- Charlotte Sophie Cruise! W tej chwili masz zejść na dół! Liczę do trzech! Raz, dwa...
Wywracam oczami i zbiegam po schodach.
- Co się stało? - Podpieram się o framugę i leniwie przeciągam.
- Gdzie ty wczoraj byłaś? - Zakłada dłonie na klatce piersiowej.
- Mówiłam ci przecież, że pójdę po szkole do Susan. - Jej rysy twarzy nieco łagodnieją, kiedy uświadamia sobie, że mam rację. Marszczę brwi z oburzeniem. - O co ty mnie oskarżasz?
- Nie tym tonem młoda damo! I na Boga! Co to za spódniczka? Za chwilę będzie ci widać majtki! Ubierz się w coś ciepłego. - Burczy na odchodne i znika za blatem, zapewne szukając jakiejś patelni. Wywracam oczami i kieruję się na powrót do mojego pokoju.
- Czekaj! Jeszcze nie skończyłam! - Przerywa mi, kiedy już jestem na pierwszym stopniu schodów. Spoglądam na nią pytająco, a ona delikatnie się uśmiecha. - Matematyka szła ci źle, prawda? - Przytakuję powoli, wyczuwając w tym pytaniu haczyk. - Zapisałam cię na korepetycje. Będziesz jeździła na nie trzy razy w tygodniu, w tym w piątek, więc zapomnij o imprezach.
Wydaję z siebie niezadowolony jęk.
- Weź podręcznik i zeszyt, bo zapomniałam ci też wspomnieć, że jesteś umówiona na siedemnastą. - Uśmiecha się triumfalnie, zgarniając klucze z blatu.
Wbiegam do pokoju po potrzebne rzeczy, pakuję je do różowego plecaka i po chwili dołączam do rodzicielki w samochodzie.
Jedziemy powoli, w radiu leci piosenka, która mi się podoba, ale nie mam pojęcia, jak się nazywa, więc tylko wsłuchuję się w melodię, cicho nucąc ją pod nosem.
Matka zatrzymuje się przed sporym budynkiem i aż się dziwię, że to naprawdę jest czyjś dom. Nasz co prawda też jest duży, ale nie aż do takich rozmiarów.
Daję kobiecie buziaka w policzek na pożegnanie, opuszczam pojazd i widzę, jak odjeżdża z piskiem opon.
Niepewnie pukam w mahoniowe drzwi i słyszę zza nich donośne "Już idę". Wita mnie wysoki brunet w jasnej koszuli, ma szerokie ramiona i wąskie biodra... Przyłapuję się na przyglądaniu się mężczyźnie. On też mnie obserwuje. Ostatecznie moje zielone tęczówki napotykają jego - koloru ciemnobrązowego.
Uśmiecha się i przepuszcza mnie w drzwiach.
- Twan. - Podaje mi dużą, ciepłą dłoń. Delikatnie ją ściskam. W połączeniu wyglądają śmiesznie - moja jest bowiem dziecięco mała.
- Charlotte. Ale mówią mi Lotte. - Wpuszczam gwałtownie powietrze do płuc. Pomaga mi zdjąć sweterek, rumienię się, ponieważ w efekcie zostaję w kusym podkoszulku.
Prowadzi mnie do jakiegoś pomieszczenia, wygląda na gabinet. Duże biurko i dwa krzesła przy nim. Siadam na jednym z nich i wyciągam książki.
- A więc z czym masz problem? - Drapie się po karku i zajmuje miejsce obok mnie.
Jego bliskość mnie peszy, więc w efekcie zaczyna mi się plątać język.
- Spokojnie, nie musisz się stresować.
Wydycham ze świstem powietrze z ust.
- Tu jest po prostu... Bardzo gorąco. - Zmyślam, próbując odwrócić wzrok od jego pięknych oczu.
- Hm, otworzę okno. - Jednak zamiast tego odgarnia kosmyk moich włosów za ucho. Przechodzą mnie przyjemne dreszcze.
Staram się w miarę możliwości wytłumaczyć mężczyźnie, w czym tkwi problem, z czym sobie nie radzę, jednak po zrobieniu kilku zadań uświadamiam sobie, że nie było to dla mnie żadną przeszkodą.
CZYTASZ
Ujarzmić ogień
RomanceCharlotte Sophie Cruise jest szesnastolatką delikatną jak płatek róży. Ma średniej długości, blond włosy, zielone oczy i... Tonę za krótkich spódniczek. Dobrze się uczy, uczęszcza do miejscowego liceum w Leeds, w którym z gramatyki języka ojczystego...