Rodzinny biznes - Victor Nikiforov w przeszłości nigdy nie pomyślał o tym, aby określić owym mianem własną firmę. Jego korporacja odbiegała znacznie od podobnych temu idei, wykluczając ze swojego prosperowania wszystko, co osobiste. I choć nie podjął żadnych działań, aby takiemu stanowi rzeczy zaradzić, lub raczej zaprzeczyć, zmiany zaistniały. Był to proces samoistny, zachodzący poza jego kontrolą. Różnił się on jednak od stereotypowych form przekształcania charakteru działań biznesowych. Bo przecież nikt nie ingerował w sprawy zarządzania poza jedną osobą. Pod tym względem wszystko pozostało niezmienne.
To atmosfera miejsca uległa zmianie, była bardziej familijna i przystępna.
Viena zdecydowanie zbyt często przychodziła na plotki do Mili, a Yurio zbyt głośno bzdyczył się na ciężar praktyk.
W firmie nikt już nie pamiętał, jak to miejsce wyglądało przed tą z pozoru małą "zmianą" Wielu bez refleksji potrafiło pokusić się o stwierdzenie, że taki stan rzeczy istniał od zawsze. Nowe osoby nigdy takie nie były, a zwyczaje już dawno przeobraziły się w tradycje. Nikomu nie przeszkadzało, że wokół wydawało się być nawet ociupinę zbyt gwarno i tłoczno. Nawet Alex stał się starym tubylcem i nikogo już nie dziwił fakt, że widywano go w przeróżnych miejscach biurowca. Każdy przymykał na to oko z czystej sympatii.
Można powiedzieć, że ,,wpadał z wizytą" i to w dosłownym tych słów znaczeniu. Jego obecności nie dało się, nie zauważyć - mężczyzna witał się wylewnie i głośno z każdym, kogo napotkał na swojej drodze. Entuzjazmu nigdy mu nie brakowało, szerokiego uśmiechu też nie. Odkąd przestał kojarzyć się z "posłańcem" złych wieści, czuł się o wiele lepiej. Nikt już nie krzywił się na jego widok i nie udawał, że nie targa nim niepokój.
Czy to za sprawą zniknięcia z życia kuzynostwa, Dimy czy zwykłego zarządzenia losu - był temu czemuś wdzięczny. Nareszcie zaznał tego, za czym tak bardzo tęsknił. A nawet zyskał o wiele więcej. Polubił Katsukiego. Chłopak zapunktował u niego wyjątkowo spektakularnie. I choć zabierał sporą część cennego czasu Victora, wcale nie wzbudzał w nim zazdrości. Czerpał satysfakcję z tego, że widywał ich razem, bo tak po prostu musiało być. Wystarczającym dowodem na to był uśmiech jego kuzyna, jaśniejący czystą radością, gdy tylko Japończyk znajdował się w zasięgu jego wzroku. Pomiędzy nimi było to coś, co zdarzało się tylko jeden raz w życiu.
On niestety nie miał takiego samego szczęścia i z braku innych zajęć, dziś znów postanowił przypałętać się do biurowca. Był po prostu znudzony, a pogawędka, chociażby z Milą zawsze poprawiała mu humor. Z tego tytułu jakoś nigdy nie miał problemu, gdy Victor Nikiforov nie miał dla niego czasu. Na nim przecież nie kończył się świat.
Doskonale tego świadomy, nie fatygował się nawet do jego biura. Zamiast tego skierował się wprost do działu księgowych, co okazało się i tym razem strzałem w dziesiątkę.
Zastał tam więcej osób, niż się tego spodziewał. Viena i jej syn, widocznie wpadli na ten sam pomysł, co i on - zapowiadało się na kolejne "przypadkowe" rodzinne spotkanie.
W całym tym obrazku, nie licząc Babichevy, nie pasowała mu jedynie młoda sekretarka, widocznie zaaferowana czymś, co na razie pozostawało poza jego wiedzą. Nie zdążył jej nawet o to zapytać, choć niewątpliwie miał na to ochotę - była ładna, choć niekoniecznie w jego typie. Zdołał jedynie odprowadzić ją wzrokiem, gdy w pośpiechu znikała w przeciwległym korytarzu.
Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w to miejsce, bezwiednie podchodząc do obleganego przez jego krewnych biurka.
- A ta gdzie tak pognała?- mruknął, pomijając jakiekolwiek słowa powitania. Uznał je za zbędne w obliczu własnej i nachalnej ciekawości. Nikt zresztą nie miał mu tego za złe. Każdy był przecież zdania, że nie warto marnować czasu, gdy ma się konkretny temat do pogawędki.
CZYTASZ
Korpo || Yuri on ice
FanfictionYuri Katsuki jest młodym i dobrze rokującym absolwentem wyższej uczelni. Pod wpływem przeczucia i chęci poznania przystojnego szefa, składa aplikację do jednej z większych korporacji w Rosji. Pod okiem życiowego autorytetu zmaga się z demonami prze...