Otwiera szeroko oczy ze zdziwienia i przerażenia, bo jego mózg zostaje momentalnie zaatakowany przez setki pytań.
— Kolejny...
— Słucham? — Sehun patrzy szeroko otwartymi oczami na dwójkę policjantów, którzy świecą mu latarką prosto w twarz, przez co musi zasłonić ją dłonią. — Zgaście to do cholery!
— Dokumenty poproszę.
— Nie. — odpowiada krótko, widząc, jak dwójka mężczyzn tak po prostu wchodzi do jego salonu. — Mogę wiedzieć, co tu robicie?
— Dostaliśmy kolejne wezwanie o włamaniu na tę posesję. Nie za stary pan jest, żeby bawić się w gonienie duchów? Jak już, to zazwyczaj zgarniamy stąd młodych.
— Kto do was zadzwonił? — pyta podejrzliwie Sehun. Pierwszą jego myślą jest oczywiście Lu, ale po chwili sam siebie karci w myślach. On zdecydowanie nie miałby powodu do jakiegokolwiek kontaktu z policją, bo boi się jej jak ognia. Nie znalazłby pewnie nawet odwagi, aby się skontaktować z ich centralą. Chyba, że zrobił to Samael. Sehun może spodziewać się po nim dosłownie wszystkiego.
— Anonimowy telefon. Było dla nas jednak oczywiste, że nie bezpodstawny.
— Jestem właścicielem tego domu. Możemy pójść do mojego samochodu po dokumenty. — Sehun wzdycha głośno i nie czekając na odpowiedź, kieruje się w stronę wyjścia z willi. Słyszy kroki dwójki młodych policjantów za sobą. Czuje na swoich plecach ich wzrok, podobnie jak drobne kropelki potu, które spływają mu po karku, mimo zimna panującego i w domu, i na zewnątrz.
Sehun wychodzi na chodnik przez uchyloną bramę, którą zapewne otworzyli posterunkowi. Bierze z samochodu dokumenty i podaje je jednemu z nich, który uważnie je przegląda i odchodzi kawałek na bok, aby skontaktować się z kimś, kto mógłby potwierdzić, że posiadłość rzeczywiście jest własnością Sehuna.
— Po co pan tu przyszedł tak późno? — pyta wysoki mężczyzna o krzaczastych brwiach i wydanych kościach policzkowych. Opiera się ramieniem o dach samochodu i wpatruje z ciekawością w czarnowłosego, zniecierpliwionego Koreańczyka.
— Szukam męża. Pomyślałam, że może tu być. Zaginął ponad trzy dni temu. — odpowiada krótko i zwięźle. — myliłem się.
— Zgłosił pan zaginięcie?
Sehun patrzy na niego ciężko, a to służy za odpowiedź. Wraca do nich drugi mężczyzna i podaje mu jego własność.
— Rzeczywiście dom należy do pana. Na pewno wie pan, co tu się ciągle dzieje?
— Tak. To wszystko? — Nie stara się nawet udawać miłego, bo czuje się w środku zrozpaczony tym, że rzeczywiście nie znalazł Luhana w najbardziej prawdopodobnym miejscu, gdzie mógł być. Jest przerażony myślą, że nie wie, co robić dalej, ani jak może się zbliżyć do poznania jego lokalizacji.
— Tak, to wszystko. Radzimy jednak nie wracać do tego domu po zmroku. Podobno złe rzeczy się tam dzieją.— śmieje się wyższy z nich i wsiada do radiowozu. Tuż za nim, odprowadzony nieprzychylnym wzrokiem Sehuna, wsiada drugi, aby w końcu odjechać z piskiem opon.
Oh, wiedząc, że nie ma sensu znów wracać do tego cholernego domu, zasiada w samochodzie i chwilę gapi się przed siebie, zaciskając palce na kierownicy.
Myśli. Przecież musi być jeszcze jakieś miejsce. Pomysł. Musi mu wpaść do głowy jakikolwiek pomysł, który da mu iskierkę nadziei, że może odzyskać Lu. Jeśli szybko ta nie przywróci w nim zapału, znów w środku się załamie. Nie chce znów płakać. Jest mężczyzną, musi być silny. Jeśli nie dla siebie, to dla Lu, który na pewno go teraz potrzebuje.
CZYTASZ
𝐢𝐧 𝐦𝐲 𝐡𝐞𝐚𝐝 | 𝐡𝐮𝐧𝐡𝐚𝐧
Fanfiction❝ To wszystko wcale nie dzieje się w mojej głowie... ❞ × au | horror | fluff × uwagi: lepiej czytać wieczorem / w nocy (ważne, aby stworzyć klimat)