Rozdział 6

28 5 2
                                    

Wchodzę na arenę na której ma się odbyć koncert mając miliony myśli w głowie, które zataczają się w ogromną pętlę. Następnie opowiadam przyjaciołom o zaistniałej sytuacji i razem z nimi przeżywam to co ma się wydarzyć teraz i po koncercie. Cały mój organizm wydziela miliardy endorfin.
W moich uszach rozbrzmiewają pierwsze nuty wykonywane na gitarze elektrycznej. Następnie Justin zaczyna śpiewać. Każdy malutki dźwięk przez niego wydobyty powoduje gęsią skórkę. Każdy dźwięk czuję tak mocno jak uderzenie. Tak długo na to czekałam. Śpiewam z nim słowo w słowo tak jak reszta belieberek znajdujących się tutaj. To właśnie moja rodzina. Ludzką rzeczą jest przywiązywać się do innego człowieka na tyle mocno, że uważasz go za swoją rodzinę. Ja mam tak samo! Tylko że nie znam nawet imion członków tej rodziny. Czuję jednak że nie jest mi to wcale potrzebne. Wiem jednak że wszyscy członkowie tej rodziny wierzą w tego samego idola i są mu bardzo oddani. Ludzią może wydawać się to głupie. Mogą uważać, że nienormalne jest przywiązywanie się do jakiegoś chłopaka, którego nigdy nie spotkałaś. Ale ty i tak wierzysz w to, że go spotkasz, bo tak mówią słowa jego piosenki, mówią o tym by wierzyć. I ty wierzysz w to co śpiewa i w to o czym mówi, a w tym momencie znowu ludzie mogą uważać cię za nienormalną. Nie rozumieją w dodatku jak możesz nazywać swoją rodziną te wszystkie fanki. Problem w tym że to nie są te wszystkie fanki tylko BELIEBERKI. Ludzie nie potrafią tego zrozumieć. Ale nie muszą. Ważne, że ty to rozumiesz. A prawdziwi przyjaciele będą to akceptować i rozumieć. Wtedy możesz określić się mianem prawdziwego szczęściarza.
Piosenka za piosenką pokazuję jak bardzo on kocha muzykę. Jak bardzo cieszy się z tego co robi. Kiedy on się cieszy ty się cieszysz. Czasem wystarczy jeden filmik z nim na poranek, a ty wiesz, że to będzie dobry dzień.
Nagle Justin zaczął śpiewać "Sorry". Postanowiłam wtedy bawić się tak dobrze jak nigdy. Szalałam na całego. Tańczyłam, śpiewałam, krzyczałam, piszczałam, płakałam. I nikim ani niczym się nie przejmowałam. Kiedy skończył piosenkę powiedział:
-Ten utwór jest też równie dedykowany WAM. Chciałem was przeprosić za wszystkie błędy które popełniłem. Jedynka właśnie te błędy pokazały mi jak żyć. Pokazały co dobre a co złe. Niestety wtedy wy cierpieliście. Muszę wam podziękować za to że ze mną jesteście. To tylko pokazało jak bardzo wirnymi fanami jesteście. Jesteście częścią mojego życia bez której nie udałoby mi się tu dostać. Nie jesteście jednak dla mnie tylko fanami. Jesteście moimi belieberkami. Dziękuję! Dajecie mi nadzieję, dajecie mi CEL. Purpose.
Wtedy już totalnie poległam. Niekontrolowałam słonej cieczy wyciekającej z moich oczu w postaci łez. Zaraz zaczął wykonywać ten piękny utwór. Chciałam go widzieć, w końcu będę musiała bardzo długo czekać na następny koncert. A nikt nie może mi zagwarantować że tak owe wydarzenie w którym wzięłabym udział nastąpi. Chciałam go widzieć. Chciałam nacieszyć się jego obecnością. Chciałam go widzieć. Ale zamknęłam oczy. Dlaczego jak się modlimy lub płaczemy zamykany oczy? Czemu w takich momentach nie mamy ich szeroko otwartych by wszystko widzieć? Tego nie wiem. Możliwe że się nie dowiem. Ale i tak zamknęłam oczy na chwilę. Dopiero na refren otworzyłam je by mokra ciecz dalej mogła wypłynąć z moich oczu i bym mogła dalej na niego patrzeć.
Justin zszedł ze sceny. Zastanawiała mnie jedna rzecz. Obiecał spotkanie o nic więcej nie powiedział. Nie wiem gdzie, kiedy, jak. Nie wiem nic. Wszyscy zaczęli wychodzić z areny a ja nadal nie wierzyłam w to co się stało. Przed chwilą widziałam jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Opuszczając arenę próbowałam wzrokiem namierzyć Justina. W końcu musiał gdzieś być blisko skoro obiecał spotkanie. To akurat o nim wiem. Obietnicy dotrzymuje. Po jakichś 30 minutach poczułam jak ktoś chwycił mnie za rękę. Przestraszona krzyknęłam. Zdenerwowany Luke odwrócił się i chciał uderzyć chłopaka z kapturem na co ten powiedział "ej", a ja już wiedziałam kto to powiedział. W porę zablokowałam rękę brata. To Justin.
-Przepraszam jeśli was przestraszyłem. Nie chciałam. Poprostu nie chcę by wszyscy się zbiegli.
-Nic nie szkodzi. Maddie jestem.
-Luke.
-Harry.
-Przedstawiam ci moich najlepszych przyjaciół.
-Miło mi was poznać. Justin jestem-poczym dał każdemu rękę.
-Wiemy. Mia mówi o tobie średnio 40 razy na minutę. Nie da się nie wiedzieć. Ale z tego co mówi jesteś cudownym człowiekiem. Dałeś niezły koncert- powiedziała Maddie.
-Haha, dziękuję. Obiecałem waszej najlepszej przyjaciółce, że gdzieś pójdziemy, więc słowa dotrzymam. Chcecie iść z nami?
-W sumie- zaczęł mówić Luke jednak Harry skutecznie zakrył mu buzię. Maddie od razu zrozumiała o co chodzi i szybko odpowiedziała:
- Idźcie sami. Później po ciebie Mia przyjedziemy tylko napisz. Udanej zabawy!
W oczach Justina chyba musiało to dość śmiesznie wyglądać. Udaliśmy się do kawiarni...

***
Chyba jest to najdłuższy rozdział. Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania.. powiedzcie co sądzicie o opowiadaniu!!!
Buziaki:*

AlwaysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz