15

565 74 14
                                    

Louis miział się z Harrym w kącie na korytarzu szkolnym, nie zwracając na siebie uwagi innych, co niezmiernie mu się podobało.
Szatyn siedział na kolanach swojego chłopaka, który mocno obejmował go, by nie zleciał, całując się i śmiejąc co chwilę.
Byli pijani z miłości i szczęścia, kiedy Zayn i Liam podeszli do nich z uniesionymi brwiami w górę.

- Jesteście w końcu razem prawda?- zapytał Mulat, przerywając ich moment.

- Yup, Malik- przytaknął Louis, z dużym uśmiechem.

- Dzisiaj ja jestem na górze, przykro mi kochanie- powiedział Zayn, cmokając załamanego Liama w policzek.

Louis i Harry spojrzeli na nich ze zdegustowaniem.

- Założyliście się o.... Okej, nieważne- westchnął Harry, kręcąc głową.

- To co, dzisiaj o osiemnastej?- spytał Liam, a Louis znieruchomiał na swoim miejscu, patrząc spanikowany w oczy kolegi.

- Nie za bardzo mogę, przepraszam Lima- odparł Harry, a Liam zaśmiał się dźwięcznie.

- Pytanie do Louisa, Harriet- wyjaśnił Payne, a loczek spojrzał zainteresowany raz na swojego przyjaciela, raz na swojego chłopaka.

- Może być, ale od razu na miejscu, mam dzisiaj wizytę u doktora- odpowiedział, ignorując ciepły wzrok Stylesa.

- Powinniśmy być zazdrośni, Zayn?- zapytał rozbawiony Harry.

- Raczej być zadowoleni, w końcu...

- Zamknij się Malik- przerwał mu Tomlinson.
Nie chciał jeszcze zdradzać Harry'emu co robił, jednak cieszył się, widząc efekty swojej pracy.
Sam loczek jeszcze nie mógł ich zauważyć, ale wkrótce...

- Boże, okej- prychnął Mulat, podnosząc dłonie w gorę w akcie poddania, kiedy akurat dzwonek zadzwonił, oznajmiając koniec przerwy. Styles nie skomentował tej akcji, siedząc zdziwiony.
Liam i Zayn odeszli, mówiąc o lunchu, a Louis wstał z kolan Harry'ego, biorąc torbę i pchając go pod salę.

- Trzymaj się kochanie, do następnej przerwy- powiedział, pochylając się i całując go w usta po czym uśmiechnęli się do siebie, a potem Louis ruszył w swoją stronę.

*^*
Harry jechał powoli do domu, ciesząc się zimnym wietrzykiem i jesiennym słońcem muskającym jego bladą twarz, myślał o dzisiejszym treningu, na którym musiał się wstawić i o swoim chłopaku, który...
Wtedy nagle został pchnięty do przodu i już nie musiał sam dbać o napęd.

- Miałeś pojechać do...- przerwał, widząc nad sobą Jeffa, który pchał jego wózek.

- Och, sorry, pomyliłem cię z kimś- poprawił się, zaczynając od nowa samodzielnie pchać kółka.
Jeff nie protestował odsuwając się na bok, by iść obok niego.

-  Z Louisem?- zaśmiał się, odpalając papierosa.

- Skąd cytat na zapalniczce?- zmienił temat prawdziwie zaciekawiony, wcześniej zauważając napis na zamknięciu przedmiotu.

- Och, limitowana kolekcja- odparł nieco oszołomiony blondyn.

- Fajne, masz więcej?- dopytał, szybciej pchając. Nie miał za bardzo ochoty rozmawiać z byłym przyjacielem.

- Mam, jeszcze dwie. Chociaż druga się kończy.

- Fajnie, jaki cytat?

- Odwaga jest dobra, ale wytrwałość lepsza.

Harry widział, że był drugi podtekst, który chciał mu przekazać, na całe szczęście znaleźli się obok jego domu.

- Cześć!- pożegnał się, gnając ile mógł na swoich czterech kółkach. Wtedy żałował, że wybrał ten wózek, a nie na przykład z napędem. Cholera, już nigdy nie popełni tego błędu.

kawa i xanax |Larry|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz