Prologue

215 18 6
                                    

- Tato... proszę nie zostawiaj mnie... - zaskomlał siedmiolatek, patrząc błagalnie na starszego mężczyznę.

Ten jednak niewzruszony założył kurtkę i odpychając przytulnego do niego chłopca, po prostu wyszedł.

Taehyung jak zawsze w podobnej sytuacji zamknął drzwi na klucz i szybciutko przebiegł, przez każdy z pokoi gasząc po drodze światło. Lekko zdyszany wpadł do swojej sypialni, po czym wskoczył pod ciepłą kołdrę, tuląc do piersi misia.

Jego policzki zaczęły pokrywać łzy. Nie rozumiał dlaczego ojciec go ignorował. Trudno się dziwić, skoro dorosły człowiek ma z tym problem, a co dopiero dziecko.

Mały Kim był zbyt młody, by pojąć że to przez niego rodzice wzięli ślub i nawet jeśli, to on stał się ogniwem łączącym tych dwoje, to jednocześnie samym swoim istnieniem, niestety też ich rozdzielał.

- Wiesz, Jojo - zaszlochał szatyn, opierając brodę na główce pluszaka - Tatuś chyba nas nie lubi, bo znowu zrobiliśmy coś źle i dlatego się gniewa, ale na pewno nas kocha, prawda?

Zabawka, jednak nie odpowiedziała, a Taehyungowi zostały tylko domysły. Cóż w takiej chwili mógł pomyśleć? Dzieci nie potrafią okłamać innych, a już szczególnie samych siebie.

🌊🌊🌊

Następne dni wyglądały podobnie, z tą różnicą, że chłopcu towarzyszyła mama. Kobieta kochała syna, szczególnie, że w późniejszych latach była dwukrotnie w ciąży i poroniła.

Mały Tae był jej jedynym (żyjącym) dzieckiem, a więc to w niego włożyła całe swoje serce i przelała matczyną miłość.

Starała się bronić go przed ojcem, kiedy ten wściekał się o najmniejszą błachostke, więc logicznym jest, iż to z nią najmłodszy Kim był najmocniej związany, poza tym była spokojną przystanią, w której chłopiec mógł się schronić przed wszystkimi chorymi sytuacjami rozgrywającymi się w ich domu.

Jisung interesował się synem tylko wtedy, gdy akurat sobie o nim przypomniał lub musiał poudawać przed kimś troskliwego tatusia.

Alkohol i koledzy byli zdecywanie ważniejsi niż żona i dziecko.

Chaerin jak każda dobra małżonka, starała się znosić wszystkie wybryki męża. Często, kiedy nie miała już sił, przypomniała sobie o uśmiechniętej buzi swojego maleństwa, by dodać sobie otuchy, ale ile można znosić ciągłe kłótnie, krzyki i ponieżenia?

Przecież wszyscy mamy jakieś granice.

A może nie?

🌊🌊🌊

Świat ostatecznie stanął na głowie, kiedy Taehyung ukończył osiemnaście lat. Rodzice mimo, charakteru i ogólnego sposobu bycia przestali widzieć w nim dziecko, co dla "młodego dorosłego" było ciosem prosto w serce.

Zostanie szkrabem, który nie zdawał sobie sprawy z wielu rzeczy, było błogosławieństwem, którego niestety szatyn nie mógł już otrzymać.

Świadomość, że całe życie był ciężarem dla własnych rodziców, w ogóle społeczeństwa, trochę bolała.

Ostatecznie jednak złamał go fakt, iż był wpadką, którą ciężko było pokochać, nie mówiąc o akceptacji.

To może dlatego, tak trudno zniósł gimnazjum.

Nienawidził tej instytucji równie mocno, co ojca.

To przez niego i to miejsce, zrozumiał, że jest nikim, nic nie wartym pyłkiem, pozostawionym samemu sobie wobec ogromu wszechświata.

A przecież nie zrobił nic złego, poza tym, że się urodził.

W takim razie czym zasłużył na zniszczoną psychikę i zranione serce?

Oddychał zbyt głośno.

Krzyczał zbyt cicho.

To był największy grzech Kim Taehyunga, za który przyjdzie mu wkrótce słono zapłacić.

🌊🌊🌊

Ayo ^^

Witam was w kolejnym opowiadaniu :) Zdaje sobie sprawę, z obecności innych moich twórczości, ale ostatnio nie dzieje się u mnie zbyt dobrze, dlatego właśnie powstało to ff. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Nie będzie długie, więc bardzo was proszę otoczcie je miłością ❤️

Przepraszam za błędy. xxx

Mei

I SEA U/ vkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz