Rozdział 10

60 5 0
                                    

Przez cały następny tydzień wszystkie dni na Ranczo McKeenzie wyglądały tak samo. Emmett i Dylan wychodzili do pracy wczesnym rankiem, wracali dopiero  wtedy gdy dzieci były już w łóżkach. Sara i Jess razem zajmowały się chłopcami i dużo rozmawiały. Jessica dowiedziała się, że Emmett ma młodszego o 3 lata brata który razem z żoną i dwójką dzieci mieszka w Chicago. Z powodu dużej odległości i obowiązków widywali się głównie w różne świąteczne dni. Na codzień pozostawał im tylko kontakt telefoniczny. Jess nie bardzo chciała zdradzać szczegóły swojej przeszłości a Sara nie dociekała skoro dziewczyna nie chciała mówić. Uznała, że jak będzie gotowa to sama im wszystko opowie. 

W  ciągu tego tygodnia kilka razy byli tez w miasteczku na drobnych zakupach. Jess kupiła trochę ubrań i butów dla siebie i synka a także nowe puzzle i grę planszową. Do stałego rytmu dnia doszło też karmienie kotka który odwiedzał ich każdego dnia i stawał się coraz bardziej śmiały. Jess zrobiła mu zdjęcie które pokazała wszystkim sąsiadom a także zrobiła ogłoszenie które rozwiesiła w miasteczku. Miała nadzieję, że znajdzie się właściciel kota bo zwierzak był uroczy. Chłopcy nadali mu, a raczej jej, imię- Dina chociaż Jess prosiła ich żeby tego nie robili bo być może kotka ma właściciela. Jednak dni mijały a po zwierzaka nikt się nie zgłaszał. 

W niedzielę po lunchu Emmett i Jessica zapakowali dzieciaki do auta i pojechali do cyrku. Pokaz był cudowny chociaż , tak jak przewidywała Jess, wielbicielki Emmetta nie dawały im spokoju. Jednak mężczyzna i tym razem pozostawał obojętny na ich zaloty. Po pokazie zabrał wszystkich na obiad do pobliskiej restauracji. Dzieci były pod wrażeniem tego co widziały. Jess również nie mogła ukryć swojego podekscytowania. W cyrku była tylko raz, na szkolnej wycieczce w podstawówce. Po posiłku wrócili do domu i ponownie, tak jak tydzień wcześniej grali w gry aż do zaśnięcia. 

Następnego dnia chłopcy zbiegli do kuchni już ubrani i nad wyraz grzeczni.

-No dobra. Mówcie co się stało- powiedziała Jess widząc ich w takim stanie. 

-Jess... bo my byśmy chcieli zatrzymać tego kotka... ale trzeba porozmawiać z tatusiem...- powiedział niepewnie David.

-I że niby ja mam to zrobić tak? -zapytała kobieta  z uśmiechem.

-Pomyśleliśmy, że tak będzie najlepiej.. -odpowiedział Alex..

-No dobrze, tylko najpierw coś załatwię i wtedy porozmawiam z Emmettem. A do tej pory nic mu nie mówcie o tym pomyśle zgoda?

Chłopcy ochoczo pokiwali głowami i zabrali się za jedzenie.

Po lunchu Jess udało się złapać kota do klatki i pojechała z nim do miasta. Chłopcy naturalnie jej towarzyszyli. Pojechali do weterynarza który zbadał kotkę,zaszczepił ją, odrobaczył  , wykąpał a nawet zadbał o jej pazurki. Po badaniu powiedział, że kotka spodziewa się młodych. Alex i David aż skakali z radości gdy się o tym dowiedzieli ale Jess wiedziała, że będzie kłopot. Do jednego kota może jakoś przekonała by Emmetta ale do kilku? Miała pewne wątpliwości. 

Wieczorem gdy chłopcy już spali Jess wyszła na werandę i usiadła na huśtawce w oczekiwaniu na Emmetta. Mężczyzna zjawił się kilka minut później. 

-Witaj- powiedziała Jess.

Emmett podskoczył bo ponownie nikogo się tu nie spodziewał o tej porze.

-Cholera, kobieto. Czy tobie sprawa przyjemność wprowadzanie mnie w stan przedzawałowy?- powiedział wyraźnie zły.

-Szczerze? Troszkę tak.. Ale nie myślałam, że jesteś taki strachliwy..- odpowiedziała rozbawiona.

-O i jeszcze  cię to bawi. Świetnie.. Mów   czego chcesz bo jestem zmęczony.

-Chciałam porozmawiać ale trochę źle zaczęliśmy tą dyskusję więc mam marne szanse na powodzenie w tej misji- odpowiedziała.

-W jakiej znowu misji?

-Chłopcy mnie wysłali...

-No więc mów.. O co chodzi? - powiedział zniecierpliwiony.

-O kota.

-Co? Jakiego kota?

-Tego którego karmimy od tygodnia. Szukałam jego właściciela ale biedaczka jest bezdomna. Chłopcy, i ja też, bardzo chcielibyśmy ją przygarnąć. Byliśmy z nią u lekarza. Jest zdrowa i zadbana. Tylko jest jeden problem.

-Jaki? Sprowadzi się tu razem z całą kocią rodziną bezdomnych kotów? -zapytał.

-Coś w tym stylu. Będzie miała młode. Później można zadbać o to żeby więcej ich nie miała ale teraz jednak musi je urodzić. A chłopcy nawet nie chcieli słyszeć o oddaniu kociaków. - powiedziała smutno bo wiedziała, że Emmett się nie zgodzi. Ale mężczyzna ją zaskoczył.

-Dobra. W sumie to przydadzą nam się koty. Ale masz zadbać żeby żadne się więcej nie rozmnażali jasne? -powiedział.

Jess wyraźnie się ożywiła. Podobnie jaka Alex ona również nigdy nie miała w domu żadnego zwierzaka.

-Och... Emmett.. dziękuje.. jesteś cudowny! -powiedziała i wspięła się na palce żeby pocałować go w policzek. 

-Spokojnie.. to tylko koty. Nie musisz mi dziękować jakbym ci dawał worek diamentów.- powiedział i się uśmiechnął.

-Diamenty są nic nie warte. Zdecydowanie bardziej wolę mieć własnego kotka. 

-Zadziwiasz mnie..- powiedział cicho Emmett i spojrzał na Jess w sposób w jaki jeszcze na nią nie patrzył.  Z kazdym  dniem był jej coraz bardziej  ciekawy. 

Jessica zmieszała się widząc spojrzenie swojego szefa. 

-Cóż... jeszcze raz dziękuje i dobranoc. W lodówce masz jedzenie- powiedziała i uciekła do domu. 

Emmett również wszedł do domu i udał się do kuchni gdzie jak zwykle czekała na niego kolacja. 



Jak z obrazkaWhere stories live. Discover now