Szczęśliwy, ale zmarznięty spacerowałem po parku z Vivi. To mój piesek, który jest najpiękniejszy na całym świecie, ale nie słucha się mnie zbytnio, ponieważ opiekuję się nim od niedawna. Cały czas sobie powtarzam, że jeszcze będzie posłuszny, ale na razie się na to nie zapowiada. Vivi jest jeszcze mały, a co za tym idzie, ma pełno energii. Jest końcówka października, więc jest już trochę zimno, tym bardziej, że spacerujemy już prawie godzinę.
- Vivi, do nogi! - zawołałem pupila.
Jak można się było domyśleć, szczeniak ani myślał do mnie przybiec. Nadal hasał sobie wesoło wśród drzew, szukając wiewiórek, które mógłby złapać. Może to trochę nieodpowiedzialne, ale w parku pozwalam sobie na spuszczenie go ze smyczy. Jednakże była już 19, a w październiku o to tej porze jest już ciemno, a światła latarni nie dawały zbyt wiele światła.
- Vivi! Do nogi! Dobry piesek, jeśli będziesz grzeczny, dostaniesz dodatkową porcję karmy! - nie poddawałem się.
Zwierzak zaczął biec w moją stronę, więc przygotowałem sobie smycz, aby go złapać. Niestety Vivi przebiegł koło mnie, totalnie mnie ignorując. Nie widząc innego wyjścia, rzuciłem się, by go złapać. Skręciliśmy ze ścieżki i pędziliśmy przed siebie lawirując wśród drzew. Wypadliśmy na polanę, co było dla mnie prawdziwym błogosławieństwem - czy wspomniałem już, że jest ciemno? Zdyszany, rozejrzałem się dookoła i w końcu dostrzegłem moją zgubę. Pies kręcił się przy grupce młodych chłopaków, którzy urządzili sobie na środku polany ognisko z kiełbaskami. Podbiegłem do nich i złapałem Vivi, po czym w mgnieniu oka zapiąłem mu smycz.
- Dzięki, że go złapaliście - zwróciłem się do grupki młodych ludzi. Przy takim obrocie sytuacji wolałem ich nie upominać, że rozpalanie ogniska w parku jest zabronione.
- Spoko - odpowiedział zdawkowo jeden z nich.
- Fajna ta twoja suczka, jaka to rasa? - spytał kolejny.
- To samiec, rasy bichon frise - odpowiedziałem, zaciskając zęby i starając się nie wybuchnąć. To już szósty raz w tym tygodniu, kiedy ktoś myli płeć mojego psa, a jest dopiero środa.
- Poważnie? O kurde, to ten, którego nazywali biszon kędzierzawy! - zaśmiał się trzeci z chłopaków.
- Nie wygląda na samca - dodał znów drugi.
W sumie było ich troje. Każdy z nich ubrany był w dres oraz czapkę z daszkiem, co sprawiało, że czułem lekki respekt w stosunku do nich. W bladym świetle księżyca wyglądali na nieobliczalnych.
- Będę już szedł, serio dzięki - odrzekłem i odwróciłem się, by odejść.
- Hej, młody, zaczekaj! - zawołał za mną jeden z nich - Nie powiesz nam nawet, jak się nazywasz? Tak się nam odwdzięczasz?!
Zadrżałem na całym ciele i dokonałem w głowie szybkiej analizy za i przeciw zignorowaniu tej wypowiedzi, po czym zdecydowałem, że lepiej wrócić.
- Nazywam się Oh Sehun - ukłoniłem się w geście powitania.
- Kim Junmyeon - nieznajomy również się ukłonił.
Pozostała dwójka niechętnie odeszła od ogniska, po czym przedstawili się. Dowiedziałem się, że są to Park Chanyeol i Byun Baekhyun, którzy są w tym samym wieku, w przeciwieństwie do starszego od nich o rok Junmyeona, który miał 23 lata. Pochwaliłem się w duchu za to, że zdecydowałem się zawrócić, ponieważ mając 20 lat czułem swego rodzaju respekt do starszych, co jest w sumie normalne dla większości Koreańczyków.
- Chodź, usiądź z nami - rzekł Baekhyun, wskazując na ognisko.
- Chętnie, ale niestety muszę już wracać, Vivi jest zimno - wskazałem na szczeniaka, który radośnie merdał ogonem i wcale nie wyglądał na zmarzniętego.
Baekyun spojrzał na mnie z powątpiewaniem, a ja przestąpiłem z nogi na nogę i wziąłem Vivi na ręce, po czym powoli zacząłem wracać na ścieżkę. Tak naprawdę nie chciałem już z nimi przebywać, niespodziewane spotkania w środku parku, kiedy jest ciemno, z grupą nieznajomych chłopaków z całą pewnością nie są szczytem moich marzeń. Po chwili odwróciłem się. Junmyeon i Chanyeol zajmowali się kiełbaskami i ogniskiem, ale Baekhyun wciąż patrzył za mną. Zadrżałem i pobiegłem do domu.
Kornelisko dziękuję za super okładkę ♥
CZYTASZ
Don't Tell Anybody || Sebaek
FanficW momencie, gdy po raz pierwszy cię zobaczyłem, już byłem przegrany.