Rozdział 2 - Biała czekolada

3.9K 151 12
                                    

Twan zamawia nam białą czekoladę z kawałkami truskawek. Cieszę się jak małe dziecko, kiedy nasze zamówienie już przychodzi i mogę nareszcie spróbować ciepłej cieczy, znad której unosi się słodka woń.

- Często tu przyjeżdżasz? - Pytam, upijając parę łyków z naczynia.

- Nie. Czasem, kiedy mi się nudzi bywa, że tu wstępuję, ale raczej rzadko. - Spogląda prosto w moje oczy. - Nie lubię być w takich miejscach sam.

- Oh, mam podobnie. Na przykład... Bez Susan nie wybrałabym się sama na zakupy, bo czułabym się samotna, mimo że wokół są przecież tłumy. - Wyznaję i wzdycham.

Zauważam, że na moje słowa spina wszystkie swoje mięśnie i wykrzywia twarz w grymasie.

- Kim jest Susan? - Wypala na jednym wydechu.

Czyżby był zazdrosny?

- Hm? To moja najlepsza przyjaciółka. - Wzruszam ramionami. - Tylko proszę nie mów, że matka ci czegoś o niej nagadała.

- Owszem, słyszałem parę historii. Twoja matka twierdzi, że Susan jest w tobie zakochana po uszy.

Krztuszę się napojem i czerwienieję po twarzy.

- Susan jest dla mnie jak siostra! - Unoszę się i ciężko wzdycham. - Kiedy moja matka w końcu to zrozumie? Mam wrażenie, że ostatnimi czasy się na nią uwzięła!

- Nie podoba ci się, że będę cię woził do szkoły? - Unosi lewą brew w zaskoczeniu, jakby zupełnie niedowierzał w to, co mówi.

- Podoba. - Przygryzam wargę i zasłaniam się włosami, na wypadek, gdyby moja twarz znowu przybrała buraczkowy odcień. - Po prostu nie rozumiem, dlaczego matka tak nagle zmieniła stosunek do relacji z moją przyjaciółką. - Spuszczam wzrok na puste naczynie. - Ale nie twierdzę, że nie jest to w pewien sposób na plus.

- Jeżeli chcesz, mogę z nią porozmawiać.

- Nie! - Oponuję i zrywam się, jakby ktoś właśnie wytrącił mnie z amoku. - Wtedy... Wtedy, um...

- Wtedy nie będę mógł cię podwozić? - Posyła mi łobuzerski uśmieszek, a ja na chwilę zamieram.

- Tak, właśnie. Twój samochód jest... Lepszy, niż stary rupieć Susan. - Próbuję jakoś wybrnąć z niezręcznej sytuacji i... Na Boga, znowu robię się czerwona!

- Może przejedziemy się tam gdzie wczoraj? Mam koc i ciastka w samochodzie. - Uroczo się uśmiecha i wystawia w moim kierunku swoją dużą dłoń. Chwytam ją delikatnie i razem opuszczamy budynek. Na dworze jest już ciemno i w myślach po raz kolejny karcę się za to, że zostawiłam w domu bluzę mężczyzny.

- Powinnaś ubierać się cieplej. - Komentuje, kiedy znajdujemy się już w samochodzie.

- Nie podoba ci się to, w jaki sposób się ubieram? - Pytam i wkładam sobie do buzi gumę balonową. - Co konkretniej? - Dopytuję i robię dużego balona, który po chwili pęka i ląduje na moich ustach.

- Spódniczka nie jest najlepszym wyjściem w chłodne dni. Szybko się przeziębisz.

- Sugerujesz, że mam ją zdjąć? - Odpowiadam kusząco, nawijając gumę na palca i delikatnie rozchylając wargi.

Zwalnia i zatrzymujemy się na poboczu. Chwyta mnie pod nogami i przenosi na swoje kolana.

- Nie kuś mnie, Lotte. - Wydusza i widzę w jego oczach poważne wątpliwości. Walczy z tym. Walczy z pożądaniem, ale one pewnego dnia nim zawładnie.

Zamykam oczy i bardzo powoli dotykam ustami warg bruneta, po chwili - już z większą śmiałością - zakładam ręce na jego kark i wpijam w jego usta. Wydaje cichy jęk, cieszy mnie to - moje małe zwycięstwo. Jego ręce suną po materiale spódniczki do góry, zatrzymują się na biodrach i zaciskają w tym miejscu.

Odrywamy się od siebie po paru minutach, stykam się czołem z mężczyzną i mierzymy się pełnym uczucia spojrzeniem.

- Chyba zwariowałam. - Myślę na głos. - Znam cię dopiero parę dni i już zaczynam się uzależniać...

- Cii. - Ucisza mnie, kładąc swojego kciuka na mojej wardze i ponownie mnie całuje. - To co? Jedziemy tam w końcu, czy zostajemy tutaj?

W odpowiedzi odzywa się moja komórka.

Od: Mama
Za pół godziny przyjdę do ciebie i porozmawiamy o ocenach. Nie próbuj mieć wtedy zamkniętych drzwi.

Odczytuję wiadomość i mocno przygryzam wargę.

- Spójrz. - Wystawiam dłoń z wyświetlaczem przed twarzą Twan. - Musisz mnie odwieźć. Ale...

- Ale?

- Nie chcę się znowu z nią kłócić. Będzie wściekła! Może przyjdziesz do nas i... Weźmiesz mnie do siebie, żeby poćwiczyć zadania? - Proponuję na jednym wydechu.

- Dobrze, ale najpierw musisz ze mnie zejść, jeżeli nie chcesz się spóźnić.

Wracam spowrotem na miejsce pasażera, zapinam pas i obieramy najkrótszą drogę do domu.

W radiu leci jak zwykle Lana, więc przygłaszam i zaczynam cicho śpiewać. Twan co jakiś czas spogląda na mnie, ale nic nie mówi.

Dojeżdżamy pod dom równo pięć minut przed inspekcją rodzicielki. Twan podsadza mnie na drzewo, a ja z gałęzi wślizguję się przez otwarte okno do pokoju.

Już po chwili słyszę dzwonek z dołu. Czyli wszystko idzie zgodnie z planem. Zbiegam po schodach na parter, matka wita się z Twan.

- Aż tak źle? - Dziwi się i zasłania dłonią usta.

- Co źle? - Pytam nieco zdezorientowana.

- Nie radzisz sobie, a jutro masz z tego sprawdzian. Przemyślałem sprawę i jeżeli chcesz możemy dzisiaj poćwiczyć te zadania. - Opiera się o framugę z delikatnym uśmiechem i lustruje mnie wzrokiem od góry do dołu.

- To ja... Pójdę po książki?

- Tak! Leć! Ale żebyś mi jutro wróciła z dobrą oceną! - Matce wyraźnie poprawia się humor na wieść o opuszczeniu przeze mnie domu. Zastanawiam się przez chwilę, jak by zareagowała, gdyby dowiedziała się, że nie było mnie w nim cały dzień.

Zgarniam plecak z biurka i pakuję do niego bluzę chłopaka.

- To za ile wrócicie? - Pyta z nutą zawahania w głosie.

- Za godzinę? Dwie? Tak, chyba dwie powinny wystarczyć.

- Tylko tyle? - Dziwi się kobieta, na co wywracam oczami.

- Wolałabyś, żebym nie wracała w ogóle?

- Nie zaczynaj, Charlotte. - Odpowiada nieco bardziej stanowczo, ale nadal z uśmiechem na twarzy. - To idźcie już.

Kiedy już znajdujemy się za drzwiami, wydycham powietrze z ulgą. Udało się.

- Zawsze ją tak oszukujesz? - Wkłada dłoń do kieszeni, a drugą nonszalancko wplata we włosy.

- Nie. Bo nie zawsze taka była. - Spuszczam wzrok na chodnik. - Nieważne, gdzie jedziemy?

- W sumie nie opłaca już się chyba jechać w tamto... Miejsce. Może pojedziemy do mnie? Nie będziemy wzbudzać podejrzeń i nie będzie ci zimno.

- Czyli podjąłeś decyzję za mnie? - Zauważam z oburzeniem.

- Jesteś teraz pod moją opieką, więc musisz się mnie słuchać, hm? - Przelotnie na mnie spogląda i zauważam, że na jego ramieniu pojawia się gęsia skórka.

- I to niby ja tu ubieram się nieodpowiednio do pogody, panie krótki rękawek?

Ujarzmić ogieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz