~~ROZDZIAŁ 11~~

10 2 0
                                    

W mojej głowie słyszałam tylko głośny głos który kazał mi to wszytko skończyć mówił " Katris po co to dalej ciagniesz?  Po co się męczysz?  Odpocznij sobie...". Nie byłam pewna co mam robić.... Weszłam do kuchni sięgnęłam po szklankę, która po chwili postawiłam na bladzie i sięgnęłam po sok, aby nalać go do szklanki. Na szczęście głos w mojej głowie umilkł.... niestety nie na długo, gdy tylko wzięłam do ręki pełną szklankę soku... gdy nagle było słychać tylko huk tłuczącej się szklanki. Nie wiedziałam co sie do końca stało...
-Katris!!!- usłyszałam głos Mathewa dopiero teraz zdałam sobie sprawy co się stało - Pokaż czy nie są głębokie!
"głębokie" o co mu chodzi? Wtedy spojrzałam na swoje ręce były cale we krwi na całej podłodze leżały drobinki szkła a kilka z nich miałam wbite w ręce
-Mathew... co sie stało?- powiedziałam to będąc w wielkim szoku.
Szatyn kończył wyjmować kawałki szkła w moich rąk poczułam ogromny ból gdy zaczął przemywać moje rany. W tej samej chwili poczułam się bardzo słabo chciałam cos powiedzieć ale nie mogłam... Moje powieki zaczęły sie zamykać nie mogłam nic na to poradzić widziałam że szatyn cos do mnie mówi ale nie słyszałam jego słów jak by ktoś wyłączył mnie jak zabawkę... ģ
       ~~~ 4 dni później ~~~
Gdy tylko otworzyłam oczy które od razu zamknęłam przez oślepiajace lampy na suficie. Po chwil i znowu je otworzyłam tym razem nie zamknęłam. Rizejrzałam się dookoła to nie była oni moja kuchnia ani mój pokój to wg nie był mój dom. Ściany były całe białe jak sufit i łóżko na którym leżała na ścianie po mojej prawnej były trzy duże okna.
- Dzień dobry Pani Evans. Jak się Pani czuje?- zapytał wysoki brunet po jego stroju byłam pewna że to lekarz. Ale zaraz co ja robię w szpitalu co sie stało?!
- Słabo. Może mi Pan powiedzieć co tu robię?
-Miała Pani wpypadek 4 dni temu która...- nie dałam mu dokończyć gdy tylko usłyszałam ze śpię tak juz 4 dni ?!
- 4 dni temu?! Jak to możliwe?! Co się  stało gdzie jest Mathew?!- zaczęłam krzyczeć jak opentana nie wiedziałam co mam zrobić co myśleć..
- Proszę się uspokic. Kawałki szklanki wbiły się w Pani tętnice i w wyniku tego straciła Pani sporo krwi i zapadła Pani w śpiączkę.
- Gdzie jest Mathew?
- Czeka na korytarzu.
-Może go Pan zawołać? - spytałam juz spokojniejsza.
- Oczywiście.- gdy tylko to powiedział wyszedł z sali.
Po chwili na salę wbiegł szatyn.
-Katris nic Ci nie jest.- Gdy tylko to powiedział wtulił się we mnie poczułam dziwne uczucie... Nie mogłam go opisac .
-Jak się czujesz skarbie? - powoedział szatyn po jego głosie i wyglądzie widziałam że był bardzo zmęczony i przejmował  się cała tą sytuacją.
- Dobrze. Jak długo tutaj jesteś?
- Odkąd Cię tu przywiozłem.- Po jegi odpowiedzi zamarłam siedział całe te 4 dni w szpitalu widziałam  po nim ze że był bardzo zmęczony.
- Jedź do domu odpocznij.
- Nie ma mowy nie zostawię Cię samej. Nie popełnia tego samego błędu drugi raz.- nie miałam pojęcia o co mu chodzi ale postanowiłam ze nie  dam za wygraną.
-Kochanie..spojrz na mnie...- szatyn podniósł głowę która przez caly czas miał spuszczoną w dół w jego oczach widziałam smutek żal i kilka łez- Pojedź do domu i odpocznij nie mogę patrzeć jak się przemęczasz... Będę pod opieką lekarza nigdzie stąd nie pójdę bo czuje się troche  słabo...
-Obiecuejsz ze nic Ci sie nie stanie ze będzięsz na mnie tutaj czekać?
-Obiecuję jeśli Ty obuecass ze pojedziesz sie przespać zjeść i ogarnąć.
-Obiecuję.Kocham Cię.- szatyn wstał i pocałował mnie w usta i udał się do wyjścia.
Poczułam dziwną pustkę... Ale nue długo bo głos przez który tutaj leżę znów zaczął się odzywać... Nie chcąc to słuchać porostu zasnełam...

Nadzieja umiera ostatniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz