— Co? — mruknął zdezorientowany Benjamin, podnosząc wzrok znad biurka. Zamrugał kilka razy, przymrużył oczy i zadał sobie wysiłek rozpoznania osoby przed nim. Michał Kotowiak, nazywany przez wszystkich Kotkiem, patrzył srogo na niego i Floriana. Blondyn siedział obok przyjaciela i również łypał zmęczonym wzrokiem, rozszyfrowując twarz szatyna.
— Możesz trochę ciszej? — szepnął Florian, obejmując rękoma głowę i warcząc coś niezrozumiałego pod nosem. Dopiero po chwili Benjamin przetworzył to na "kuźwa, jaki kac" i w zupełności się z nim zgodził. Głowa bolała ich obojga, czuli się jak przeżuci pięć razy i wypluci na ziemię, po czym podeptani przez tłum dzikich orangutanów żyjących beztrosko w swoim stadzie. Warto również wspomnieć o ich nadzwyczaj kolorowej szczeciny. Ten rudy kolor prawie że przypominał odcieniem włosy Pani Komendant, ale nie...
Benjamin przyłapał się na zupełnie bezsensownym toku myślowym. Z całej siły próbował skupić się więc na słowach Kotka:
— Możecie być wylani, rozumiecie?!
Benjamin spojrzał nieprzytomnie na Floriana, Florian na kumpla, a następnie blondyn wziął dokumenty i rzucił nimi w Kota, aby się przymknął.
— Umieram z pragnienia. Przecież w ogóle nic nie piłem! A może piłem? — Przeklinał swoje życie, wytrzymując z trudem pulsujący ból głowy. Leniwie wstał, minął Kociaka, trącając go przy tym barkiem, podszedł do butli z wodą, jaką widujemy na stacjach kontroli pojazdów, a następnie nalał sobie cały plastikowy kubek i wypił za jednym razem. I następny. I kolejny także zniknął w jego żołądku, mrożąc przełyk na lód, lecz mimo to sięgnął po czwarty. W tym samym czasie Kot patrzył to na Floriana, to na Benjamina: brunet zdawał się być zupełnie pogrążonym w świecie własnego pulsowania głowy, w przeciwieństwie do blondyna, który upatrywał sobie w cieczy bóstwo.
— Supermegahiper kac-gigant atakuje, co? — mruknął Kot, wzdychając. — Skończyłeś już żłopać? — Podszedł i bezceremonialnie zabrał mu kubek. Florian popatrzył na niego spod przymrużonych oczu.
— Oj, to się teraz doigrałeś. Niech no ja cię tylko poszczuję Komendantką! To zobaczysz! Będziesz spierniczał w te pędy! — wykrzyczał Florian, ruszając na niego z pięściami. Był jednak tak słaby, tak wątły i zgnieciony przez kaca, że jego próby spełzły na niczym.
— Nie kompromituj się, Florek — odparł na ten widok Kotowiak, zakładając ręce na piersi. Spojrzał surowo na drzemiącego Benjamina, co go niesamowicie rozsierdziło. Podszedł i uderzył pięścią w blat, aż mężczyzna prawie spadł z krzesła.
— Czy wy mnie w ogóle słuchacie?! — wydarł się na nich jak zwyrodniała matka, kiedy odkryła połamaną szafeczkę z jej ulubionymi porcelanowymi figurkami baletnic i słoni. Nikt nigdy nie wie, co ma jedno do drugiego: wiadomo tylko, że są ładne.
— Przestałem, jak tylko tu wszedłeś — wymruczał Florian zgodnie z prawdą, układając czoło wśród sterty papierów. Dla wygody ciała zdjął z siebie koszulkę i podłożył ją jak poduszkę. Co prawda był w samym podkoszulku, a ubranie śmierdziało potem, jednak nie było nic lepsze od chwilowego komfortu.
Po gabinecie rozeszło się ostentacyjne klapnięcie dłonią w twarz.
— To od początku. — Zaklaskał, za co dostał kulką papieru w twarz od Benjamina, który patrzył na niego krzywo. Zignorował to. — Wczoraj dostaliśmy o pierwszej w nocy wezwanie. Powód? Dwóch mężczyzn hałasujących na środku ulicy, bez spodni i majtek, na skraju hipotermii, ale nachlani od diabła i ciut ciut. Jak się okazało, byli to nasi cudowni policjanci z wydziału narkotykowego, a mianowicie aspirant Florian Schulz. — Tu spojrzał na blondyna surowo, wziął wdech. — Oraz sierżant Benjamin Dunham, który poprzedniego wieczora został odesłany z kwitkiem od naszej otaczającej się szacunkiem pracodawczyni. Według zajmujących się hobbystycznie dedukcją kolegów udali się do baru w Pajęcznie, aby tam zapić smutki. Co ciekawe, udało im się wyrwać panienki, które przelecieli i zostawili na tyłach, by następnie wypić jeszcze od groma alkoholu i włóczyć się ulicami miasta, aby jakiś życzliwy przechodzień wezwał nas. Jakiś komentarz?
CZYTASZ
Zebra w dolinie ✓
AzioneZebra już jest w dolinie, powtarzam, Zebra jest już w dolinie. Rozpocząć operację "Kanarek". Bez odbioru. UWAGA! WCHODZISZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Nie odpowiadam za psychiczne urazy spowodowane zbyt dużą ilością błędów logicznych i gramatycznyc...