Rozdział 7

72 8 0
                                    

Obudziłam się. Czułam, że nie jestem w swoim łóżku. Zaspana otworzyłam oczy. Siedziałam na Gasterze w ludzkiej formie. On też w niej był i spał. Wstałam tak żeby go nie obudzić. Uśmiechnęłam się widząc jak próbuje znaleźć mnie dłońmi przez sen. Cicho sie zaśmiałam i ruszyłam do pokoju żeby się przebrać. "Kolejny wspaniały dzień w Podziemiu"- pomyślałam. Byłam przeszczęśliwa, że w końcu uciekłam od mojej "rodziny". Na pewno nawet nie zauważyli, że zniknęłam. Ubrałam, zjadłam na szybko jakieś śniadanie i wróciłam do salonu. Gaster ciagle spał. Nagle doznałam olśnienia. Ruszyłam po cichu w stronę jego laboratorium. Weszłam do środka i podeszłam do jego biurka. "Ciekawe nad czym tak zawzięcie pracuje". Niestety wszystkie notatki były spisane jakimś... Dziwnym szyfrem. Odsunęłam się od biurka. Nagle usłyszałam kroki. Schowałam się za jedną z kapsuł i lekko wyglądałam. Z wejścia przez jaskinie wyłoniła się postać. To nie był Gaster. Postać miała kaptur. Zaczęła myszkować po laboratorium. "Złodziej! Dlaczego Gaster nie reaguje?!"- krzyczałam w myślach. Postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce. Po cichu podeszłam do postaci gdy ta szukała czegoś w biurku doktora. Rzuciłam się na nią i przybiłam do ziemi.
-Co ty tu robisz?- zapytałam z irytacją w głosie.
-Mogłabym zadać to samo pytanie Tobie- odezwał sie znajomy głos.
-Czekaj...- nie skończyłam.
Zepchnęła mnie z siebie i wyjęła z kieszeni sztylet z rękawa. Wyciągnęła go w moją stronę.
-To pracownia doktora!- krzyknęłam.
-Wiem- zachichotała.- A on ma coś czego bardzo chcę. Ty mi tylko ułatwiłaś wejście.
-Że co?
-Uśpiłaś czujność doktorka i przy okazji jego samego. Biedak od dawna nie zmierzył oka i teraz będzie spał jak zabity.
"To szkielet, a też potrzebuje snu? Dziwne. Zaraz... Skąd ona wiedziała o tym wszystkim?!"
-Ponieważ ja wiem więcej niż myślisz- powiedziała.
Zszokowało mnie. Czytała mi w myślach!
-Dosyć tego!- krzyknęłam, po czym rzuciłam się znów na nią.
Postać uniknęła mnie, złapała i przystawiła sztylet do gardła.
-Nie tak szybko Grace'y- powiedziała.
Próbowałam się jej wyrwać, ale była za silna. Szarpałam się i przemianiłam. Przez to zrobiłam... Spory bałagan i hałas. Przycisnęłam postać łapą do ziemi.
-Złaź ze mnie!- krzyknęła.
Nagle Gaster pojawił się obok nas. Rozdzielił nas mocą.
-Doktorze złapałam złodziejke!
-To nie złodziejka Grace- odpowiedział zły, po czym zdjął jej kaptur.
To była... Luna.
-To Ty?..- spytałam cicho.
-Ta. We własnej osobie.
-Grace. Luna jest moją podopieczną. To wampirzyca- powiedział Gaster.
-Ale... Przecież...- jąkałam.
-Wiem, że jesteś w szoku- zaczął doktor.- W końcu Luna była Twoją przyjaciółką jako człowiek.
-Sorki Grace'y. Musiałam Cię pilnować do osiemnastki co robiłam... Niezbyt chętnie.
-Jesteś podła!- krzyknęłam.- Ufałam Ci!
-Dopiero to odkryłaś?- zaśmiałam się.
-Czego szukałaś w biurku Gaster'a?!
-Ja? Niczego. To Ty grzebałaś mu w rzeczach kiedy spał- powiedziała z wrednym uśmieszkiem.
-To nie prawda!
-Ja wiedzę co innego Grace- powiedział Gaster.
-Co?..
-Zawiodłem się na Tobie- mruknął.
-Ja nic nie zrobiłam!
-Nie podnoś na mnie głosu!- krzyknął.
Był wściekły. Jego twarz diametralnie się zmieniła na straszniejszą. Przeraziłam się.
-Ja... Na prawdę nic nie zrobiłam... To ona...- powiedziałam prawie ze łzami.
-Do siebie- rozkazał.
Ruszyłam jak zbity pies do siebie. Wychodząc usłyszałam głos Luny:
-Przecież wiesz tatku, że ja bym Ci nigdy czegoś takiego nie zrobiła.
Odwróciłam się. Widziałam jej szyderczy uśmiech. Byłam wściekła, ale jednocześnie smutna. Weszłam do siebie i zamknęłam drzwi. Od razu rzuciłam się na łóżko. Reszte dnia spędziłam w pokoju. "Co mu się stało?.."- pomyślałam.

PrzeznaczeniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz