9.

620 84 3
                                    

Jakiś czas później, Camila zaprowadziła mnie do niewielkiego domu o bladoróżowych ścianach, w którym mieszkała.

- Jak tu... Przytulnie - stwierdziłam, gdy weszłam do jej pokoju, w którym rozchodził się przyjemny aromat wanilii. Znaczną jego część zajmowało łóżko, miękkie i wygodne, zasypane poduszkami. Meble wykonane były w antycznym stylu, nadawały klimatu.

- Dziękuję, Lo. W zasadzie to chciałabym ci coś pokazać... Za moment wracam - pod jej nieobecność uchyliłam trochę okno, by nie zrobiło się tutaj za duszno.

Camila wróciła do pokoju z gitarą akustyczną przewieszoną przez ramię. Nie była ona zwykła, posiadała liczne zdobienia. Od razu dostrzegłam, że moja dziewczyna traktuje ją jak skarb.

- To moje dziecko - zaśmiała się. - Ostatnio dużo ćwiczyłam i... Chcę to dla ciebie zagrać.

Uśmiechnęłam się i posłałam jej kochające spojrzenie. Camila usiadła na krześle naprzeciwko mnie i ustawiła palce na odpowiednich strunach. Zamknęła oczy, przez chwilę zapanowała całkowita cisza. Później otworzyła je, uderzyła w struny i zaczęła śpiewać.

- It's just another night and I'm staring at the moon. I saw a shooting star and thought of you.

(To jedynie kolejna noc, a ja wpatruję się w księżyc. Zobaczyłam spadającą gwiazdę i pomyślałam o tobie)

Miała niesamowity głos. Gdzieś w połowie piosenki po policzku zaczęły skapywać mi łzy. Byłam tak cholernie szczęśliwa, że ją mam.

- So open your eyes and see the way our horizons meet. And all of the lights will lead into the night with me. And I know these scars will bleed, but both of our hearts believe all of these stars will guide us home.

(Więc otwórz oczy i zobacz to, jak nasze horyzonty spotykają się ze sobą. A wszystkie te światła poprowadzą do nocy ze mną. I wiem, że te blizny będą krwawić, ale oba nasze serca wierzą, że te wszystkie gwiazdy pokierują nas do domu)

- And oh, I know, oh, I can see the stars from America - zakończyła, patrząc prosto w moje zielone tęczówki.

(I wiem, że mogę zobaczyć gwiazdy z nieba Ameryki)

- To było piękne, Camz. Nikt jeszcze nigdy nie zrobił czegoś tak niesamowitego dla mnie - powiedziałam, w tym momencie czułam niewyobrażalną miłość do niej.

- Nikt jeszcze nigdy nie kochał mnie tak bardzo, jak ty, Lo - odłożyła gitarę na bok i podeszła do mnie, na łóżko. Nasze języki złączyły się, wydając ciche mlaśnięcie. Camila położyła się, a ja zaczęłam lizać i obcałowywać jej ciało.

Gwałtownie odskoczyłam, gdy usłyszałam, jak ktoś wchodzi do pokoju. Nerwowo poprawiłam materiał swojej koszulki, a Camila ręką przeczesała włosy. Przyglądała się nam mała dziewczynka, miała może około siedmiu lub ośmiu lat.

- Och, Sofi, umm, co tutaj robisz? - odezwała się zaskoczona Camila. - Nie pojechałaś z mamą do sklepu?

- Pozwoliła mi zostać i oglądać bajki - odpowiedziała mała.

- Aha, ym, okej.

- Ale całujcie się dalej, nic jej nie powiem, słowo.

Z trudem powstrzymywałam śmiech. Zakryłam usta dłonią.

- My nic takiego nie robiłyśmy, Sof...

- Nie wmawiaj jej głupot, Camz. I tak nas widziała - odparłam z uśmiechem.

- Jak masz na imię? - zapytała dziewczynka.

- Lauren, księżniczko.

- Podoba mi się - uśmiechnęła się, tym samym pokazując swoje zęby. W paru miejscach były tylko puste dziury po mleczakach.

Podeszłam i przykucnęłam przy niej.

- Jesteś piękna. Tak jak twoja siostra - pogładziłam małą po głowie. - Wiesz, że kocham ją najbardziej na świecie?

- Tak! - ucieszyła się. - Lubię cię.

- Ja ciebie też. A teraz leć oglądać bajkę, dobrze?

- Dobrze. Na razie, Lauren! Pa, Kaki! - w podskokach wyszła z pokoju.

- Kaki? - zachichotałam i wróciłam na łóżko.

- Nazywa mnie tak, odkąd pamiętam - odpowiedziała Camila. - Nie wiedziałam, że lubisz dzieci.

- Ja je uwielbiam - sprostowałam. - Twoja siostra jest szczególnie urocza.

- Mały potworek - zaśmiałyśmy się obie.

- Chciałabyś mieć dzieci? - to pytanie wyszło z moich ust tak szybko, że sama go nie zrozumiałam.

- Bardzo.

- Ja też.

Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Każda z nas w milczeniu pogrążyła się w rozmyślaniach o naszej wspólnej przyszłości.

Przesunęłam się w bok i poczułam, że siedzę na czymś innym, niż tylko zwykła poduszka. Z bananem na twarzy podsunęłam Camili pod nos pluszową pandę.

- Na serio?

- No co? Lubię z nią spać - broniła się, wzruszając ramionami.

- Mój malutki głuptasek - pokręciłam głową, śmiejąc się.

Prychnęła, udając obrażoną.

- Hej! I tak wiesz, że cię kocham, głuptasku.

- Ja ciebie też, idiotko - po tych słowach powróciłyśmy do przerwanej nam czynności.

Wieczorem musiałam przyznać, że dzięki Camili miałam ochotę żyć, że wydawało się to dla mnie mieć chociażby jakikolwiek sens, jeśli ona byłaby razem ze mną. Pierwszy raz od wielu koszmarnych lat.

Blue Butterfly (Camren)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz