Rozdział 6

367 78 32
                                    

Sehun siedzi już którąś minutę na betonowym, krzywym schodku, który jest już jednym z ostatnich prowadzących do piwnicy tego domu. W tej zakurzonej, dużej przestrzeni cisza jest wręcz przytłaczająca, ale ten stara się dzielnie ją znosić.
Zegarek na jego nadgarstku, będący starym prezentem od Lu, wybija właśnie północ, a on niestety czuje, jak przez to jego mięśnie błyskawicznie się spinają.

Czeka. Rozgląda się po zakurzonych meblach, ale i tych przykrytych białymi prześcieradłami.

Po chwili zaciska oczy, czując zawód. Podobno północ jest godziną duchów. Jednakże teraz czuje się strasznie głupio przez to, jak bezpodstawne są jego myśli.
Czy on naprawdę wierzył, że zaraz naprawdę ukaże mu się duch Hanrim, który zdaniem Lu, nawiedza i tę posesję? Dokładnie tak samo, jak według Luhana, nawiedzała ich dom w Seulu?

— Hanrim! — Wstaje i krzyczy, nie mogąc już słuchać tykania swojego zegarka, który w takiej ciszy wydaje się nadwyraz głośny. — Czemu mi się nie pokażesz? Przecież to przeze mnie tak naprawdę zginęłaś! — Wie, że nie jest to do końca prawda, ale Samael za każdym razem musi mu wytykać jego winę w tym wszystkim, co zdarzyło się dwa lata temu. Zaciska pięści na samą myśl i o tym, i o człowieku, którego nienawidzi, jak nic innego na świecie. — Hanrim!

Ponownie odpowiada mu tylko jego głos, odbijający się od ścian. Nie wie, co robić.

Podchodzi do miejsca, gdzie jeszcze cztery dni temu leżał martwy mężczyzna, który - według ustaleń biegłych - zginął, niefortunnie potykając się i upadając na tyle silnie, że rozbił sobie czaszkę. Był zwyczajnym złodziejem, którego skusił bogaty, niedawno zakupiony dom. Fakt, że to właśnie w nim zginął, jest mimo wszystko dość przykry.

Sehun wciąż nie potrafi nie być na siebie wściekły, że nie sprawdził piwnicy tamtej nocy, gdy Luhan spanikowany sugerował, że w ich domu ktoś rzeczywiście jest. Wziął go wtedy za wariata. Znów.
Tak samo uznał go za mordercę, choć Luhan nie miał z tym nic wspólnego. W końcu.

W dodatku nie jest w stanie go za to przeprosić. Luhan zaginął, a on od trzech dni nie może znaleźć sobie miejsca, umierając z niepokoju o niego.

— Hanrim! Proszę, pokaż mi się! — Przemierza całą piwnicę w wściekłości. Czuje się bezsilny. Chce Luhana obok siebie. Pragnie wiedzieć, że ten jest bezpieczny.

Podchodzi w końcu też do lustra, które tak bardzo podobało się Lu. Dotyka powierzchni szkła i przygląda się starej ramie. W głębi duszy liczy też, że może jak w tych wszystkich horrorach, w odbiciu za sobą ujrzy czyjąś twarz, a dla dokładności - twarz swojej dawnej uczennicy i gosposi.

Nie stało się tak jednak. Stoi wciąż samotnie w ciemnej piwnicy, nie słysząc żadnych dźwięków. Żadnego oddechu na skórze. Żadnego śladu po obecności kogoś jeszcze.

Ten dom nie jest nawiedzony.

Siada ponownie na jednym ze schodków, chowając twarz w dłoniach. Naprawdę. Czego on się właściwie spodziewał? Przecież nigdy nie wierzył w takie rzeczy. Przecież duchy nie istnieją.

Ale tak samo nigdy nie sądził, że będzie żyć pod jednym dachem z mordercą, którego w dodatku bardzo kocha.

Znów wstaje, ponieważ od trzech dni nie może usiedzieć długo w jednym miejscu. Ponownie zaczyna chodzić po zaciemnionej piwnicy, doszukując się może czegoś, na co wcześniej nie zwrócił większej uwagi.
Powoli odkrywa stare meble spod białych prześcieradeł, których czas nie zniszczył, jako że dom nie stał tak długo pusty. A przynajmniej tak im powiedziano.

W końcu jego oczom ukazuje się komoda, której czasy świetności akurat zdecydowanie minęły. W najwyższej szufladzie widzi malutki zamek, w którym już znajduje się srebrny kluczyk o finezyjnym wykończeniu. Przekręca go w lewo, a mechanizm gładko ustępuje. Unosi brwi i delikatnie pochyla drzwiczki, które opadają w dół, wydając ciche skrzypienie. Jego oczom ukazuje się mnóstwo szpargałów, przypominających pamiątki zebrane przez całe życie, które często dumnie stoją w gablotkach starszych pań.

𝐢𝐧 𝐦𝐲 𝐡𝐞𝐚𝐝 | 𝐡𝐮𝐧𝐡𝐚𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz