3

366 50 5
                                        

Po koncercie wrócili od razu do apartamentu, co ostatnio zdarzyło się wtedy, gdy Gerard pierwszy raz go pocałował i wszyscy byli zbyt zdezorientowani, aby odreagować zmęczenie na afterze.
Dzisiejszy występ był prawdopodobnie jednym z najgorszych koncertów w ich karierze. To jest, nawet nie pod względem muzycznym, co to, to nie; na pewno nie rozczarowali fanów, ale jeśli chodzi o samopoczucie Franka, to było to naprawdę koszmarne. Nie zbliżał się do Gerarda, więc nie miał komu przeszkadzać, bo Mikey i Ray grają w zbyt dużym skupieniu, by w nich wbiegać, a Bob przy perkusji jest trochę nieosiągalny. Palce tańczyły mu na gryfie całkowicie automatycznie, nie czuł tej magii, nie rozpierała go pozytywna energia. Wyszedł na scenę, zagrał, zszedł. Gerard zdawał się za to być dziwnie pozytywny. Emanował pewnością siebie, rzucał więcej niż zwykle złośliwości i ani razu nie podszedł do Franka. Patrzył na niego, ale tylko przelotnie, jakby upewniając się, że mężczyzna nie ucieknie ze sceny, ale Frank nie odczuwał w tym żadnej troski o niego, a jedynie o dobro występu. Po pożegnaniu się z fanami i ogarnięciu spoconych ciał w garderobie, Mikey zarządził powrót do hotelu i nawet Ray, który zazwyczaj pierwszy wychodził z inicjatywą świętowania, skinął głową i ruszył do samochodu, w którym otworzyli tylko jedną whiskey, puszczoną w obieg niczym fajka pokoju. Iero dostał ją jako ostatni i już z nim została. Na miejscu rozeszli się do swoich sypialni w milczeniu. Frank rzucił pustą butelkę na łóżko i położył się na podłodze. Nasłuchiwał szumu wody, a gdy takowego nie usłyszał, przeszedł szybko do łazienki. Rozebrał się, rzucając przepocone ubrania w kąt pomieszczenia. Co z tego, że przebrał się tuż po koncercie, skoro jego przepełnione adrenaliną i endorfinami ciało wciąż pociło się bardziej niż powinno?

Stanął przed lustrem i spojrzał na siebie krytycznym wzrokiem. Dlaczego kiedykolwiek sądził, że Gerard mógłby go pokochać? Nie był przystojny, nie było w nim nic specjalnego, oprócz tego, że całkiem nieźle grał na gitarze. Nie powalał charakterem, a jego ciało było co najwyżej przeciętne. Był niski, a przez to wydawał się trochę bardziej krępy, szczególnie przy wyższym, szczupłym i nieco kobiecym Gerardzie. Tatuaże pokrywały znaczną część jego skóry, podczas gdy Gee nie miał nawet jakiejś jednej pierdolonej nutki, czy innego gówna. Frank wiedział, że to dlatego, że Way bał się igieł; że po tym jak prawie się stoczył przez narkotyki, jego niechęć do wszystkiego, co ostre, jeszcze bardziej się nasiliła, ale nie mógł powstrzymać się przed myśleniem, że Gerard nie lubił jego tatuaży.

Wszedł pod prysznic, mając nadzieję, że woda uciszy szum w głowie. Oparł czoło o kafelki i stał pod strumieniem dłuższą chwilę, po czym usłyszał pukanie do drzwi. Westchnął, umył się szybko i zakręcił kran. Dzisiaj chyba nie będzie mu dane pomoczyć się trochę dłużej. Owinął się w pasie ręcznikiem i wyszedł z kabiny.

- Już wychodzę! - zawołał niechętnie. Po drugiej stronie drzwi ktoś poruszył się niespokojnie.

Frank umył zęby i wyszedł z pomieszczenia, starając się zachować jak najbardziej pewny wyraz twarzy. W korytarzu nikogo nie było. Iero zaszedł do kuchni, wyjął z lodówki kratkę piwa, a z szafki dwie whiskey, której najwyraźniej nikt nie przygarnął. Tak zaopatrzony wrócił do sypialni, ubrał się w luźne ciuchy, żeby nie pić w samym ręczniku i pogrążył się w swojej nędznej rozpaczy nieszczęśliwie zakochanego gitarzysty.

***

Gerard chciał się umyć. Musiał się umyć. Te szybkie prysznice w garderobie to nie było to. Zazwyczaj to olewał, szedł pić z resztą zespołu, czasem coś łykał i zapominał o tym, że jeszcze przed chwilą nie mógł się powąchać nie krzywiąc się. Tym razem było inaczej. Nie dość, że wrócili do hotelu w milczeniu, wypijając tylko po kilka łyków whiskey, to jeszcze czuł się brudny w jakimś innym niż fizycznym sensie. Przez cały występ próbował nie pokazywać, jak okropnie się czuje. Zaskoczył samego siebie tym, jak dobrze musiało mu pójść, patrząc na to, jak oschle potraktował go Mikey, zanim rozeszli się do sypialni.

- Jesteś egoistycznym idiotą - warknął młodszy Way, mijając go w korytarzu. To był najbardziej odbiegający od spokojnego głos, jaki Gerard słyszał u niego od lat.

Teraz Gee chciał się tylko umyć. Wspomnienie Franka popijającego whiskey na przednim siedzeniu przyprawiało go o mdłości. Zapukał do drzwi łazienki i chwilę później szum wody ucichł.

- Już wychodzę! - zawołał nie kto, a właśnie Frank i Gerard się zmieszał. Nie był gotowy spojrzeć na chłopaka.

Wrócił do sypialni i położył się na łóżku. Trudno. Zasłużył na czucie się brudnym. Przez tyle czasu robił z siebie dziwkę, że powinno mu być bez różnicy. Frank go nie kochał, a on mimo to sypiał z nim już tak długo, łudząc się, że przyjaźń i seks to wszystko co ich łączy, podczas gdy był tak beznadziejnie zakochany. Mikey twierdził, że Frankowi zależy, ale Gerard wiedział lepiej. Przecież tyle razy okazywał gitarzyście czułość, całował go delikatnie i bez powodu, prosił go o to, by został u niego na noc, nawet gdy nie uprawiali seksu. Był subtelny i wrażliwy, otwarty w swojej miłości, a Frank zawsze jakby się zmuszał do wszystkiego, co nie było szaloną namiętnością lub czymś czysto przyjacielskim. Zresztą, kto mógłby go pokochać? Kto oprócz ślepych fanów i oddanego brata mógłby kochać takiego popieprzonego, nienawidzącego siebie ćpuna?

Wtulił twarz w pachnącą Frankiem poduszkę. Chciał zmienić pościel, ale nie był w stanie, potrzebował tego zapachu aby zasnąć. Oczyścił umysł ze wszystkich rozważań, wpadając w pustkę irracjonalnych myśli o jednorożcach i superbohaterach, wszystko byle nie myśleć o Franku. Sam nie wiedział kiedy zasnął.

I've lied to you {Frerard}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz