Rozdział 1 - Cheerleaderka

4.6K 157 13
                                    

Rozlegają się głośne fanfary. Razem z dziewczynami zaczynamy robić nasz standardowy układ. Parę kroków do tyłu - okrzyk, zwrot w lewo - okrzyk, parę figur i jak zwykle na koniec - piramida. Tessa pociąga mnie na górę, przeskakuję po ramionach koleżanek i wykonuję ostatni ruch.

Publiczność szaleje, ja natomiast spowrotem ląduję na równo, wręcz idealnie, przyciętym trawniku.

Kiedy zapisywałam się do szkolnej drużyny cheerleaderek, nigdy bym nie przewidywała, że zostanę ich liderką. Byłam nieśmiała, delikatna... Liderki w takiej drużynie raczej bywają wredne i wulgarne, jak w każdej szkole. Nie nadawałam się, a przynajmniej tak myślałam. Niespodziewanie, zamiłowanie do koloru różowego szybko pociągnęło mnie na sam szczyt... Piramidy.

Różowe stroje, kokardy, podkolanówki i pompony - jestem w swoim żywiole.

Kiedy idziemy w kierunku trybunów, lustruję bacznie publiczność, wypatrując rodziców.

Na marne - mówili, że nie przyjdą.

W pewnej chwili mój wzrok krzyżuje się z podejrzliwie znanymi ciemnobrązowymi tęczówkami.

Chwila, co?
Szybko powracam wzrokiem w tamto miejsce, jednak nie mogę ich odnaleźć. Mam wrażenie, że zapadły się pod ziemię.

Musiało mi się wydawać.

Czuję delikatne ukłucie w klatce piersiowej, ale to uczucie szybko mija, kiedy zauważam przede mną Susan.

- Przyszłaś! - Piszczę i rzucam się w jej ramiona.

- Jak zwykle. - Wywraca oczami. - Czasem mam wrażenie, że bardziej się tobą interesuję, niż twoi rodzice.

- Nie mieli czasu. - Skrzywiam się. Czyli jednak nie dane jest mi dzisiaj odpocząć od tych wszystkich nurtujących spraw.

- Taa... Jak tak dalej pójdzie, to przejmę nad tobą opiekę rodzicielską, mała.

- Mama wczoraj się zdenerwowała, że u ciebie byłam.

- Jeszcze czego! Już niech ja ją spotkam! Pogadamy sobie o denerwujących kwestiach. - Odpala papierosa. Wykrzywiam twarz w grymasie, krztuszę się i macham dłonią. - Reagujesz, jakbyś pierwszy raz czuła ten zapach. - Uśmiecha się i zabiera moje rzeczy z trybun. - Chodź, odwiozę cię do domu.

Przemierzamy parking i... Na Boga, czy to nie jest samochód Twan? Nie mogę jednak dokładnie się przyjrzeć, bo pojazd błyskawicznie znika za rogiem. Potrząsam głową i wchodzę do niebieskiego kabrioletu od strony pasażera. Susan odpala silnik i z zawrotną prędkością odjeżdżamy spod budynku.

- Poznałaś kogoś? - Pyta, dodając gazu.

Przełykam ślinę i odwracam wzrok.

- Nie. Matka zapisała mnie na korepetycje do jakiegoś mężczyzny. Tylko tyle, bo co?

- Wyglądasz na... Nieobecną. - Burczy pod nosem, spogląda na mnie przelotnie i wybucha śmiechem. - Charlotte Sophie Cruise, zakochałaś się!

- W trzydziestoletnim mężczyźnie i to w jeden dzień? Na głowę upadłaś? - Marszczę brwi.

- Porozmawiamy za parę miesięcy, kiedy już nie będziecie mogli bez siebie żyć.

- Dobrze wiesz, że tak nie można. - Wzdycham ciężko.

- A chciałabyś?

Zamieram. Tego pytania zupełnie się nie spodziewałam, więc odpowiadam tylko:

- Jest za wcześnie, żebym cokolwiek mogła chcieć. - I tym ucinam naszą rozmowę. Kiedy jesteśmy już pod domem, zabieram swoje rzeczy z wycieraczki i przytulam przyjaciółkę. - Do zobaczenia, Susan!

Już w progu słyszę donośny krzyk matki.

- Znowu cię podwiozła?! Za dużo z nią spędzasz czasu. - Mruży oczy. - Ma nieładne tatuaże, pali i przeklina, a w dodatku jest wulgarna! Co was do siebie tak przyciąga? - Na chwilę urywa. - Jesteś lesbijką?

- Nie! Susan jest jak siostra, której nigdy nie miałam... - Próbuję wytłumaczyć, ale, widząc wzrok matki, odpuszczam.

- Nie chciałabym, żebyś miała taką siostrę. Daje ci zły przykład. A i jeszcze jedno. Od dzisiaj do szkoły będzie cię woził Twan. Żadnego kontaktu z Susan, rozumiesz?

- Co? Jeździmy ze sobą od zawsze! - Wykrzykuję i czerwienieję po twarzy. - Była dzisiaj na boisku! A ty gdzie byłaś? W pracy? Nie mogłaś? Ale do domu zdążyłaś przyjechać?!

- Nie tym tonem! Zniknij mi z oczu, zanim zrobię ci szlaban, ale to już!

Po moich policzkach zaczynają spływać ciurkiem łzy. Wbiegam do pokoju i szybko się w nim zamykam. Moja matka nigdy się tak nie zachowywała. Akceptowała moją przyjaźń z Susan... Na swój własny sposób, ale to robiła. Staczam się po ścianie na podłogę i chowam twarz w dłoniach.

Po paru minutach na wyświetlaczu mojej komórki pojawia się komunikat o nowej wiadomości. Bez chwili namysłu wchodzę w nią i dokładnie czytam jej treść.

Od: Nieznajomy
Jeżeli chcesz, możemy się gdzieś przejechać. Będę czekał pod twoim oknem o 16. T.

Moje serce zaczyna wręcz się wyrywać. Twan chce mnie gdzieś zabrać?

Pewnie. - Szybko wstukuję odpowiedź i od razu ją wysyłam.

Do szesnastej mam niepełną godzinę, więc od razu zaczynam się szykować. Standardowo - moja ulubiona spódniczka, biały sweterek i skarpety do kolan, dzisiaj jest nieco zimniej. Włosy rozpuszczam i po chwili słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości.

Od: Twan
Jestem.

Wyglądam przez okno. Faktycznie, czarny samochód, ten sam, którego dzisiaj widziałam pod szkołą. Bingo.

Niepewnie wychodzę na parapet i w tamtej chwili żałuję, że założyłam spódniczkę. Nie pomaga też silny wiatr, który stale ją podwiewa. Ześlizguję się na gałąź, a z niej prosto na trawnik. Biegnę prosto do pojazdu, aby nie wzbudził podejrzeń matki i od razu zmierzam się z rozbawionym spojrzeniem mężczyzny.

- To twoje brawurowe wyjście było przezabawne. - Ukazuje szereg zębów w uroczym uśmiechu, pochyla się nad skrzynią biegów i składa delikatnego, ale czułego całusa na moim czole.

- To gdzie jedziemy? - Pytam zapinając pas.

- Znam fajny bar nad jeziorem. Znajduje się jakieś niecałe pół godziny drogi stąd, ale mają tam pyszne drinki. Byłem tam przejazdem, kiedy jechałem do firmy. - Spogląda na mnie z uśmieszkiem i powraca wzrokiem do jezdni. - Fajnie dzisiaj tańczyłaś. - Przygryza wargę, a ja, dosłownie, dostaję palpitacji serca.

- A więc... - Nie mogę unormować oddechu, więc urywam w połowie pytania.

- Tak, byłem. Nie mógłbym nie przyjść.

Cholera. W myślach karcę się za ubiór, czując, że mimo założenia swetra, zaczyna mi się robić zimno. Przechodzą mnie dreszcze.

- Jesteś chora? - Marszczy brwi.

- N-nie. Znaczy... Um, ja... Musiałam się przeziębić wczoraj. - Wyjaśniam, zakładając kosmyk włosów za ucho. Nie uchodzi to uwadze Twan, obserwuje, jak to robię i unosi lewą brew.

- Po prostu nosisz za krótkie spódniczki. - Na tą uwagę prycham i cicho się śmieję. - To ryzykowne. Zwłaszcza przy wietrze. - Mruga i przycisza muzykę, która leci w radiu. - Co nie znaczy, że mi się nie podobało. - Chrząka, a ja po raz kolejny robię się piekielnie czerwona. - To już tutaj.

Parkuje przed niewielkim barem, z zewnątrz wyglądającym całkiem ładnie.

Kiedy wychodzimy już z samochodu, Twan delikatnie splata nasze dłonie i pociąga mnie w kierunku budynku.

Nie mogę się powstrzymać i cicho wzdycham. Widzę, że na ten gest, uśmiecha się pod nosem.

Ujarzmić ogieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz