Rozdział 5

327 83 20
                                    

W pokoju od tak dawna panuje niezakłócona żadnym dźwiękiem cisza. Nie słychać nawet tego irytującego komara, który mieszka w tej sypialni od dobrych kilku dni, a jej właściciele nie są w stanie go zlokalizować.

Młode małżeństwo leży drętwo pod miękką pierzyną, patrząc na przeciwległą ścianę. Ich twarze oświetla jedynie lampka nocna, której żarówka daje miłe, ciepłe światło. Co jednak z tego, jeżeli atmosfera jest zimna niczym lód?

Luhan spuszcza w końcu wzrok i zaczyna bawić się palcami, nie chcąc zabrać pierwszy głosu. Wie jednak, że w końcu musi to nastąpić, skoro w ich domu panuje cisza już od dobrych kilku godzin. Odkąd tylko zostali sami.
W takich chwilach to Sehun zawsze zabierał głos jako pierwszy, ale tym razem Luhan wie, że nastąpił czas, kiedy to on powinien to zrobić. W końcu ta cała sytuacja, w której się znajdują, nie jest wynikiem działań Sehuna. Lu jednak wie też, że nie jego. Tak przynajmniej powiedział mu Samael, któremu wyjątkowo dziwnie wierzy. Albo może raczej pragnie wierzyć.

— Sehun... Ja wiem... jak to musi wyglądać... — Luhan bierze głęboki oddech, nie zerkając jednak na twarz męża. Chyba po prostu nie chce widzieć jego miny. Jego zawiedzionych oczu. Nie chce widzieć tego samego smutku i strachu, jakie widział w Seulu dwa lata temu. Boi się, że mógłby tego nie podźwignąć. Nie mógłby już, wiedząc, że to wszystko znów dzieje się z jego winy.

Kolejne słowa nie mogą przez kilka sekund paść z jego ust. Nie wie, jakie powinny rozbrzmieć w tym pokoju. W jego głowie panuje mętlik przez wszystkie scenariusze rozmowy, które wyobraża sobie jego przerażony umysł. Strachem napawa go myśl, że być może Sehun zaraz po prostu wstanie, spakuje rzeczy i wyjdzie z domu. Jakby nigdy go tu nie było, a jedynym znakiem, że kiedyś ten dom zamieszkiwały dwie osoby, były wiszace na ścianach, oprawione w piękne ramki fotografie.

— Ja nie wiem, co mam teraz powiedzieć. — mówi w końcu łamiącym się głosem. Chowa oczy za dłońmi, łokcie kładzie na swoich kolanach. — Nie wiem! Co chcesz ode mnie usłyszeć? Po prostu powiedz, a ja to powtórzę, bo nie wiem, co miałbym innego teraz ci powiedzieć. Że to nie ja? Że nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego? Że przecież mogę być pewien swoich słów? — Czuje gorące łzy na swoich policzkach. Nagle cały ciężar jego życia jakby spadł mu na kręgosłup, przez co musi się nieco pochylić. — Nigdy nie sądziłem, że nasze życie się tak potoczy. Zawsze chciałem być tylko szczęśliwy. Chciałem, abyś ty był szczęśliwy. Zawsze chciałem być nauczycielem. Byłem taki spełniony, wiesz? Będąc nim i mając ciebie u boku. Co zrobiłem nie tak, że to się skończyło? Że musisz teraz żyć w taki sposób? Z osobą, którą się stałem? Przepraszam cię. Po prostu przepraszam. Nigdy nie chciałem, aby spotkało cię takie życie.

Ku swojemu zaskoczeniu czuje, jak ręce Sehuna mocno go do siebie przyciągają i obejmują. Jednak nic nie mówi. Gładzi go tylko uspokajająco po plecach, a Luhan stara się uspokoić, czując, jak przez swój monolog brakowało mu już oddechu.

— Nie chcę, żebyś ode mnie odszedł, Hunnie — mówi cicho, aby następnie cicho zaszlochać. — Nie chcę, abyś mnie kiedyś zostawił. Nie w tym domu. Nie w takim życiu jak to, bo wiem, że sobie nie poradzę.

— Nigdy nie powiedziałem, że cię zostawię — odpowiada od razu Sehun, całując Luhana lekko w czoło. Czuje jednak, że sam drży podobnie jak on.

— Ale myślałeś o tym kiedyś. Przyznaj. — Luhan w końcu unosi wzrok i patrzy prosto w oczy ukochanego, którego twarz nie zdradza żadnych emocji. Chińczyk jednak zna go na tyle dobrze, że wie, jak bardzo i on jest zdenerwowany tą rozmową.

— Myślałem.

Luhan spuszcza wzrok i zaciska lekko palce. Stara się ponownie nie rozpłakać. Czyli tak jak myślał. Sehun kiedyś rozważał porzucenie go.

𝐢𝐧 𝐦𝐲 𝐡𝐞𝐚𝐝 | 𝐡𝐮𝐧𝐡𝐚𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz