Walka z Wilkołakiem

8 2 0
                                    

Kiedy tylko lekcje w poniedziałek dobiegły końca, zebrałam swoje rzeczy. Wró­ci­łam z dziewczynami do dormitorium Krukonów. Usiadłam przy kominku. Dziewczyny szalały i gnębiły naszego pomagiera Kruczka. Ja nie brałam w tym udziału. Nie miałam na to ochoty. Wstałam po dłuższej chwili. Potrze­bowałam spaceru. Minęłam swoje ko­leżanki i poma­cha­łam im.

– Idę na spacer – zakomunikowałam.

– Miłego! –zawołała za mną Lucy rzucając czymś w Kruczka.

Wyszłam z wieży Ravenclaw i podążyłam na zewnątrz. W tor­bie ciążyły mi różne sprzęty poda­rowane mi przez naszą opiekunkę Eveline Lune. Dała nam je byśmy mieli coś przy sobie w razie dziwnych spotkań czy ataków. Podo­bno mogłyby się przydać, gdybym nie miała różdżki, lub nie znała zaklęć. Uśmiechnęłam się krzywo na taką moż­liwość. Miałam nadzieję, że mnie to nie spotka. Ruszyłam w stronę jeziora.

Jezioro było niezwykle spokojne. Nie czuło się żadnego wiatru. Cisza zdawała się być dziwnie nienaturalna. Niestety... nie od razu to dostrzegłam. W głowie wciąż miałam hałas z dormitorium. Rozważałam też wiadomości z ostatnich lekcji, a także przestrogi naszej opie­kunki. Upominała, byśmy zawsze spodziewali się niespodziewanego... I właśnie, gdy nad tym myślałam, poczułam, że coś w ciszy otaczającej mnie jest złowrogiego. Nie podobało mi się to. Po kręgosłupie przeszły mnie ciarki. Rozejrzałam się ostrożnie. Niebo jakby pociem­niało. Powietrze wydawało się gęste. Zza drze­wa wyłonił się wilkołak. Ruszył w moją stronę. Zadrżałam. Zapomniałam, że była pełnia!

Stwór był ogromny. Jego ciało było nienaturalnie wygięte. Głowę miał wielką. Ciało jego było silnie owłosione. Na nogach miał podarte spodnie. Zawarczał na mnie i zawył do księżyca. Wyglądał na głodnego i chyba mnie wybrał na swoją ofiarę...

Zaczęłam się cofać pośpiesznie w kierunku szkoły. Niestety, twór był szybki. Przy­bliżał się do mnie wielkimi susami. Chciałam krzyczeć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Wil­ko­łak był bardzo blisko. Schyliłam się i sięgnęłam po ziemię z piachem. Nabrałam garść i rzu­ciłam mu w oczy. Stworzenie zawyło zaskoczone i zatrzymało się na chwilę. To mi wys­tar­czyło. Odwróciłam się i ruszyłam biegiem do szkoły. Po głowie chodziło mi pytanie. Co mia­łam robić? Jak uciec? Nie znałam zaklęć obronnych, byłam początkującym uczniem.

Wilkołak warknął za mną. Znów poczułam ciarki. Wiedziałam, że żadne logiczne ar­gumenty na niego nie za­działają. Nie było sensu strzępić języka. I w tej właśnie chwili przy­pomniałam sobie słowa profesorki od „Sztuki Przetrwania": musimy wykorzystać ele­menty z naszego otoczenia do obrony, zyskania czasu na ucieczkę czy po prostu ataku wro­ga." To było to. To była moja szan­sa, na sprawdzenie swoich umiejętności.

Sięgnęłam do swojej torby. Wyciągnęłam bumerang – prezent od opiekunki. Już kie­dyś takim rzucałam. Nie miałam czasu na myślenie. Stanęłam i zwróciłam się w stronę stwo­ra. Ułożyłam prawidłowo ramię i ścisnęłam bumerang. Celowałam w jego nogi. Chciałam go podciąć.

– Wrrr – wilkołak znów zawarczał, tym razem głośniej. Z tej odległości jego głowa zdawała się być ogromna.

Nie zniechęciło mnie to. Rzuciłam bumerangiem. Trafił idealnie tam, gdzie miał tra­fić. Niestety... mój rzut był za słaby. Mój wróg się jedynie bardziej zdenerwował. Chwy­ci­łam powracający bu­merang i schowałam do torby. Rozejrzałam się. Wokoło leżały różnej wiel­kości kamienie. Schyliłam się i sięgnęłam po jeden z nich. Rzuciłam nim z całej siły w prze­ciwnika. Trafiłam w głowę, co go znacznie spowolniło. Zaskowyczał z bólu sięgając rękami do rany.

Nie czekałam na jego odpowiedź. Zaczęłam ponownie biec w stronę budynku. W mię­dzy­czasie sięgnęłam po kolejny przedmiot i wyciągnęłam woreczek malutkich srebrnych kulek. Uśmie­ch­nęłam się. Mogłam je wykorzystać. Obejrzałam się za siebie. Wilkołak znów za mną podążał długimi susami. Rozerwałam woreczek i odrzuciłam za siebie kulki.

Stworzenie zawołało za mną i w tym momencie wbiegło na kulki. Potknęło się i za­chwiało. Nie upadło, ale zaskowyczało z bólu. Srebro mu nie służyło. Wykorzystałam to i znów przyspieszyłam. Byłam już naprawdę blisko szkolnych błoni.

– Wraaaa – usłyszałam za sobą i zadrżałam. Ten dźwięk mi się nie podobał i to bar­dzo.

Nie chciałam się rozglądać. Nie było na to czasu. Sięgnęłam jeszcze raz do torby i wy­jęłam składany mini-namiot od swojej opiekunki. Westchnęłam. Zamierzałam z niego sko­rzystać innego dnia. Mo­że nawet na jakimś pikniku lub biwaku.

Rozwiązałam kokardkę. Nie minęła sekunda, a namiot już się rozwijał i powiększał. Nie czekałam dłużej. Rzuciłam nim w stronę wilkołaka. Nie zdążył go wyminąć i w niego wpadł. W końcu upadł. Wymachując rękami. Zaplątał się w materiał. Jego ryk był bardzo nie­przyjemny i groźny. Na szczęście był również głośny.

Ze szkoły wybiegł w moją stronę woźny Eryk. Spojrzał na mnie, potem na wilkołaka zaplątanego w namiot.

– Oj dziewczynko, miałaś szczęście – zawołał ponaglając mnie ręką, abym weszła do szkoły. Zrobiłam to bez dodatkowego zaproszenia.

W tym samym momencie wyminęło mnie kilku nauczycieli. Zbiegli na błonia i zajęli się wilko­ła­kiem. Po wszystkim jeden z nich podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu.

– Dobrze zrobiłaś, brawo. Skąd te pomysły mała Krukonko? – zagadnął.

– Z lekcji Sztuki Przetrwania – powiedziałam wciąż przejęta. – Nie sądziłam, że tak szybko się przydadzą. I... pierwszy raz spotkałam Wilkołaka.

Profesor pokiwał głową i odszedł. Mruczał coś pod nosem na temat bezpieczeństwa w szkole. Zadrżałam.

– Oj, musisz być w szoku! – usłyszałam uprzejmy głos.

– Ttak, chyba tak – burknęłam.

Po chwili poczułam na ra­mionach koc. Obejrzałam się. Stała za mną sympatyczna pani profesor.

– Zabierzcie ją do skrzydła szpitalnego! – zawołała do dwóch uczniów.

Ruszyłam razem z nimi spokojnym i powolnym krokiem. Wciąż się trzęsłam. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że rozmawiałam z dyre­ktorem Wedenem oraz panią Hayes. Zaśmiałam się nerwowo wchodząc do skrzydła szpitalnego.

– Co się stało? – zapytała pielęgniarka Agnes.

– Spotkałam Wilkołaka – pisnęłam.

– I jest w szoku... – dodała cicho uczennica, która mnie przyprowadziła.

Pamiętniki ze Świata Magii - KlaireenWhere stories live. Discover now