2.

931 106 6
                                    

Rano obudziłam się spokojna. Zabrałam rękę z twarzy i przetarłam dłonią oczy. Rozmawiałyśmy wczoraj jeszcze trochę. Wracałam pierwsza, ona została, nie wiem, ile czasu po mnie tam przesiedziała. Uśmiechała się, gdy wychodziłam. Nieśmiało. Ciekawe, czy to mogła być prośba, bym została. Albo już sobie poszła.

Chciałam się z nią spotkać znowu. Rozmowa rozbudziła we mnie głód do jakiejkolwiek formy spotkań towarzyskich. Bo tęskniłam za ludźmi, za tym poczuciem, że mogę komuś ufać. Powstrzymałam się mimo wszystko.

Minęło parę dni. Nie licząc naszego spotkania, wybrałam się tam jeszcze tylko raz; nie było jej. W zasadzie spodziewałam się tego. Postanowiłam spróbować innym razem. I właśnie ta myśl mnie zdenerwowała, ta świadomość, że szłam tam, bo chciałam ją spotkać, chociaż, logicznie rzecz biorąc, była to tylko jednorazowa wymiana zdań, jakbym nie miała innych znajomych, z którymi mogłabym rozmawiać. Tak się składało, że miałam.

W każdym razie, w końcu wybrałam się tam znowu. Tym razem było nieco później, co równało się z tym, że też nieco chłodniej, dlatego, założyłam swoją zbyt dużą, czarną bluzę, w której ze słuchawkami w uszach doszłam do miejsca naszego spotkania, a gdy z rozczarowaniem stwierdziłam, że jej tam nie ma, uśmiech całkowicie zniknął z mojej twarzy. Westchnęłam i uderzyłam się w czoło. Po rozczarowaniu przyszedł smutek, a jeszcze później złość na własną głupotę. Stałam tam i wpatrywałam się w pusty kosz na śmieci.

- Lauren? - zadrżałam na dźwięk swojego imienia, który dobiegł mnie zza pleców. Obróciłam się powoli i potarłam kark dłonią.

- Um, Camila? - chciałam udawać zaskoczoną, ale niestety prawda jest taka, że byłam naprawdę słabą aktorką. - Miło znów cię widzieć - na te słowa uśmiechnęła się lekko.

- Ciebie też - odpowiedziała, spuszczając wzrok w dół. Tym razem nie była boso, miała na sobie zwykłe bordowe tenisówki ze sznurowadłami w kolorach tęczy.

- Szukasz czegoś? - zapytała po dłuższej chwili milczenia.

Ciebie, ta odpowiedź od razu nasunęła mi się na myśl.

- Nie wiem - postanowiłam nie udzielać jej tak oczywistej odpowiedzi. - Jaki jest w tym sens? Nie można szukać czegoś, co nie chce być znalezione.

- Hmm - moje słowa wyraźnie jej zaimponowały. - Masz rację.

Oczy Camili podążyły ku huśtawkom, na co pokiwałam głową i usiadłam się na jednej z nich. Farba zblakła tak mocno, że kolor czerwony był już prawie niedostrzegalny.

- Często tutaj przychodzisz? - rozpoczęłam rozmowę.

- Jeżeli często jest definicją słowa codziennie, to tak.

- Sama? - wyrwało mi się.

- Ludzie mnie przerażają.

Unikała mojego wzroku, już się nie uśmiechała. Bałam się cokolwiek powiedzieć.

- Czy... Ktoś cię kiedyś zranił?

Znałam już odpowiedź, zanim zadałam pytanie.

- Tak - odpowiedziała drżącym głosem.

Z całego serca zapragnęłam zemścić się na osobie, która to zrobiła. Przygryzłam wargę.

- Ludzie to potwory, które nie zasługują, by żyć na tak pięknym świecie - powiedziałam cicho.

- Czy możesz...

Posłałam jej pytające spojrzenie.

- Czy możesz mnie przytulić?

Bez słowa wstałam i podeszłam do niej. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja ostrożnie przyciągnęłam ją do siebie. Po chwili poczułam, że Camila się trzęsie, a rękaw mojej bluzy robi się mokry. W tym momencie wydawała mi się taka mała i krucha, że miałam ochotę już nigdy nie wypuścić jej z mojego ciepłego uścisku. Pogładziłam ją po włosach i pozwoliłam, by dała upust wszelkim emocjom.

Blue Butterfly (Camren)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz