08. Hey Pine Tree, I'm so sorry.

690 65 4
                                    

Pov. Dipper

Wujaszek Ford wyjechał na jakąś wyprawę i wracał dopiero za tydzień. Stanley zaś wciąż był pochłonięty pracą w Mystery Shack, więc miałem całe dnie dla siebie, czasami tylko obejrzałem ze Stanem jakiś film lub popracowałem w sklepie z pamiątkami. Jednak większość dnia siedziałem w lesie. Myślałem, głównie nad całym pobytem u wujków, jednak najbardziej zastanawiała mnie kwestia Bill'a. Dlaczego wyciągnął tak pochopne wnioski i był naprawdę zły? Mogłem robić co chciałem. Nawet przespać się z Harriet, jeśli tylko mi się to podobało. I żaden demon nie będzie miał wpływu na moje decyzje.

- Hej, Dipdip. - podniosłem głowę znad Dziennika i spojrzałem na właścicielkę głosu. Mój boże, wyglądała jak ideał;  rude włosy do pasa, te zielone oczy i piegowata cera. Ubrana była w zieloną sukienkę, przez co byłem pozytywnie zaskoczony.

- Wendy? Wow, zmieniłaś się.

- To samo ty, kurduplu. - zachichotała. - Teraz Stan zagania ciebie do roboty, co?

- Niestety... - odłożyłem Dziennik pod ladę kasy i uśmiechnąłem się do dziewczyny. - Jak leci życie?

- Wprost idealnie! Robbie mi się oświadczył, mój ojciec trochę się ogarnął, a moi bracia lepiej się uczą... Jest super.

- Cieszę się więc twoim szczęściem.

- A u ciebie? I gdzie zgubiłeś Mabel?

- Została w Californii, a jeśli chodzi o mnie... - powiedzieć czy nie powiedzieć? Najlepiej by było, gdyby powrót Bill'a pozostał w tajemnicy, ale Wendy była moja dobra przyjaciółką... Potrząsnąłem głową, uśmiechając się. - Jest okey.

- A ta twoja przyjaciółka, z którą byłeś tu w tamtym roku..?

- Nie ma jej tutaj i już nigdy nie będzie. - powiedziałem chłodno, a rudowłosa chyba zrozumiała, że nie chcę rozmawiać na jej temat.

- Razem z naszą starą paczką idziemy jutro na imprezę. Możesz iść z nami, jak kogoś znajdziesz do towarzystwa, to przyprowadź, albo... Umówimy się w weekend. - Wendy uderzyła mnie w ramię, śmiejąc się. - Do zobaczenia wkrótce, mały.

- Wcale nie jestem mały! Jestem wyższy od ciebie!

- Przecież się z tobą droczę. - rudowłosa znowu się roześmiała, a ja posłałem jej szczery uśmiech. - Cześć.

- Hej.

Wendy pomachała mi jeszcze, po czym wyszła ze sklepu. Reszta dnia pracy zeszła niezwykle wolno i nudno. Jedyną moją atrakcją wtedy było obserwowanie dzieciaków, które przekrzykują się i wyrywają sobie aparaty. Dlaczego fascynowały się jakimś tanym badziewiem, zrobionym na odwal się przez mojego szanownego wujaszka? Nadal nie rozumiałem, jak można być tak naiwnym i dawać sobie wciskać takie drogie badziewia.

Wieczorem musiałem ogarnąć z grubsza sklep, a potem udałem się do kuchni, by zrobić sobie coś do picia. Na lodówce zobaczyłem karteczkę od wujka Stana, że pojechał do jakiegoś miasta i wróci dopiero za cztery dni, a w tym czasie sklep ma pozostać zamknięty. Więc miałem kilka dni błogiego lenistwa. Zrobiłem sobie herbaty i podreptałem do swojego pokoju.

Kolejny raz przejrzałem zapiski ze sprawy morderstw i zniszczeń urządzeń do podróży w czasie. Nie byłem ani trochę bliżej rozwiązania tej tajemnicy, co mnie tylko jeszcze bardziej irytowało. Rzuciłem notatki na ziemię i schowałem twarz w poduszce, by choć trochę się uspokoić. Gniew jednak we mnie wzrastał, nie mogłem się pogodzić z tym, że kolejna tajemnica jest dla mnie nie do rozwiązania. Do tego sprawa z Bill'em, Harriet i Mabel. Wszystko mnie irytowało i denerwowało. Zacząłem krzyczeć, raz, drugi... Potem wyładowałem się na poduszcze, w która zacząłem uderzać, a na samym końcu ją rozprułem, przez co białe pióra zaczęły latać po pokoju. Znowu zacząłem krzyczeć i chciałem na czymś się wyładować. Nie wiedziałem nawet kiedy łzy zaczęły spływać po moich policzkach, a krzyk przerodził się w głośny szloch. Płakałem z bezradności i gniewu. Byłem kretynem, zdałem sobie z tego sprawę dopiero, kiedy odciąłem się od swojego życia codziennego. Zamiast w końcu naprawdę zabrać się za Mabel, wolałem stać z boku i przyglądać się temu, co robi. Zamiast wyjaśnić sobie z Harriet, że to co się stało w zeszłą sobotę nie powinno mieć miejsca, uciekłem jak tchórz. A Bill myślał, że przespałem się z Harriet. Tak nie mogło być, po prostu... Dlaczego uciekłem jak tchórz...? Schowałem twarz w dłoniach i dalej płakałem jak dziecko. Z całej tej bezradności nawet nie wiedziałem, kiedy usnąłem.

Hey, Pine Tree |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz