11.

562 85 5
                                    

To, czego dowiedziałam się tamtego wieczoru, postanowiłam zachować dla siebie. Nie pytałam, bo nie widziałam w tym sensu. Wspomnienia były największym koszmarem Camili, a sama nie chciałam celowo sprawiać jej bólu. Teraz byłyśmy razem i to się dla nas liczyło. Jednak od tamtego dnia patrzyłam na nią inaczej, jak na dziewczynę, która została tak bardzo skrzywdzona, tak mocno cierpiała, jednak mimo to pozwoliła mi się do niej zbliżyć i obdarzyć uczuciem, które tak bardzo ją przerażało. Nawet więcej, udało jej się również je odwzajemnić.

- Kocham cię, moje maleństwo - wymruczałam Camili do ucha, gdy leżałyśmy razem na łóżku w moim pokoju.

- Ja ciebie też, mój skarbie - odpowiedziała z uśmiechem na ustach.

***

Byłyśmy razem już przez parę miesięcy. W pewnym momencie wszystko między nami zaczęło się stopniowo psuć. Tak, jak kiedyś widywałyśmy się codziennie, teraz jedynie raz na tydzień, a nawet dwa.

Później było jeszcze gorzej. Camila ciągle wymyślała nowe wymówki, to nie miała czasu, to nie mogła, to była zajęta. W końcu cała nasza relacja wisiała niewyjaśniona gdzieś nad naszymi głowami. Nie byłam już pewna, czy jest coś jeszcze między nami.

To niesamowite, jak osoba, bez której nie wyobrażamy sobie dalszego funkcjonowania, z dnia na dzień może tak po prostu zniknąć z naszego życia.

W pewien wieczór, leżałam na łóżku, przykryta aż po czubek nosa kocem, gdy mój telefon zabrzęczał. Było zimno, nie miałam ochoty nawet sięgać po niego ręką. Zrobiłam to dopiero wtedy, kiedy zabrzęczał ponownie. Oczy rozszerzyły mi się z zaskoczenia, gdy na ekranie zobaczyłam numer Camili. Tak dobrze mi kiedyś znany, że zupełnie przypadkowo, nauczyłam się go na pamięć.

Hej, Lauren

Powinnyśmy się spotkać.

Drżącymi palcami wystukałam odpowiedź na klawiaturze.

Też tak uważam.

Pasuje Ci dzisiaj?

Tak. Za godzinę na placu?

Do zobaczenia, Lo

Nic więcej już nie odpisałam.

***

Wiał mocny wiatr, który zanim doszłam na miejsce, całkowicie roztrzepał moje wyprostowane włosy. Nie zapięłam swojej skórzanej kurtki, ręce włożyłam do kieszeni. Wyjęłam je z niej dopiero, gdy dotarłam na plac.

Na jednej ze starych huśtawek siedziała Camila, wpatrzona była w ziemię. Ten widok sprawił, że poczułam silny ból w klatce piersiowej, tak bardzo przypomniał mi stare czasy, gdy się tu poznałyśmy, wspólnie marzyłyśmy, płakałyśmy i spędzałyśmy razem każdą wolną chwilę naszego życia. Podeszłam do niej.

- Hej.

Wstała i starała się patrzeć mi w oczy, ale wzrok jej uciekał.

- Cześć, Lauren.

Odezwałam się pierwsza.

- Tęsknię za tobą, Camz. Tęsknię za tym wszystkim, co razem robiłyśmy, tym jak wiele dla siebie znaczyłyśmy. Co się między nami dzieje? - zapytałam.

- Nie wiem, Lo. Ja... Próbowałam się zdystansować, by teraz było łatwiej.

- Łatwiej, co?

- Odejść... - łzy napłynęły jej do oczu.

- Co ty wygadujesz? - ujęłam dłonie Camili w swoje. - Nigdzie się nie wybierasz.

- To koniec, Lauren - zaszlochała.

- Nie - pokręciłam głową. - Skarbie, wiem, że w ostatnim czasie między nami nie było najlepiej, ale to niczego nie przekreśla. Prawda?

- Lo, ty nie rozumiesz... Ja umrę - w tym momencie gwałtownie wstrzymałam oddech. Poczułam, jak żółć podchodzi mi do gardła.

- Umrę - powtórzyła, teraz jedynie szeptem. - Jestem chora.

- Nie. Nie. Nie - mówiłam w kółko, traciłam nad sobą panowanie. Przez głowę przebiegło mi tysiące rożnych rzeczy, których prawdopodobnie nigdy z nią nie zrobię. - Nie.

- Przepraszam, Lauren... - była cała we łzach, ledwie potrafiła mówić, głos co chwila jej się łamał.

- Nie, kochanie... Wszystko będzie dobrze - nie wierzyłam w te słowa, mimo że naprawdę bardzo chciałam, by tak było. - Ja cię kocham, Camz.

- Ja ciebie też, Lolo. Ale nie możemy... - przerwała, bo przyłożyłam palec do jej ust.

- Nie zostawię cię, skarbie - już po chwili płakała, wtulona w moich ramionach.

I mimo to, że czułam się dokładnie tak, jak ona, ręce mi drżały, a głos nie był zdolny do mowy, to starałam się być silna i nie okazywać dziewczynie mojego strachu, by chociaż ona mogła poczuć się bezpiecznie. Tak, jak było kiedyś. Załamałam się dopiero wtedy, gdy wróciłam do domu.

Blue Butterfly (Camren)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz