*ASHTON POV'S*
Pukam raz, drugi, trzeci... Dziesiąty. Nic. Cisza.
Wypuszczam sfrustrowany powietrze. Rozglądam się, czy nikt czasem nie postanowił oglądać jego posiadłości i przystępuje do działania, mianowicie otworzenia drzwi.
- Co jest, kurwa. - Szepczę, kiedy drzwi się uchylają bez jakiegokolwiek zaczęcia mojej roboty.Czy ten imbecyl nie zamknął drzwi?
On jest za łatwym celem.
Kurwa, to jest idiota.Wchodzę do domu, trzymając rękę blisko kieszeni. Rozglądam się ostrożnie, wykonuję ciche i powolne ruchy, a wszystko po to aby zobaczyć rozwalone wnętrze domu i pojebanego Hemmings'a z telefonem w łapie siedzącego na podłodze. Nie zauważył albo raczej nie chciał mnie zauważyć, kiedy kucnąłem przed nim. Chwytam go za ramię i lekko potrzasam.
Czy on umiera?
- Co jest? - Pytam zwracając się do niego łagodnie, chociaż to pytanie było raczej też moją reakcją widząc w jakim jest stanie.
- Ona ją za-zabije. - Mamrocze wpatrując się tępo przed siebie.
- Kto kogo zabije?
- Za-zabije. - Słyszę jeszcze to samo z kilkanaście razy.
W między czasie usiadłem na podłodze opierając plecy o ścianę, oczywiście musiałem odsunąć kawałki mebla, bo ktoś postanowił je zniszczyć.Westchnąłem ociężały. Spróbujmy jeszcze raz.
- Kto kogo zabije? - Wolniej i wyraźniej się nie da jak ja to zrobiłem, to wszystko na co mnie stać.
Nagle jego wzrok kieruje się na mnie, przekrzywił głowę i uśmiecha się, jakby całkowicie oszalał.
Powinienem go zabrać na miłą wycieczkę do psychiatryka.
Myślę, że spodobało by mu się.- Zabijmy kogoś. - Rzuca to tak wesoło, jakby mówił coś w stylu "Zjedzmy pizze".
- Okej, ale kogo?
-Kogokolwiek, ale ma cierpieć.
-Co? - pytam, nie do końca rozumiejąc co się dzieje w głowie Luke'a. On zawsze miał nie pokolei, ale aż tak to nigdy.
Co tu się wydarzyło?
Dlaczego wszystko jest rozwalone?
I kim on do cholerny jest?Za dużo pytań za mało odpowiedzi.
Ostatnio jak zapytałem się, jaki kolor ma mieć pokoj naszego dziecka, dostałem odpowiedź której nie chciałem, przytoczyłbym to magiczne słowo, ale za cholere sobie nie przypomnę. Kupiłem zieloną farbę przez co w domu wybuchła wojna. Czy naprawdę kobiety potrafią zrobić wojnę o tak mało istotną sprawę? Jak tak samo będzie z kolorem mebli to ja się wypisuje. Mogliby juz...
Dzwoniący telefon wybudzil mnie z przemyśleń. To nie mój telefon. Patrzę wyczekujaco na blondyna.
Odbierz.
Najbardziej denerwujący dzwonek oczywiście, że musi należeć do tego kretyna.
Wibracje to jest przyszłość a nie.- Odbierzesz to czy nie? - Pytam lekko wytracony z równowagi. Patrzy się na mnie potem na telefon w dłoni i się uśmiecha.
Z nim jest coś nie tak.Odbiera. Nic nie mówi. Jego twarz wyraża tylko to jak popierdolony jest, nic więcej. Zero słów. Kiwa minimalnie głową. Opuszcza telefon i kładzie go pomiędzy nami. Spoglądam na wyświetlacz, nie ma na nim nic istotnego.
- Kate żyje. - Mówi z niedowierzaniem i potrzasa głową, a następnie podkurcza nogi pod brodę, a głowę chowa pomiędzy.
- Rozwin temat.
Nic. Zero odzewu.
-Świetnie stary, musimy cię kiedyś zabrać w pewne miejsce. - Mówię, podnosząc się i klepiac go po głowie.
W psychiatryku na pewno ci pomogą, lepiej niż herbatki uspokające.
Nie zasnę dzisiaj z dwóch powodów. Pierwszy - będę zastanawiał się, o co chodziło z Kate. Drugi natomiast... Kanapa w naszym domu nadaje się do wyrzucenia, a nie do spania.
♥♥♥
CZYTASZ
Poszukiwana | L.H. |
FanfictionOna po prostu wyszła i nigdy nie wróciła przy okazji zabierając cząstkę mnie. Druga cześć "Uprowadzonej" *Mogą wystąpić wulgaryzmy, drastyczne sceny, sceny +18 oraz dużo śmiechu*