🔥Fei🔥
Fei otworzyła zaklejone wciąż oczy i westchnęła głośno, wbijając spojrzenie w metalowy sufit. Na jej twarzy zagościł grymas, gdy zacisnęła wychłodzone dłonie w pieści.
Tydzień.
Zostawili ją w chłodziarce na całe siedem dni, ograniczając się wyłącznie do dostarczania posiłków i kontrolowania temperatury wpuszczanego do środka powietrza. Co pięć godzin strażnik walił pięścią w metalowe drzwi by upewnić się, że jeszcze nie zamarzła, budząc tym śpiącego w celi obok więźnia. W chłodziarce nie było okien, toteż nie wiedziała, która jest godzina. Musiała zdać się na swojego sąsiada, wychodzącego na więzienny spacerniak dokładnie dwa razy w ciągu dnia — rano i po południu.
Fei usiadła powoli, zacisnęła zęby. Odrętwiałe mięśnie zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa. Przymknęła powieki, na których wyczerpany mózg namalował kolorowe powidoki. Wciągnęła zimne powietrze nosem, zadrżała i zacisnęła mocno sine usta. Kroki, poprzedzające pisk sąsiednich drzwi i trzask przekręconego w zamku klucza, świadczyły o powrocie znajomego zza ściany. Dopiero, gdy strażnik odszedł, prychnęła cicho.— Śpisz? — Na dźwięk głosu zza ściany, któremu towarzyszyło trzykrotne stuknięcie, Fei uniosła powieki i oblizała zimne, sztywne usta. A więc było już po południu.
— Już nie — odpowiedziała i przesunęła się na rękach, aż pod ścianę. Oparła plecy o chłodny metal, tuż przy kracie, i zahaczyła o nią palcami. Gdy ciepłe powietrze zetknęło się z jej skórą, ciało Fei przeszył dreszcz. Więzień zza ściany chrząknął i uderzył plecami o ścianę. — Działo się coś nowego na spacerniaku?
— Poza płomienną przemową jednego z więźniów? Nie, nic.
— Stary Tao wyszedł już z izolatki? — zapytała i wypuściła z ust powietrze, które w lodowatym pomieszczeniu było widoczne gołym okiem. Wszechobecny chłód wprawił jej umysł w ogłupienie do tego stopnia, że nawet po sześciu godzinach snów, Fei czuła się tak, jakby nie zmrużyła oka co najmniej przez dwa dni. Więzień zza ściany cmoknął. Usłyszała głuchy trzask metalu.
— Tym razem to nie on, tylko jeden z nowych więźniów. — Fei uniosła lekko brwi. W codziennych relacjach mieszkającego za ścianą maga ziemi, zawsze powtarzał się ten sam schemat. Rano więźniowie dyskutowali o pogodzie i jakości posiłków, w trakcie godzin przeznaczonych na prace harowali przy taśmach pełnych czarnego węgla, po południu poruszali tematykę potrzeb więźniów i wyznaczali spośród swoich mediatora, który następnie uda się na paktowanie z naczelnikiem. Płomienne, zagrzewające do buntu przemowy, miały miejsce aż dwa razy — obie wygłosił stary Tao, żyjący na platformie od dwudziestu lat, głównie w izolatce.
— O czym tym razem była ta przemowa? — Fei podciągnęła kolana lód brzuch i raz jeszcze wciągnęła powietrze nosem; dookoła cuchnęło stęchlizną. Gdzieś po drugiej stronie bloku ktoś zaczął śpiewać. Fei odkleiła plecy od ściany i spojrzała na potężne drzwi, marszcząc twarz w pełnym zdumienia grymasie. Co za idiota śpiewa po powrocie z kotłów?
— To samo, co zwykle. O płomieniu rewolucji i wyzwoleniu spod władania Narodu Ognia. Oczywiście nieważne, jak płomienna nie byłaby przemowa Katary, nikt nie posłuchał.
— ,,Katary"? — Zacytowała jego słowa. — Mówisz jakbyś ją znał.
— Poznałem ją tydzień temu, w mojej wiosce. To dzięki niej tutaj jestem.
— Zabrzmiało to tak, jakbyś się z tego cieszył.
— Bo tak jest. Jasne, wolałbym być teraz w domu, z matką, ale z drugiej strony, gdyby nie aresztowanie, nie zobaczyłbym znów ojca — powiedział. Jego głos, czemu Fei wciąż nie dowierzała, był przyjemny dla jej ucha. Gdy mówił, słuchała go z uwagą i zaciekawieniem. Każde słowo, jakie wypowiedział, odciągało myśli Fei od wszechobecnego chłodu, utrudniającego oddychanie. — A co z tobą? — Wstrzymała oddech.
CZYTASZ
the balance of water 🌊 avatar the last airbender | book I [czerwiec 2024]
Fanfic„Nie pojmiesz biegu swej rzeki, jeśli nie sięgniesz do źródła jej początku." 🌊 Po stu latach chaosu, Avatar powraca, tym razem w ciele dwunastoletniego Aanga - Ostatniego Nomada Powietrza. Przeznaczeniem chłopca jest pokonanie Władcy Ognia i przyw...