||Piłkarz||
Nadal nie mogłem oderwać od niego wzroku. Ten Japończyk był inni niż wszyscy. To nie przez to, że rodowici Japończycy zaczęli robić sobie z nim zdjęcia... ja po prostu... tylko jego potrafiłem odróżnić. Byłem pewny, że jakby stał on w tłumie innych mężczyzn w centrum Tokio na ulicy, którą przecinają pasy z każdej strony to... odróżniłbym go. Odnalazł... Jestem tego pewien!
Po chwili zdałem sobie sprawę, że moje spojrzenie ani trochę nie zmieniło punktu, który obserwowałem. Czarnowłosy zerknął na mnie, gdy kolejna osoba ustawiła się z nim do zdjęcia i na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Było mi głupio i spuściłem wzrok, przygryzając dolną wargę. Jednak, gdy znów Japończyk patrzył w stronę obiektywu, ja z powrotem przeniosłem swoje spojrzenie na niego. Był taki kruchy... To znaczy! Cholera, chodzi mi o to, że jest zbudowany bardzo dobrze, ale mimo tego był taki chudziutki.
Sesja zdjęciowa po kilku minutach się skończyła. Japończycy ukłonili się między sobą, a młode kobiety zaraz po tym odeszły z uśmiechem na twarzy, wymianając się jakimiś słowami. Szeptały i chichotały wzajemnie.
Pomiędzy dwoma drzewami, w których kierunku celowałem jakiś czas temu pozostałem tylko ja i chłopak, który oberwał ode mnie piłką. Co mnie pokusiło, aby kopać piłkę w Tokio...? Przecież to miasto nie ma wolnej przestrzeni od ludzi.
Młodzieniec miał tak na oko z osiemnaście, może jakby się ktoś uparł to dwadzieścia lat. Na pewno nie więcej. Patrzył na mnie i podszedł zaciskając dłonie na ramiączku torby sportowej.
— Jeszcze raz bardzo cię przepraszam — tylko na takie słowa było mnie stać.
Niespodziewanie Japończyk schylił głowę i cichutko się zaśmiał. To sprawiło, że i ja uniósłem kąciki ust, po czym ponownie popatrzył mi w oczy i odparł:
— Sumimasen.
Minęła krótka chwila zanim zorientowałem się, że wcześniej wypowiedziałem źle słowo oznaczające przeprosiny. Faktycznie wymawiało się je sumimasen, a nie sushi... już nie pamiętam jak wcześniej przekręciłem to słówko. Oboje się śmialiśmy stojąc na środku parku. Popatrzyłem uradowany na Japończyka, a jego wyraz twarzy po chwili się zmienił. Uchylił usta, a z warg uformował lekki dziubek. Widocznie o czymś sobie przypomniał.
— Przepraszam — powiedział tym razem po angielsku. — Muszę już iść.
Czarnowłosy ukłonił mi się nisko i szybkim krokiem zaczął iść w stronę centrum. Patrzyłem jak odchodził żwawo na swoich chudych nóżkach. Pewnie spieszył się gdzieś wracając ze szkoły... Ale chwila... Czy w japońskich szkołach młodzież nie chodzi w mundurkach? Na studiach może to nie obowiązuje? Ech... sam już nie wiem. Jedyne czego jestem pewien to to, że sam tego nie ogarnę, a kto inny może mi pomóc jak nie Japończyk, który zna angielski?
Prawą ręką złapałem za ramiączko torby sportowej i zacząłem za nim biec. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale wiedziałem, że nie dam mu odejść. Muszę go poznać. Na pewno rozpoznałbym go w tłumie, ale miałem znikome szansę na to, że po raz drugi wpadniemy na siebie w tak ogromnym mieście jakim jest Tokio. Nie dość, że monumentalnym to jeszcze zatłoczonym.
||Łyżwiarz||
To było niecodzienne... Nigdy wcześniej nikt nie uderzył mnie piłką w głowę. Na pewno nie z taką siłą, że aż wylądowałem na ziemi. Uśmiechnąłem się niekontrolowanie sam do siebie, przez co kompletnie zapomniałem o Michiko san, z którą umówiłem się na stacji metra. Było już kilka minut po czasie. Mam nadzieję, że nie będzie na mnie zła, a nawet jeśli to opowiem jej co przydarzyło mi się w drodze do niej. Pewnie trudno będzie jej w to uwierzyć. Takie sytuacje są bardzo niespotykane. Zazwyczaj dni wyglądają tak samo, czy to u dzieci, młodzieży, czy dorosłych. Każdy idzie jednym systemem w różnej warstwie społecznej. Mam duże szczęście, że to właśnie mnie spotkało coś innego.
![](https://img.wattpad.com/cover/117283958-288-k354169.jpg)
CZYTASZ
Łyżwiarz i Piłkarz
Short StoryTuż przed Grand Prix Final umiera matka Kasahary Takumi'ego. Programem 27-latka była Euforia, która na skutek wstrząsającego wydarzenia, zamieniła się w Smutek. Japończyk zmienia program dowolny oraz krótki ryzykując tym swoje szanse na drugie zwyci...