13.wśród czerwonych koron

2.9K 182 31
                                    


🌊Ghia🌊

— Koniec przerwy! Lecimy dalej! — Po kilkugodzinnej przerwie, którą urządzili sobie w lesie, Aang zarządził dalszą podróż.

Ostatni tydzień od przygody z piratami minęły im dość spokojnie. Podróżowali od wioski do wioski, od lasu do lasu, unikając terenów okupowanych przez Naród Ognia, zaś jedyne walki, jakie odbywali, nigdy nie przekroczyły poziomu kłótni i przepychanek. Z takiego stylu prowadzenia konwersacji najczęściej korzystali Katara i Sokka, kłócący się niemalże o wszystko — poczynając na nieprawidłowym składaniu koca, przechodząc przez sprzeczki o rozrzucaniu i pożyczaniu rzeczy bez pytania, kończąc na temacie kija, który Katara — zdaniem chłopaka — miała w tyłku.

Przez ten czas, Ghia mocno zżyła się z Momo, który większość nocy przespał z nią pod tym samym kocem, wtulony w ręce maga wody. Sokka umilał jej czas swoimi głupkowatymi, niekiedy pełnymi podtekstów żarcikami, za które kilka razy dostał nawet po głowie. Mimo to, Ghia dość często powracała myślami do kwiatu lotosu, który — choć dawno już zwiędnął, pozostał z nią pod postacią pojedynczego płatka, zasuszonego w zwoju z technikami uzdrawiania.

W trakcie pakowania śpiworów z powrotem na siodło Appy, Sokka, tupnąwszy pierw nogą w suchą trawę, usiadł na ziemi i burknął głośno. Stojąca obok Ghii Fei przymknęła powieki i mruknęła:

— Błagam, nie zaczynaj. Nie zaczynaj...

— Nie będziemy lecieć — burknął i wywalił z siodła śpiwór Katary. Fei uderzyła głową o siodło bizona.

— A to niby dlaczego? — zapytał Aang, przerywając zbieranie trawy dla Appy. Ghia skończyła zaplatać warkocz i wyprostowała się na swoim pieńku, prędko zarzuciła nogę na nogę, przeciągnęła się.

— Zastanów się, Aang. Zuko i jego ludzie zawsze jakoś nas znajdują. Wszystko przez bizona, za bardzo rzuca się w oczy!

— Co? Appa wcale nie rzuca się w oczy! — Katara była zdecydowanie innego zdania, niż jej brat, czego nie omieszkała podkreślić i tym razem. Sokka prychnął głośno i przeczesał palcami sierść Appy.

— Jak to nie? Jest olbrzymim, latającym bizonem, w dodatku ze strzałką na głowie! Każdy go zauważy! — Appa, do tej pory leżący plackiem na trawie, podniósł się i zaryczał, szturchnął łbem Sokkę. Ghia podniosła się prędko z pieńka, pokonała odległość dzielącą ją od bizona i sięgnęła ręką za lewe ucho zwierza by go trochę popieścić.

— Spokojnie, Appa. Sokka po prostu zazdrości ci strzałki — powiedziała i raz jeszcze podrapała bizona za uchem, przez co stwór zaczął wydawać z siebie zadowolony pomruk. Sokka przewrócił oczami i wystawił jej język, za co Appa przeciągnął po nim swym wielkim, różowym jęzorem. Chłopak z kucykiem jęknął z niezadowolenia i zaczął otrzepywać swoje ubrania z grubej warstwy śliny.

— Wiem, że wolicie latać, ale mówię wam, powinniśmy iść pieszo — mruknął Sokka, wojujący z lepiącą się mazią, która uporczywie trzymała się jego włosów.

— A kto cię mianował szefem? — Katara wyjęła z plecaka jagody i gwizdnęła, na co Momo zareagował niemalże natychmiastowo. Przyleciał do niej i zaczął wydziabywać owoce z jej dłoni.

— Nie jestem szefem, tylko przywódcą — poprawił siostrę Sokka. Katara zaśmiała się sarkastycznie, i położyła rękę na biodrze. Z jej twarzy aż zionęło ironią.

— Ty naszym przywódcą? Lepiej nie, inaczej wszyscy zginiemy! — zakpiła. Rodzeństwo wybrało sobie kiepski moment na kłótnię. Zarówno Aang, jak i Ghia oraz Fei, zerkali to na nich, to na siebie, nie bardzo wiedząc, co właściwie powinni teraz zrobić: Interweniować, czy dać im w spokoju wyjaśnić sprawę...ciężko powiedzieć. Fei nie miała najlepszych kontaktów ze starszymi braćmi, Ghia i Aang byli jedynakami. W skrócie — nie mieli zielonego pojęcia, co począć.

the balance of water  🌊 avatar the last airbender | book IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz