47. Misja dywersja

3.1K 342 155
                                    

Czekanie bywało trudne. Zwłaszcza gdy nie miało się do niego motywacji i nie wyczekiwało się na jego owoc. Można było powiedzieć, że opóźnienie w takiej sytuacji działało na korzyść. Jednak Yuri nie znosił odwlekać tego, co nieuniknione. Wolał mieć to wszystko za sobą - utrzeć staruchowi nosa i zapewnić tym samym Victorowi spokój. Był do tego mentalnie przygotowany, bo wychodził z założenia, że kluczem do sukcesu jest odpowiednie nastawienie. Nie mógł się przecież, dać chociażby sprowokować.

Trzymanie uczuć i emocji na wodzy, było tutaj jak najbardziej wskazane. Grał o najwyższą stawkę - szacunek. Tylko on potrafił uczynić go, godnym bycia przeciwnikiem Dimy. Bez niego mógł zostać zlekceważony tak samo, jak Victor i wielu innych pracowników przed nim. Szansę miał tylko jedną, a odwlekanie jej powoli go irytowało.

Niestety nie miał wpływu na to, że cała Moskwa w godzinach szczytu stała w korku. Zjawisko to działało odgórnie, jak to w światowych metropoliach bywało. I wbrew pozorom trzydzieści minut spóźnienia nie czyniło przyjazdu z lotniska aż taką katastrofą. Pasażer taksówki w zasadzie tego nie odczuwał, zwłaszcza jeśli bywał w tymże mieście raz na jakiś czas. Traktował to jako naturalną kolej rzeczy i nie irytował się tak mocno, jak osoby na niego oczekujące.

Yuri powoli gnił w swoim biurze. Rozwalony na obrotowym krześle, nawet nie udawał, że stara się pracować. Po wyjściu Alexa odechciało mu się wszystkiego, co wymagało chwili skupienia. Jego myśli zajmował jedynie Nikiforov, a w zasadzie jeden i drugi w gwoli ścisłości.

Zastanawiał się, ile w ojcu i synu ukrywa się podobieństwa. Bo to właśnie ono mogło być trzonem jego taktyki. Nie mógł jednak niczego zakładać odgórnie. Pochopność wniosków mogła być zgubna. Musiał podejść do sprawy uniwersalnie i samodzielnie przekonać się, co mu wolno, a co nie. Zbytnich problemów z tym mieć nie powinien - był to standardowy plan działania, który zdawał swój egzamin w każdym przypadku.

Pogrążony w swoich analizach, jedynie kątem oka spostrzegł zmianę natężenia biurowego chaosu. Wszystkie rozmowy jakby nagle ucichły, zastąpione sterylnym stukaniem w klawiaturę. Japończyk ożywił się nieco, dziękując Bogu za to, że jego biuro znajduje się w tak ważnej logistycznie części biurowca. Bo aby dostać się do biura Nikiforova oficjalną ścieżką, nie dało się ominąć tego działu. Innymi słowy, ich gość musiał pojawić się w zasięgu jego wzroku, czy tego chciał, czy nie. Zachwycony tym faktem brunet zerwał się z krzesła, dyskretnie przemieszczając się w stronę niezawodnej drzwiowej framugi. Nie wychylając się zbytnio, oparł się bokiem o drewno, zerkając na dział księgowych kątem oka. Nie mógł wyglądać zbyt podejrzanie. W końcu nie chciał, aby Nikiforov senior zainteresował się nim przed czasem.

Czekał na gościa dokładnie sześć sekund. W siódmej mógł go już podziwiać w całej okazałości u boku Victora.

Nie byli do siebie tak podobni, jak zakładał, przynajmniej nie z wyglądu. Dimitr był nieco wyższy od swojego syna. Miał szersze ramiona i zdecydowanie mniej przyjemny wyraz twarzy. Błękit jego oczu był surowy, momentami mocno wygaszony i krytyczny. Okazyjna siwizna jego włosów wynikała tylko i wyłącznie ze starości i nikła wśród krótko przystrzyżonych, zdrowo lśniących, brązowych kosmyków. Nikiforov senior jako jedyny z męskiej części rodziny pozwolił sobie na zarost, który jak wszystko inne wydawał się być wyjątkowo schludny. Jego krok był wyważony i miarowy, a jego wyrachowanie już teraz sięgało sufitu. Bo to nie Victor prowadził go do biura, było wręcz odwrotnie. Młodszy mężczyzna trzymał się lekko z tyłu, pokornie podążając za zachciankami własnego ojca. Niósł nawet jego płaszcz, ale na pierwszy rzut oka nie wyglądał jakby był z tego niezadowolony.

Kastuki jednak doskonale widział nerwowość swojego narzeczonego. Zdążył się na nią wystarczająco napatrzeć, żeby stwierdzić jej obecność. Jego plecy były nadmiernie wyprostowane, ramiona sztywne, a biodra mniej rozkołysane niż zazwyczaj. Dla postronnego pracownika taka postawa mogła oznaczać jedynie powagę, ale Yuri widział w tym o wiele więcej. Jego ukochany został wyszarpnięty ze swojej strefy komfortu i właśnie w taki sposób to okazywał. Japończyk pierwszy raz w życiu widział, żeby komuś udało się to ot, tak bez najmniejszego wysiłku. Dima był zdecydowanie trudnym przeciwnikiem, ale brunet byłby głupcem, gdyby z tego powodu postanowił zrezygnować. Ten niuans w zasadzie motywował go do działania, podsycając w nim chęć sprowadzenia starucha do parteru.

Korpo || Yuri on ice Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz