Obudziłam się rano na ziemi. Oczy miałam napuchnięte od łez. Szczypał mnie polik.
Przypomniałam sobie co się wczoraj stało.
Landon mnie uderzył.
Podeszłam do lustra.
Miałam całą czerwoną twarz. Od łez i od uderzenia.
Nie miałam ochoty iść dziś do szkoły. To było ostatnie miejsce, w którym chciałabym się znaleźć. Po za tym będzie tam Landon. Nie chciałam go widzieć... A może chciałam? Przecież całą noc myślałam o nim. O tym jaki jest wspaniały, kochany i troskliwy.
Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i zmyłam z siebie cały stres związany z wczorajszym wieczorem. Ubrałam się. Zrobiłam też lekki makijaż. Starałam się zakryć zaczerwieniony polik. Nałożyłam trochę więcej podkładu niż zawsze. Przypudrowałam trochę twarz.
Spojrzałam w lustro. Było dość dobrze. Będę musiała jednak ciągle pamiętać aby co jakiś czas się przypudrować.
Zeszłam na dół, gdzie byli moi bracia. Max spojrzał na mnie i chyba wyczuł, że coś jest nie tak. Nie patrzyłam na niego. Weszłam do kuchni i zrobiłam sobie kawę. Nie miałam ochoty jeść.
-Aria, Landon był wczoraj u Ciebie? - zagadał do mnie mój straszy brat.
Przed oczami przeleciała mi cała scena z wczoraj. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie chciałam mówić bratu o tym co się wczoraj wydarzyło. Przecież Max uwielbia Landona. Nie uwierzyłby mi w to co się wczoraj stało. Zna go od tej samej strony co ja. Przełknęłam gulę w gardle i odpowiedziałam.
-Był, ale tylko na chwilę. Po notatki z... biologii.
-Ah tak. -odpowiedział.
Nie chciałam nic więcej mówić więc po prostu ubrałam się i wyszła z domu. Włożyłam do uszu słuchawki i skierowałam się do szkoły. Przez całą drogę ciągle odtwarzałam wydarzenia z wczoraj. Znowu zaczęłam płakać. Nie chciałam tego. Chciałam aby ta wczorajsza sytuacja nie miała miejsca. Miałam nadzieję, że to jest sen. Że zaraz się obudzę. Zadzwonię do Landona, opowiem mu ten sen i razem będziemy się z tego śmiać. On będzie zapewniał mnie, że nigdy by mi tego nie zrobił, że mnie kocha.
Tak się zamyśliłam, że nawet nie rozejrzałam się przechodząc przez ulicę.
Prawie wjechał na mnie jakiś motocykl.
Obudziłam się dopiero kiedy zobaczyłam koła tuż przy moich stopach. Obejrzałam się kto na mnie wjechał i nie wierzyłam.
Akurat teraz musiałam spotkać tego chłopaka. Jasna cholera!
Chciałam po prostu iść dalej i nie zatrzymywać się. Ale chłopak złapał mnie za rękę, co zmusiło mnie do wyciągnięcia słuchawek z uszu.
-Czego chcesz? - zapytałam sycząc.
-Spokojnie, to Ty nie rozglądałaś się przechodząc przez ulicę. - powiedział
-Odwal się. - wyrwałam rękę i zaczęłam iść dalej.
-Hej, hej! - krzyczał za mną. Znowu złapał mnie za rękę i odwrócił do siebie - Płakałaś? - zapytał zatroskany
-A co Ciebie to interesuje? - byłam wściekła. Po cholerę on się miesza w moje życie. Po co się wypytuje. Niech się ode mnie odwali!
-Wyobraź sobie, że się martwię. - powiedział blondyn i odgarnął włosy z czoła.
-Powiem raz i mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. - powiedziałam w stronę chłopaka. Patrzał mi w oczy i czekał na moje słowa. - Odwal się ode mnie. Nie mam ochoty Ciebie znać. Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać. W ogóle mnie nie interesujesz. Nie mam zamiaru więcej razy się powtarzać.
CZYTASZ
Life
Short Story-Powiedziałam nie! - krzyknęłam wściekła w jego stronę. Chłopak jedynie spojrzał się na mnie i pokazał rząd białych zębów. Nic nie powiedział, bo doskonale mnie znał. Wiedział, że ten uśmiech działa na mnie jak narkotyk. Miał mnie w garści od moment...