Rozdział 18

65 4 0
                                    

Następnego ranka Jess wstała wcześniej niż zwykle. Umyła się i uczesała a następnie założyła krótkie spodenki i białą koszulkę. Mimo panującej już jesieni na dworze nadal było okropnie gorąco. Gdyby nie klimatyzacja w domu pewnie już dawno by się ugotowała. Nie przywykła do takich temperatur. W kuchni przygotowała śniadanie oraz kawę i czekała aż wstanie reszta domowników. Po chwili dołączył do niej Emmett. 

-Hej mała. Co tu robisz tak wcześnie? -powiedział i podszedł do ekspresu.

-Witaj. Nie mogłam spać. I przestań tak do mnie mówić. -powiedziała Jess. 

-Dobrze. Więc może kwiatuszki albo słońce będzie lepsze?-zapytał z uśmiechem.

-Nie. Mów do mnie tak jak się nazywam. -odpowiedziała. Nie miała dziś humoru, wiedziała co musi później załatwić i przytłaczało ją to. 

-Och..  ale to nudne...-powiedział Emmett udając znudzenie.- ty tez możesz wymyślić mi jakieś przezwisko. 

-Bądźmy poważni Emmett.- odpowiedziała nadal bez cienia uśmiechu. 

-Będę poważny jak położę się w trumnie. Teraz nie muszę mała. Uciekam i wrócę na lunch. Wtedy będziesz mogła jechać do banku a ja zostanę z chłopakami. - powiedział i wychodząc z kuchni przejechał ręką po włosach Jess jednak ona była tak zamyślona,że nawet tego nie poczuła. 

Po śniadaniu pograła w piłkę z chłopcami a potem układali puzzle. Na lunch przygotowała sałatkę i kanapki oraz świeżą, zimną lemoniadę. Gdy tylko Emmett wrócił poszła na górę po torebkę. 

- A ty z nami nie zjesz?- zapytał mężczyzna widząc, że Jess wychodzi.

-Przepraszam, nie jestem głodna. Wrócę najszybciej jak to możliwe. -odpowiedziała i zniknęła za drzwiami.

Pół godziny później wyszła z banku z gotówką w kopercie i pojechała w umówione miejsce. Brandon już czekał. Jessica zwlekała z wyjściem z auta. Nie znosiła tego człowieka i teraz sama nie rozumiała jak kiedykolwiek mogła go kochać i wielbić. Wzdrygnęła się lekko i ruszyła ku niemu.

-Masz i znikaj. Więcej nie dostaniesz bo nie mam. I tak nie dostanę wypłaty przez najbliższy czas przez ten dług- powiedziała wręczając mu kopertę.

-Grzeczna dziewczynka. Ale ja jednak wolałbym więcej.-odpowiedział i uśmiechnęł się złośliwie. 

-Brandon, na Boga. Ja naprawdę nic więcej nie mam i długo nie będę miała. Czemu nie dasz nam spokoju. Proszę...

-Och.. prawie  ci uwierzyłem Jess. Serio. Wiesz.. jak przygarnę dzieciaka to będę miał stały dopływ gotówki... Różne zasiłki, zapomogi i te sprawy. Więc się zastanów. 

-Nie możesz tego zrobić. Alex nic dla ciebie nie znaczy. Nigdy nie chciałeś go nawet poznać. Jak śmiesz domagać się jakichś praw do niego! -niemal wykrzyczała kobieta. 

-Nie rób scen Jess. Kasa albo dzieciak, coś musisz mi dać. Zastanów się.-powiedział i odszedł. 

Jessica poczuła,że po policzkach płyną jej łzy. Nie mogła stracić Alexa.. Kochała go ponad życie, miała tylko jego. Ale ten drań nie cofnie się przed niczym.. Wsiadła  do samochodu i próbowała się uspokoić. Po chwili ruszyła w kierunku domu. 

Na podwórku bawili się  chłopcy z Emmettem. Jess wysiadła z auta i podała dzieciom czekoladowe batoniki które kupiła po drodze. 

-A dla mnie nie ma czekoladki? - zapytał Emmett robiąc smutną minę. Po chwili jednak zobaczył twarz Jess i zorientował się,że z nią nie pożartuje. Wiedział, że stało się coś złego. -chłopcy, chcecie  trochę pograć na konsoli? -zapytał.

Dzieci pisnęły  z radości i wbiegły do domu.

-Włączę im grę a ty czekaj w kuchni. Musimy pogadać- powiedział mężczyzna i odszedł. 

Jessica wiedziała, że ciężko będzie jej skłamać ,że wszystko jest w porządku ale musiała spróbować. Przecież nie mogła powiedzieć mu prawdy. Chyba... 

Po chwili weszła do domu i poszła do kuchni. Tam wstawiła wodę w czajniku i przygotowała herbatę. Musiała się jakoś uspokoić jednak dłonie ciagle jej drżały. Nie uszło to uwadze Emmetta który właśnie wszedł do kuchni. Mężczyzna podszedł do Jess i wyjął z jej dłoni czajnik po czym odstawił go na podstawkę  a następnie bez słowa objął kobietę. Jessica była tak zaskoczona , że  nie protestowała i nawet nie wiedziała kiedy się rozpłakała. Przez kilka minut stała wtulona w ciepłe ciało Emmetta i po prostu płakała a on bez słowa głaskał ją po głowie. Po chwili Emmett lekko odsunął ją od siebie i wyjął z kieszeni chusteczki którymi osuszył twarz Jess. 

-No mała, a teraz mów. Chcę wiedzieć wszystko i obiecuje, że nie zostawię cię z tym samej. 

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza jednak po minucie kobieta się odezwała. 

-Brandon przyjechał. Chce pieniędzy albo zabierze mi syna. Jak nie mogę mu go oddać Emmett, nie mogę.. Mam tylko jego.. To mój synek...-mówiła przez łzy. 

-Spokojnie kochanie. Pomogę ci. Gdzie go mogę spotkać?- zapytał.

-Nie.. nie możesz się wtrącać. Nie znasz go. Wtedy już na pewno będzie chciał dobrać się do Alexa. 

-Hej, zaufaj mi. Nie boję się żadnego chłoptasia, niczego się nie boję Jess. No może tylko tych małych, żółtych robaczków. Są naprawdę okropne- powiedział próbując ją rozweselić. 

Jessica uśmiechnęła się ponuro. 

-Jest w mieście. Przesiaduje w barze przy głównej drodze. Ale proszę, nie narób sobie przeze mnie kłopotów Emmett. I uważaj na siebie..- powiedziała z troską w głosie.

-Martwisz się o mnie? To miłe. -odpowiedział z uśmiechem. -zostań z chłopakami w domu. Wrócę niedługo. Zostawcie mi coś z obiadu. -wychodząc lekko pocałował Jessice w czoło. Zabrał z wieszaka  kapelusz a po chwili odjechał swoją pół ciężarówką. 

Jessica chwilę wyglądała za nim przez kuchenne okno a następnie poszła zobaczyć co robią dzieci. Wiedziała, że musi sobie znaleźć jakieś zajęcie na czas nieobecności Emmetta bo inaczej zwariuje. 


Jak z obrazkaWhere stories live. Discover now