46. Deklaracja wojny

3.5K 332 147
                                    

Moskiewska filia, a zarazem główna siedziba korporacji Victora Nikoforova zawsze tętniła życiem. Nie było dnia, aby panował tam względny spokój. Obecnie jednak zamieszanie swoją częstotliwością przekraczało wszelkie zwyczajowe normy. Chaos stał się kwintesencją, a popłoch stałym pierwiastkiem każdej nawet najmniejszej czynności. Od portierni, poprzez dział księgowych, na biurze szefa kończąc, nie dało się uświadczyć spokojnego miejsca. Poszczególne wydziały przechodziły ekspresową kontrolę, według obrzydliwie sztywnych wytycznych. Każdy maksymalnie skupiał się na powierzonym mu zadaniu niczym mantrę powtarzając sobie funkcję i znaczenie własnego stanowiska.

Jedyną osobą w tym papierkowym szaleństwie, która nie mogła pojąć tego wszystkiego, był Katsuki. Pracował tu zdecydowanie zbyt krótko, żeby poważnie się tym przejąć. Jakoś to do niego nie dochodziło. Nawet mimo tego, iż zdołał się dowiedzieć, że wizytacje będzie przeprowadzał jego przyszły teść, jakoś nie czuł tego strachu i respektu. Nie po tym, jak musiał z samego rana składać do kupy roztrzęsionego Nikiforova. Od początku coś mocno mu to nie grało, a brak konkretnych wyjaśnień tylko pogarszał sprawę. Od Rosjanina usłyszał jedynie - ,,Nie mieszaj się w to, najlepiej nie wychodź ze swojego biura, a w razie, gdyby ktoś wypytywał o mnie lub o ciebie, nie odpowiadaj."

Japończyk został pominięty czy tego chciał, czy nie, a złe przeczucia męczyły go nieustannie. Siedział sam, tam, gdzie nakazał Victor, próbując skupić się na nadrabianiu zaległości powstałych podczas urlopu. Tylko że szło mu to raczej marnie, nawet pomimo gorącej kawy sączonej z kubka. Swoją drogą nawet ona smakowała beznadziejnie, a nawet gorzej od tej parzonej przez głupią Sviete. Za gorzka, a do tego za słodka - zupełnie jak czasem miłość.

Powoli robiło mu się od niej niedobrze, od kawy, nie od miłości rzecz jasna. I choć nigdy nie miał w zwyczaju tego robić, to po prostu odstawił ją na skraj biurka zaraz za drukarką, aby nie musieć na nią nawet patrzeć. Westchnął przez to ciężko pod nosem, nerwowo oblizując dolną wargę. Nikt tutaj dzisiaj nie był sobą i powoli dotykało to i jego. Wpatrzony w ekran laptopa naprawdę gorliwie próbował poprawić wszystkie banalne błędy, które zdążył popełnić. To, że jakiekolwiek się pojawiły, było już poważną anomalią. Wydajność równa zeru zdarzała mu się jedynie wtedy, gdy Nikiforov zbyt ekstremalnie potrafił nadużyć jego tyłka. Po ostatnim razie zdołał już dojść do siebie, więc tym razem ta wymówka wydawała się całkowicie niezasadna.

Prawdziwy powód był przecież oczywisty, a Yuri coraz bardziej miał ochotę się zbuntować i wparować bezprawnie do biura szefa, jak to miał w zwyczaju. Powstrzymywała go jednak uczciwość wraz ze wspomnieniem błagalnych błękitnych tęczówek. Bo tamten rozkaz i tak był czymś więcej niż desperacją. Rosjanin zachowywał się co najmniej tak jak gdyby od wizyty Nikiforova seniora, zależało całe ich życie. A przecież siwowłosy nigdy nie skarżył się szczególnie na własnego ojca, w zasadzie praktycznie o nim nie wspominał. Własne relacje z nim określił mianem ,,nie tak tragiczne" - cokolwiek by to miało znaczyć. Do wiadomości Japończyka podał jedynie fakt, że małżeństwo państwa Nikiforov nie istniało już nawet w kwestii formalnej. A z kolei z tego niuansu wynikały braki w jego pojęciu o stosunkach panujących w prawdziwej rodzinie.

Przynajmniej tak zinterpretował to brunet, tuż po tym, jak Viena pozwoliła mu podsłuchać ich osobistą rozmowę. Nie padły tam przecież konkretne oskarżenia w kierunku któregoś z członków rodziny. Problem więc wyglądał na ogólny - no ściślej mówiąc tylko do tej pory. Obecnie nic z tego nie było pewne.

Wibrujący na biurku smartphon, przerwał jego potok myśli, chwilowo sprowadzając go na ścieżkę rzeczywistości. Chłopak leniwie zwerknął na wyświetlacz, jednocześnie ściągając palce z komputerowej klawiatury. Nieznany numer spoza firmy nie wzbudzał w nim zbyt wielkich chęci, jednak postanowił go odebrać z czystej grzeczności i przezorności. W końcu starzy znajomi nie mieli w zwyczaju uprzedzać go o zmianach numeru, a zignorowanie kogokolwiek z nich nie leżało w jego intencji. Ikonę zielonej słuchawki kliknął więc już bezwiednie, wsłuchując się w słowa kogoś, kto pilnie potrzebował się z nim skontaktować.

Korpo || Yuri on ice Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz