Następnego ranka Jess wstała wcześniej niż zwykle. Umyła się i uczesała a następnie założyła krótkie spodenki i białą koszulkę. Mimo panującej już jesieni na dworze nadal było okropnie gorąco. Gdyby nie klimatyzacja w domu pewnie już dawno by się ugotowała. Nie przywykła do takich temperatur. W kuchni przygotowała śniadanie oraz kawę i czekała aż wstanie reszta domowników. Po chwili dołączył do niej Emmett.
-Hej mała. Co tu robisz tak wcześnie? -powiedział i podszedł do ekspresu.
-Witaj. Nie mogłam spać. I przestań tak do mnie mówić. -powiedziała Jess.
-Dobrze. Więc może kwiatuszki albo słońce będzie lepsze?-zapytał z uśmiechem.
-Nie. Mów do mnie tak jak się nazywam. -odpowiedziała. Nie miała dziś humoru, wiedziała co musi później załatwić i przytłaczało ją to.
-Och.. ale to nudne...-powiedział Emmett udając znudzenie.- ty tez możesz wymyślić mi jakieś przezwisko.
-Bądźmy poważni Emmett.- odpowiedziała nadal bez cienia uśmiechu.
-Będę poważny jak położę się w trumnie. Teraz nie muszę mała. Uciekam i wrócę na lunch. Wtedy będziesz mogła jechać do banku a ja zostanę z chłopakami. - powiedział i wychodząc z kuchni przejechał ręką po włosach Jess jednak ona była tak zamyślona,że nawet tego nie poczuła.
Po śniadaniu pograła w piłkę z chłopcami a potem układali puzzle. Na lunch przygotowała sałatkę i kanapki oraz świeżą, zimną lemoniadę. Gdy tylko Emmett wrócił poszła na górę po torebkę.
- A ty z nami nie zjesz?- zapytał mężczyzna widząc, że Jess wychodzi.
-Przepraszam, nie jestem głodna. Wrócę najszybciej jak to możliwe. -odpowiedziała i zniknęła za drzwiami.
Pół godziny później wyszła z banku z gotówką w kopercie i pojechała w umówione miejsce. Brandon już czekał. Jessica zwlekała z wyjściem z auta. Nie znosiła tego człowieka i teraz sama nie rozumiała jak kiedykolwiek mogła go kochać i wielbić. Wzdrygnęła się lekko i ruszyła ku niemu.
-Masz i znikaj. Więcej nie dostaniesz bo nie mam. I tak nie dostanę wypłaty przez najbliższy czas przez ten dług- powiedziała wręczając mu kopertę.
-Grzeczna dziewczynka. Ale ja jednak wolałbym więcej.-odpowiedział i uśmiechnęł się złośliwie.
-Brandon, na Boga. Ja naprawdę nic więcej nie mam i długo nie będę miała. Czemu nie dasz nam spokoju. Proszę...
-Och.. prawie ci uwierzyłem Jess. Serio. Wiesz.. jak przygarnę dzieciaka to będę miał stały dopływ gotówki... Różne zasiłki, zapomogi i te sprawy. Więc się zastanów.
-Nie możesz tego zrobić. Alex nic dla ciebie nie znaczy. Nigdy nie chciałeś go nawet poznać. Jak śmiesz domagać się jakichś praw do niego! -niemal wykrzyczała kobieta.
-Nie rób scen Jess. Kasa albo dzieciak, coś musisz mi dać. Zastanów się.-powiedział i odszedł.
Jessica poczuła,że po policzkach płyną jej łzy. Nie mogła stracić Alexa.. Kochała go ponad życie, miała tylko jego. Ale ten drań nie cofnie się przed niczym.. Wsiadła do samochodu i próbowała się uspokoić. Po chwili ruszyła w kierunku domu.
Na podwórku bawili się chłopcy z Emmettem. Jess wysiadła z auta i podała dzieciom czekoladowe batoniki które kupiła po drodze.
-A dla mnie nie ma czekoladki? - zapytał Emmett robiąc smutną minę. Po chwili jednak zobaczył twarz Jess i zorientował się,że z nią nie pożartuje. Wiedział, że stało się coś złego. -chłopcy, chcecie trochę pograć na konsoli? -zapytał.
Dzieci pisnęły z radości i wbiegły do domu.
-Włączę im grę a ty czekaj w kuchni. Musimy pogadać- powiedział mężczyzna i odszedł.
Jessica wiedziała, że ciężko będzie jej skłamać ,że wszystko jest w porządku ale musiała spróbować. Przecież nie mogła powiedzieć mu prawdy. Chyba...
Po chwili weszła do domu i poszła do kuchni. Tam wstawiła wodę w czajniku i przygotowała herbatę. Musiała się jakoś uspokoić jednak dłonie ciagle jej drżały. Nie uszło to uwadze Emmetta który właśnie wszedł do kuchni. Mężczyzna podszedł do Jess i wyjął z jej dłoni czajnik po czym odstawił go na podstawkę a następnie bez słowa objął kobietę. Jessica była tak zaskoczona , że nie protestowała i nawet nie wiedziała kiedy się rozpłakała. Przez kilka minut stała wtulona w ciepłe ciało Emmetta i po prostu płakała a on bez słowa głaskał ją po głowie. Po chwili Emmett lekko odsunął ją od siebie i wyjął z kieszeni chusteczki którymi osuszył twarz Jess.
-No mała, a teraz mów. Chcę wiedzieć wszystko i obiecuje, że nie zostawię cię z tym samej.
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza jednak po minucie kobieta się odezwała.
-Brandon przyjechał. Chce pieniędzy albo zabierze mi syna. Jak nie mogę mu go oddać Emmett, nie mogę.. Mam tylko jego.. To mój synek...-mówiła przez łzy.
-Spokojnie kochanie. Pomogę ci. Gdzie go mogę spotkać?- zapytał.
-Nie.. nie możesz się wtrącać. Nie znasz go. Wtedy już na pewno będzie chciał dobrać się do Alexa.
-Hej, zaufaj mi. Nie boję się żadnego chłoptasia, niczego się nie boję Jess. No może tylko tych małych, żółtych robaczków. Są naprawdę okropne- powiedział próbując ją rozweselić.
Jessica uśmiechnęła się ponuro.
-Jest w mieście. Przesiaduje w barze przy głównej drodze. Ale proszę, nie narób sobie przeze mnie kłopotów Emmett. I uważaj na siebie..- powiedziała z troską w głosie.
-Martwisz się o mnie? To miłe. -odpowiedział z uśmiechem. -zostań z chłopakami w domu. Wrócę niedługo. Zostawcie mi coś z obiadu. -wychodząc lekko pocałował Jessice w czoło. Zabrał z wieszaka kapelusz a po chwili odjechał swoją pół ciężarówką.
Jessica chwilę wyglądała za nim przez kuchenne okno a następnie poszła zobaczyć co robią dzieci. Wiedziała, że musi sobie znaleźć jakieś zajęcie na czas nieobecności Emmetta bo inaczej zwariuje.
YOU ARE READING
Jak z obrazka
RomanceMłoda i samotna matka dostaję posadę pomocy domowej i opiekunki do dziecka. Zostawia więc cały znany jej miejski świat i rusza do Teksasu aby wraz z dzieckiem zamieszkać na farmie.