W wielkiej sali panował szum. Święta Halloween, a co za tym idzie, bal. Volta była wgapiona w książkę, gdy ktoś ją niespodziewanie zamknął. Wiedziała kto, dlatego szybko ją spakowała, a wzrok miała cały czas spuszczony.
-Kogo my tu mamy? Nasza szlama Ravenclaw'u? Wiesz, gdzie twoje miejsce? A teraz chodź. - bez zbędnego słowa ruszył ku wyjściu z WS, a za nim dreptała mniejsza o głowę dziewczyna. Zaciągnął ją w ustronne miejsce.
-Idziesz ze mną na bal. - stwierdził bez emocji. Natomiast Voltą wstrząsnęło zaskoczenie.
Zanim coś powiedziała, młody mężczyzna jej przerwał.
-To nie było pytanie.
-Rozumiem. Tylko czemu ze mną? Możesz iść z inną. - wyszeptała, marszcząc brwi.
Czuła, że coś nie gra. Czuła, że to się skończy źle.
-Nie myśl sobie, że robię to z przyjemnością. Pomożesz mi odszukać na balu Vincetego Smith. Podobno on zna tajne przejścia w Hogwarcie. A mi się to przyda. Ubierz się ładnie. Nie przynoś mi wstydu. - nie czekając na żadne słowa dziewczyny wyminął ją, uprzednio popychając ramieniem. Volta syknęła i przetarła ramię.
Taka delikatna.
~*~
Dziewczyna leniwym krokiem weszła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko, jęcząc głośno. Przez cały dzień myślała o sprawie z Tomem. Nie miała żadnej sukienki, a nawet spódnicy. Szybko zeszła z łóżka i zajrzała pod nie.
Drobnymi dłońmi wysunęła spod niego duże, płaskie pudło. Otworzyła je. W środku było mnóstwo galeonów. Jej oszczędności. Teraz się jej przydadzą. Wsypała 300 galeonów do sakiewki, powiększonej od środka. Rozebrała się z szat Hogwartu, a zamiast tego nałożyła zwykłe, luźne ciuchy. Nie założyłaby przecież obcisłych koszul czy też tego rodzaju spodni.
Będzie się dzisiaj dużo przebierała, więc uporczywe ściąganie tego, mogłoby już męczyć.
Szybko zarzuciła kurtkę na ramiona oraz torbę i migiem wyszła z sypialni. Żwawym krokiem udała się do wyjścia z Hogwartu, gdy jej drogę zagrodził niejaki Montgomery Williams.
-Em... Hej Volta. - przywitał się niepewnie ślizgon.
-Hej. Co chcesz? - zapytała pośpiesznie dziewczyna.
Dwie godziny. Czasu coraz mniej.
-Wiem, że późno, ale czy nie chciałabyś pójść ze mną na bal? -Voltą wstrząsnęło zaskoczenie.
-Wybacz, Montgomery. Idę już na bal z kimś. - spojrzała na niego współczującym wzrokiem.
-Oh, rozumiem. Kim jest ten szczęściarz? - zapytał przybity.
-Może nie wtrącaj się w czyjeś sprawy, Williams. - warknął Tom, który stał za dziewczyną.
Wytrzeszczyła oczy i stanęła wryta w ziemię.
-Tak, przepraszam Volta. - mruknął Montgomery i odszedł niespokojnym krokiem. Dellov zacisnęła zęby i ruszyła przed siebie.
-Czekaj. - syknął Tom i złapał dziewczynę mocno za przedramię. -Gdzie idziesz? - zapytał podejrzliwie, spoglądając na jej torbę, przewieszoną przez ramię.
Volta wolno odwróciła się do niego i szepnęła:
-Po suknię. - przełknęła ślinę.
-Idę z tobą. Przyda mi się nowy garnitur. - wziął dziewczynę pod rękę i pociągnął za sobą.
Przerażona, a jednocześnie zaskoczona milczała. Czas leciał. Tik, tak. Dziewczyna odchrząknęła i drżącym głosem zaczęła:
-Nie wstydzisz się ze mną pokazać? -poczuła, jak drżą jej ręce i nawet bystre oko Toma to zauważyło.
-Oczywiście, że się wstydzę. Ale robię to dla satysfakcji. - potarł delikatnie dłoń dziewczyny, by się ogrzała.
-Jakiej satysfakcji? - zmarszczyła brwi i ostrożnie wyjęła rękę z jego żelaznego uścisku.
-Żeby widzieć, jak innych mężczyzn zjada zazdrość. I żebyś ty nie miała do nich dostępu. - wzruszył ramionami i schował dłonie do kieszeni płaszczu, ukradkiem spoglądając na dziewczynę.
Patrzyła przed siebie, idąc na cierpkich nogach. Czuła strach. Obłędny strach. To nie z zimna się trzęsła, o nie. To przerażenie nią zawładnęło. Jak dużą krzywdę mógł wyrządzić jej ten człowiek, że tak się go bała?
-Rozumiem. Gdzie idziemy? - zapytała po chwili zastanowienia.
-Nie wiem. Ty jesteś dziewczyną, więc ty się powinnaś znać na tych sprawach.
-Wiesz... wolę bardziej książki i naukę, niż zakupy. - odparła lekko zawstydzona, lecz nadal bardzo wystraszona.
Tom jęknął zirytowany i pociągnął Voltę w kierunku najbliższego sklepu, czyli do sklepu odzieżowego Gladraga. Można było z nim kupić wszystko, a specjalizował się w dziwnych skarpetkach. Nastolatkowie weszli do pomieszczenia, a to zasygnalizował charakterystyczny dzwoneczek zawieszony u góry drzwi.
-Dzień dobry. - odezwał się grzecznie Tom. -Szukamy czegoś, dla tej pięknej, młodej damy. Ma być to sukienka na bal duchów. - wskazał dłonią na dziewczynę, a ta wytrzeszczyła na niego oczy.
-Bonjour, merci! Oh, oui, oui!* Zaraz coś znajdziemy dla pańskiej żony! - przywitał się pan Robespierre. Tutejszy, najlepszy szwacz.
-To nie moja żona. - warknął Tom.
-Ach, jaka szkoda. Oboje wyglądacie na zakochanych małżonków. Un moment* i znajdziemy coś dla tej, miłej jakże damy. - uśmiechnął się w kierunku blondwłosej, co odwzajemniła szczerze. Riddle wywrócił oczami i znudzony rzekł:
-Tylko szybko. Nie mamy całego dnia.
-Pardonner!* Zaraz wracam! - i znikł za szafami z różnorodnymi materiałami.
Volta przystąpywała z nogi na nogę. Po chwili szwacz wrócił z piękną, czarną, rozkloszowaną suknią. Niby zwykła, ale dla Dellov to było coś niesamowitego.
-Bierzemy tę. - powiedziała bez zastanowienia, ale po chwili poprawiła się. -Biorę ją. -odchrząknęła i dała mężczyźnie woreczek z pieniędzmi.
-Mademoiselle*, proszę wybaczyć, ale to za dużo. Nie mogę tyle przyjąć.
-Niech się pan nie przejmuje tym. - uśmiechnęła się łagodnie dziewczyna. -Może pan coś dzieciom kupi lub żonie.
-Merci!* Do zobaczenia! - pomachał jej starzec, a oni wyszli.
-Myślałem, że jeśli dłużej tam będę siedział, to mnie zemdli. - wywrócił oczami czarnowłosy.
-Przepraszam. - wypaliła młoda kobieta, na co czarnooki wywrócił oczami i machnął ręką.
-Idziemy teraz po garnitur dla mnie. - spojrzał na dziewczynę, która zawiesiła wzrok na księgarni. -Idź. Wiem, że chcesz.
-Na-naprawdę? - nie dowierzała.
-Tak. Idź, zanim się rozmyślę. Widzimy się tutaj za 30 minut.
-Dz-dziękuję. - wyjąkała i pobiegła do biblioteki, o mało nie potykając się o własne nogi.
Tom prychnął pod nosem i poszedł do sklepu. Po kilkunastu zmarnowanych minutach przewracania w ciuchach, wreszcie znalazł idealny, czarny smoking. Zakupił go i wyszedł z odzieżowego. Zauważył Voltę, siedzącą na ławce, czytającą książkę i pijąca jakiś napój.
-Możemy iść. - powiedział, na co Volta się wzdrygnęła. Szybko wyrzuciła picie do śmietnika i wzięła torbę z suknią i książkami. Tom wziął od niej książki i poszedł pierwszy.
Co się z tobą dzieje, Tom?
~*~
*-Witam państwa! Oh, tak, tak!
*-Chwila moment.
*-Proszę wybaczyć.
*-Panienko
*-Dziękuję!Rozdział niesprawdzony, pisany na spontanie, więc mogą być różne powtórzenia, błędy i nie dociągnięcia językowe, jak i ortograficzne, za co bardzo przepraszam, ale nie mam czasu tego teraz sprawdzić! Mimo to, życzę miłego czytania.
LittlePsychopath2104
CZYTASZ
Avada Kedavra? | Tom Marvolo Riddle
FanfictionZakochanie dla niego było czymś słabym. Brzydził się nawet tego słowa. Miłość? To najgorsze, co mogłoby spotkać człowieka. Tom Marvolo Riddle nigdy nie chciał poznać tej definicji. W końcu był... Sami wiecie kim. Jednak to nie było do końca pra...