07. Kawiarnia pełna krabów

199 28 26
                                    

Rankiem Karkat nie był w stanie funkcjonować. Kolejny raz nie przespał nocy jednak powód, który trafił mu się tym razem zaniepokoiłby pewnie większość. Spokoju mu nie dawały słowa blondyna, za którym tak nie przepadał. Może po prostu chciał sobie pożartować z chłopaka? A może to wszystko było jednym głupim snem, a niewyspanie to kwestia nadmiernej ilości potrzebnemu organizmowi snu? Zdarzało się, że Vantas przesypiał prawie, że całe dnie jednak to było stosunkowo dawno.

Czarnowłosy westchnął i wstał z łóżka sięgając do szafy po świeże ubrania. O higienę trzeba dbać. Gdy tylko się ubrał skierował swoje cztery litery do kuchni, w której się znajdował jego ojciec. Najwidoczniej dostał dzień wolny.

- Dzień dobry - powiedział mężczyzna spoglądając na syna z uśmiechem. Karkat zdążył wyczuć w przedpokoju, że smaży naleśniki.

- Bry - odparł Karkat siadając przy stole. Kątem oka zauważył, że Kankri wchodził do kuchni i usiadł obok chłopaka. Powitali się kiwnięciem głowy. Nie było potrzeby rozmawiać.

- Ten chłopak, co pojawił się wieczorem to kiedy wyszedł?

Na to pytanie zacisnął wąsko usta. Nie chciał odpowiadać ojcu na to pytanie jednak wiedział, że będzie musiał. Najwidoczniej musi skłamać.

- Nie wiem, nie słyszałem - odparł zwieszając głowę. Kankri tylko prychnął cicho wiedząc, że brat kłamie, jednak nic nie mówił. Mimo wszystko wolał nie wydawać brata.

Nagle zabrzmiał dzwonek z telefonu najmłodszego Vantasa. Chłopak sięgnął po sprzęt i spojrzał kto do niego dzwonił. Gamzee. Przecież na małym przejściu wymienili się numerami telefonów. Prawie zapomniał. Nastolatek uśmiechnął się sam do siebie i odebrał.

- Czy to ten twój kochaś co u nas spał? - usłyszał obok siebie Kankriego, ale zignorował go i machnął lekceważąco ręką.

- Siemson, bro - głos przyjaciela był zachrypnięty, zdecydowanie coś pił.

- Hej - odparł Karkat siadając z powrotem do stołu. Jego ojciec spojrzał w stronę młodszego syna zainteresowany z kim rozmawia.

- Ty. Ja. Spotkanie. Lubisz słodycze?

Karkat zamrugał zaskoczony parę razy.

- No tak. A co?

Kankri zerknął zaciekawiony na brata czego mogła dotyczyć rozmowa jednak ten nadal go ingorował. W tym czasie też ich ojciec nakładał naleśniki na talerze i na środek stołu postawił syrop klonowy.

- Tatko opowiedział mi o jakieś kawiarni to pomyślałem, że cię zabiorę - odparł Makara. Nastała chwila ciszy, którą żaden z nich raczej nie miał zamiaru przerywać. Ale jednak, przyjaciel niższego znowu się odezwał. - Tylko nie przyprowadzaj tego blondasa. Jest jakiś przyjebany. Honk.

Karkat słabo się uśmiechnął słysząc honknięcie chłopaka i oparł telefon na swoim ramieniu dociskając go głową aby w końcu móc zjeść. Naleśniki pachniały zbyt dobrze.

- Nie mam zamiaru.

- Toooo, w parku, w którym byliśmy wczoraj za godzinę? - zaproponował klaun.

- Jasna sprawa.

I się rozłączył. Karkat odłożył telefon na bok i polał swoje śniadanie syropem klonowym, który kusił go od samego początku. Uśmiechnął się pod nosem i zaczął jeść swoje śniadanie. Od dawna, bardzo dawna nie był w tak dobrym humorze jak dzisiaj.

- To na pewno był ten blondyn - szepnął Kankri do ich ojca tak by młodszy Vantas nie usłyszał ich plotek jednak ich niedoczekanie. Chłopak spiorunował brata wzrokiem i zacisnął ręce na sztućcach.

Kraby | DavekatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz