- B-bratem? - Wyduszam z siebie i parokrotnie mrugam oczami. - Którym bratem? - Marszczę brwi.
- Nie udawaj, że nie wiesz o Twan. Widziałam, że cię dzisiaj podwiózł.
Mój świat na chwilę się zatrzymuje. Przygryzam wargę i zaczynam się zastanawiać, czy mogę wyjawić przyjaciółce tajemnicę.
Gdybym tylko wiedziała, że Twan jest jednym z jej starszych braci!
Przymykam powieki i chowam twarz w dłoniach. Czuję na mnie jej spojrzenie, ale staram się ignorować ten fakt.
Wie już, że to ten korepetytor? Wie, że to ten, o którym jeszcze niedawno rozmawiałyśmy?
Może lepiej jej do tego nie mieszać? A jeżeli już bym jej powiedziała, to czy nie narobi nam kłopotów?
Twan wiedział od początku?
W mojej głowie stale namnażają się pytania, a odpowiedzi na nie wciąż brakuje.
Podnoszę swoj wzrok na zdzwioną brunetkę i się uśmiecham.
- Matka z nim rozmawiała i jakoś tak wyszło. To przyjaciel mojego korepetytora.
- Tego przystojnego? - Unosi lewą brew.
- T-tak. Znają się od dawna. - Brnę w to dalej, pocieszając się w myślach, że idzie mi dobrze.
- Jak ma na imię? To dziwne, bo Twan przeprowadził się tu niedawno. - Obarcza mnie podejrzliwym spojrzeniem, ale - całe szczęście - nie zagłębia się w to i zmienia temat, za co w duchu jej dziękuję. - Jak z matką?
- Nie widać? Jest okropnie. - Spuszczam wzrok. - Coś jest z nią nie tak. Ojca w ogóle nie ma w domu, mam wrażenie, że już w nim nie mieszka, a matka pozbywa się mnie z domu na wszelkie sposoby lub po prostu z niego ucieka. - Spoglądam przez okno. - W naszej rodzinie jest dużo niedopowiedzeń. Spraw, których nikt nie wyjaśnił. - Zamyślam się.
Za oknem pada.
Susan stara się mnie rozśmieszyć na wszystkie możliwe sposoby i po części jej to wychodzi. Jestem świadkiem niecodziennej sytuacji - Susan w maseczce. Wygląda w niej przezabawnie. Śmiejemy się bardzo długo.
Nadchodzi dziewiąta, więc żegnam się z przyjaciółką i wychodzę przed dom. Na parkingu stoi już samochód mężczyzny, wsiadam do niego i odjeżdżamy.
Nie wsłuchuję się już w żadną melodię - myślami jestem bardzo daleko i nawet nie zauważam, kiedy dojeżdżamy.
- Gdzie byłeś? - Pytam oskarżycielsko, wyczuwam w samochodzie napiętą atmosferę.
Brunet milczy, więc czekam. Mamy czas.
- Załatwić parę drobnych spraw.
- To znaczy? - Bawię się moimi palcami, unikając kontaktu wzrokowego. Twan wyciąga dłoń w kierunku mojej twarzy i unosi mój podbródek dwoma palcami.
- Zobaczysz jutro w szkole. - Uśmiecha się i delikatnie mnie całuje. - Tylko pamiętaj, żeby się nie wygadać o mnie.
- O tobie? - Marszczę brwi. - Twan! Masz mi powiedzieć! - Krzyczę z oburzeniem.
Przed dom wychodzi matka.
- Charlotte, na Boga! Nie tak cię wychowywałam! Twoje krzyki słychać na drugim końcu ulicy!
Brunet oblizuje usta i szepcze mi uwodzicielskim głosem do ucha:
- Następnym razem będzie słychać twoje jęki.
Wiercę się na siedzeniu, ponieważ robi mi się zdecydowanie za gorąco. Opuszczam pojazd i biegnę w kierunku rozgorączkowanej kobiety.
- Proszę tylko na nią nie krzyczeć. To ten wiek. - Mówi do niej na odchodne i posyła mi cwaniacki uśmieszek. Wytykam w jego stronę język za plecami matki, odwracam się na pięcie i trzaskam drzwiami.
***
Kiedy budzę się rano, czuję, że to zdecydowanie nie jest odpowiednia pora, aby wstać, ale budzik nie daje mi spokoju, więc niechętnie zwlekam się z łóżka.
Siódma.Od: Twan
Miłego dnia, Lotte.Wstrzymuję powietrze i gwałtownie je wydycham z cichym westchnięciem. Jest intrygujący, bez wątpienia intrygujący.
Wybieram z szafy białą koszulę i, jak zwykle, krótką, ale tym razem czarną, spódniczkę. Do tego zakładam długie skarpety do ud i nakładam błyszczyk na usta.
Zbiegam na dół. Na stole leży jabłko, a obok niego kartka z napisem 'Ojciec jest w szpitalu, nie miałam czasu ci zrobić śniadania, nie obraź się'.Ojciec jest w szpitalu? Zamieram. Mój kochany ojciec? Wypluwam część jabłka, którą miałam w buzi i wybieram numer matki.
Odbiera już po pierwszym sygnale, jakby tylko na to czekała.
- Co jest ojcu? - Pytam na wstępie, podpierając się o blat. Błagam, nie mówcie, że to coś poważnego.
- Ohh, kochanie. Twojemu ojcu? Nic. - Odpowiada przesłodzonym głosem. - Zapytaj lepiej, jak się ma jego dziecko.
- Mam się dobrze?
- Przed chwilą się urodziło. Zdrowe i... Bardzo urocze. - Ma dziwny głos, nieco mnie to niepokoi.
- Byłaś w ciąży? Czemu o tym nie wiedziałam? Nie wyglądałaś na ciężarną...
Dopiero, kiedy matka milczy przez dłuższą chwilę, dociera do mnie, że to nie było jej dziecko.
Mój ojciec miał romans?
- Niemożliwe! - Wykrzykuję do słuchawki i z rozczarowaniem zauważam, że matka się już rozłączyła.
Zaciskam mocno powieki i słyszę za oknem głośny dźwięk klaksonu.
Chwytam plecak i wybiegam z budynku. Standardowo witam się z mężczyzną powściągliwym całusem w policzek.
- Coś się stało? - Kładzie dłoń na moim udzie.
- N-nie. - Przygryzam mocno wargę. - To co, powiesz mi, co zrobiłeś? - Zmieniam temat, a on wywraca oczami.
- Zobaczysz za parę minut, cierpliwości. - Uśmiecha się i dodaje gazu.
Za oknem jest nawet ładna pogoda, co nieco mnie irytuje, bowiem mój strój teraz zupełnie do niej nie pasuje.
- Ładnie wyglądasz. - Komentuję i zauważam, że na jego twarzy gości rozmarzony uśmiech.
- Jak zakonnica na Arktyce! - Naburmuszam się i zakładam dłonie na klatce piersiowej. - I wiem, co to jest sarkazm. - Mrużę oczy i posyłam mu gniewne spojrzenie.
Uroczo się śmieje, ukazując swoje dołeczki. Kiedy już parkujemy, przerzuca mnie na swoje kolana, tak, że siedzę na nim okrakiem i odgarnia moje włosy do tyłu.
- Wyglądasz pięknie. - Opiera czoło o moją głowę i namiętnie mnie całuje. Nie mogę mu się oprzeć, więc tylko wzdycham i oddaję pocałunek. - Lepiej?
- 'To ten wiek'? - Odpowiadam, starając się nie uśmiechnąć pod jego czujnym wzrokiem. - Uważasz, że jestem niedojrzała?
- Uratowałem twój zgrabny tyłek, a ty masz mi to za złe? - Dziwi się. - A jak już o nim mowa...
- Nie rozpędzaj się, Panie Bezczelny. - Strzepuję jego dłonie ze spódniczki i siadam spowrotem na swoim miejscu.
- A więc co się stało? Pytam na poważnie, nie unikaj mnie. - Zmusza mnie do spojrzenia w jego ciemne tęczówki. - Widzę, że coś jest na rzeczy. Możesz mi powiedzieć, nie obiecuję, że ci pomogę, ale...
- Mojemu ojcu urodziło się dziecko. - Zawieszam wzrok na bliżej nieokreślonej przestrzeni za oknem.
Zapada martwa cisza.- Słuchaj... - Zaczyna, ale mu przerywam.
- Jezu, co mu jest?! - Przytykam twarz do szyby, obserwując Rick'a - chłopaka, który wczoraj mnie popchnął. Porusza się o kulach, wyraz jego twarzy jest niezadowolony, cały jest posiniaczony, z niektórych miejsc sączy się krew i trudno dopatrzeć się miejsca, które nie byłoby zakryte bandażem.
- Dlatego nie chciałem ci mówić.
CZYTASZ
Ujarzmić ogień
RomanceCharlotte Sophie Cruise jest szesnastolatką delikatną jak płatek róży. Ma średniej długości, blond włosy, zielone oczy i... Tonę za krótkich spódniczek. Dobrze się uczy, uczęszcza do miejscowego liceum w Leeds, w którym z gramatyki języka ojczystego...