. Jutro, o godzinie 23:30 masz się wstawić w bibliotece. A teraz marsz do pokoju! - bez słowa dziewczyna pobiegła do skrzydła Ravenclaw'u.
Krukonka nigdy nie spotkała Toma w czytelni o tej porze. Wydawało się jej to podejrzane. Może to właśnie stoi za tajemniczą wizytą jego popleczników? Cała zamyślona wpadła na kogoś. PONOWNIE.
-Volta Dellov? A co ty tu robisz dziecko, o tak późnej porze? - uśmiechnął się Albus Dumbledore.
Był to jej ulubiony nauczyciel, a ona jego ulubioną uczennicą. Nie byłoby dnia, w którym nie rozmawialiby lub zwierzali. Mogli być spokojni, ponieważ żadne z nich nie dopuściłoby, żeby ich sekrety wyszły na światło dzienne. Albus Dumblerode to jedyny przyjaciel Volty.
-Pan mi wybaczy, profesorze. Zasiedziałam się w bibliotece. - odwzajemniła uśmiech.
-Sądzę, że znam cię bardzo dobrze. A znając ciebie, to uważam, iż siedziałabyś w tej bibliotece do rana, gdyby coś cię nie spłoszyło. Mam rację? - spojrzał na nią spod swych okularów. Volta westchnęła. Przejrzał ją.
-Tak, ale myślę, że nie ma sensu o tym rozmawiać. - spuściła wzrok na buty.
-Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko. Zatem jaki był powód?-J-ja... Gdy siedziałam przy stole, usłyszałam głosy, więc zamknęłam książkę. Okazało się, że byli to Evan Rosier, Mulciber oraz Abraxas Malfoy. Rozmawiali o czymś... Nie mogę sobie przypomnieć. Ale Mulciber kazał im przeszukać całą bibliotekę, co sprawiło, że się wystraszyłam i zwiałam.-Skłamała. Nie mogła powiedzieć o Tomie Riddle. A jakby się dowiedział? Miałaby jeszcze bardziej w kość.
-Czy to wszystko? Nie chcesz mi nic powiedzieć? - poprawił okulary spadające mu na nos.
-Nie. To wszystko. - źle się czuła z nie mówieniem prawdy. Słynęła z delikatności, prawdy, ciepła, miłości. To nie w jej stylu, tak kłamać w żywe oczy.
-No cóż i ty, i ja wiemy, że nie mówisz całej prawdy. Ale nie będę cię męczył wieczorem. Porozmawiamy jutro. Dobranoc. - kiwnął głową w dół i odszedł. Volta widziała tylko, jak znika w otchłaniach ciemności.
Nagle coś ją przywarło do ściany. Zaczęła wrzeszczeć, ale jej krzyki były stłumione przez dłoń oprawcy. Z jej zielonych, zamkniętych oczu leciały łzy, a malutka, zimna dłoń starała się odepchnąć rękę złoczyńcy. Otworzyła oczy i ujrzała Toma.
Momentalnie przestała się wyrywać i patrzyła na poczynania czarnowłosego. Bardzo ciężko dyszała i wolno oddychała. Wytrzeszczyła oczy i zatrzymała wszelkie ruchy. Zupełnie jakby za pstryknięciem palca magicznie się zawiesiła.
-Gadaj, co powiedziałaś Staremu Dropsowi. - syknął przez zęby Ślizgon, co sprawiło, że Volcie serce zabiło trzysta razy szybciej i mocniej. Zdjął rękę z jej ust, a ta zaczerpnęła powietrza zachłannie. Wiedziała, że jeśli krzyknie, umrze.
-Nic, co mogłoby cię oczernić lub znieważyć. - dotknęła popękanych ust i zobaczyła na palcach czarno-czerwoną ciecz. Nie przejmując się tym, wytarła brzegiem szaty krew. Powiedziała prawdę.
-Masz szczęście, bo inaczej byś wąchała kwiatki od spodu. - warknął i odszedł, popychając dziewczynę, który pod wpływem siły upadła na tyłek.
Zaczęła cicho ronić łzy i schowała głowę w kolana. Waliła pięściami w ścianę i łkała. Krew na kostkach u dłoni mieszała się ze słoną wodą, która spływała z jej oczu. Zebrała ostatnie siły i podniosła się z ziemi. Prócz ran na kostkach u dłoni, miała również czerwone ślady na nadgarstkach, po tym, jak Tom za nie ściskał. Udała się, jak najszybciej mogła do swojego dormitorium. Z nikim go nie dzieliła, ponieważ nikt nie chciał jej przyjąć.
Więc Dumbledore podsunął Dippetowi pomysł na zrobienie jednoosobowego pokoju.
I tak oto powstał jej azyl.
Odskocznia od problemów. Zapaliła lampkę i zasiadła do biurka. Wyciągnęła z jednej z szuflad apteczkę. Stamtąd wzięła wodę utlenioną, bandaże i plastry. Zacisnęła zęby i zaczęła obmywać rany wodą utlenioną, a następnie zaklejać plastrami i owijać bandażami.
Odetchnęła z ulgą, gdy skończyła. Odbiła się od biurka i poszła do łazienki. Umyła się i ubrała w piżamę. Spakowała wszystkie potrzebne książki na jutro i poszła spać.
Wiedziała, że Riddle nie da jej spokoju z Dumbledore'em.
Delikatnie położyła się na łożu i z myślami o Tomie odpłynęła do krainy błogich i nierealnych snów.
~*~
Przepraszam za wszelakie błędy.
LittlePsychopath2104
CZYTASZ
Avada Kedavra? | Tom Marvolo Riddle
FanfictionZakochanie dla niego było czymś słabym. Brzydził się nawet tego słowa. Miłość? To najgorsze, co mogłoby spotkać człowieka. Tom Marvolo Riddle nigdy nie chciał poznać tej definicji. W końcu był... Sami wiecie kim. Jednak to nie było do końca pra...