Rozdział jedenasty

46 10 10
                                    

— Dobra — wymamrotał w końcu Rafał, mięknąc pod siłą spojrzenia Floriana. Siedzieli na komendzie od dwudziestu minut, a że sprawa zaczynała być ogromnej wagi, za lustrem weneckim znajdowało się jeszcze dwóch policjantów, Płaszczka i Walczak. Walczak, ponieważ mógł zapamiętać parę rzeczy, które prawdopodobnie by umknęły Schulzowi i Dunhamowi, a Płaszcza... bo się uparł, że to jego zasługa i chce posłuchać, co młodzian ma do powiedzenia. 

— Słuchamy — ponaglił go blondyn, stykając palce w piramidkę. 

— Nie ma żadnego kolegi. Byłem w barze, wiecie, tym w Działoszynie na Piłsudskiego, V.I.P bodajże. Miesiąc wcześniej skończyłem osiemnastkę, więc zamówiłem sobie drinka i sączyłem go powoli, kiedy dosiadła się do mnie jakaś landryna — mówił ze spuszczoną głową. Ruszał niespokojnie nogą, jak zwykle ludzie robią, kiedy zjada ich stres. 

— Opisz ją — przerwał mu Benjamin, otwierając już niezastąpiony notes. Milko przeszukał pamięć. 

— Miała na sobie lateksowy, skąpy kostium, zielone oczy, tak na pewno były zielone. Nosiła srebrny naszyjnik, który zupełnie nie pasował do wyzywającego stroju — odparł Rafał, ostrożnie dobierając słowa. 

— Zadziwiające, że pamiętasz ją z takimi szczegółami. — Florian uniósł brew, a chłopak fuknął. 

— Chcecie, abym zeznawał czy nie? Zachowujesz się jak mój ojciec. — Przewrócił oczami. 

— Trochę szacunku do starszych — mruknął jedynie Benjamin, posyłając Florianowi ostrzegawcze spojrzenie: tym razem nie daj się wyprowadzić z równowagi. 

— No, to zeznawaj — dodał tylko blondyn, odpowiadając na zerknięcie bruneta. Rafał przymrużył lekko oczy. 

— Zaciągnęła mnie na zaplecze i pokazała piguły. Powiedziała, że można mieć po tym niezłą fazę. Wziąłem, spodobało mi się. Oznajmiła, że dostanę więcej, jeśli pomogę jej to rozprowadzać. Więc się zgodziłem — przyznał, ale zdecydowanie ciszej. Coś za łatwo mu to przyszło. 

— Jak miała na imię? — zapytał aspirant. 

— Przedstawiła się jako Anka. Ostatnio dostałem nowy towar, miałem go rozprowadzić, ale matka wkradła się do pokoju i wam podrzuciła. Na szczęście miałem jeszcze jeden pod łóżkiem; nigdy tam nie zagląda — parsknął. 

— Powinna — rzucił Benjamin. — Straszny masz tam syf, może czas posprzątać? 

— Po co? — Milko spojrzał wyzywająco mu w oczy. — Żeby mogła bez przeszkód panoszyć się po moim terenie? 

— Nie zapominaj, że mieszkasz pod jej dachem i to jest jej dom, więc ma do tego zupełne prawo — wtrącił się Florian. 

— Niedoczekanie — prychnął Rafał. 

— Masz bogate słownictwo i wyrażasz się inaczej od dziewięćdziesięciu procent osób w twoim wieku. Co czytasz? — Zmienił natomiast temat Benjamin. 

— Jo Nesbø. Ale przepadam za Małgorzatą Rogala. Czytałeś? Agata i Sławek, Wydział Kryminalny, polecam. Michał został zamordowany, tak w ogóle. — Błysnął zębami. Florian wziął wdech i spojrzał na Benjamina. Młodzian miał pojęcie o policyjnych procedurach. 

— Czyli na pewno słyszałeś o artykule dwieście dwudziestym kodeksu karnego, który mówi, że kto ma wiarygodną wiadomość o dokonaniu czynu zabronionego, w tym wypadku o rozprowadzaniu narkotyków, i nie zawiadamia niezwłocznie organu powołanego do ścigania przestępstw podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech? — wyrecytował Dunham. 

Zebra w dolinie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz